Absurdy I filara

W starym systemie wysokość emerytury zależała od 3 czynników: stażu pracy, poziomu zarobków z wybranego (najkorzystniejszego) 10-letniego okresu oraz zarobków średnich w dniu naszego przejścia na emeryturę. Taki system nazywamy systemem o zdefiniowanym świadczeniu – poziom emerytury definiowały staż pracy, nasze zarobki najwyższe oraz zarobki średnie. W efekcie emerytura niewiele zależała od wysokości wniesionych składek, od całości zarobków. Uznano to za niesprawiedliwe i wskazano jako główny powód przeprowadzenia reformy. Jednak rzeczywisty powód zmian był zupełnie inny.

Problem polegał na tym, że emerytura prawie zawsze była zbyt wysoka w stosunku do sumy wniesionych składek. Dlaczego? To proste – ponieważ zależała właśnie od zarobków najwyższych, a nie od zarobków otrzymywanych w całym okresie. Reformując ZUS (de facto: obniżając przyszłe zobowiązania) wprowadzono więc bezpośrednie powiązanie między wysokością składki a przyszłym świadczeniem – tzw. system o zdefiniowanej składce. W efekcie emerytura nie zależy tylko od zarobków najwyższych, ale od wynagrodzeń otrzymywanych w całym okresie kariery – także tych, które otrzymujemy na początku kariery (z reguły bardzo niskich). Co więcej, ogromny wpływ na wysokość emerytury będą miały okresy braku pracy – nasza przyszła emerytura nie będzie wówczas zasilana żadną składką lub składką minimalną.
W tym sensie przyszła emerytura wypłacana z ZUS ma charakter kapitałowy – zależy wyłącznie od kwoty wniesionych składek. Oznaczać to by mogło, że teraz pieniądze odkładamy już tylko dla siebie i właśnie świadomość tego miała zrekompensować nam spodziewane obniżenie się świadczeń.

Jednak to tylko pozór. Wymyślono jednocześnie, że na naszych kontach w ZUS nie będzie żadnych pieniędzy a jedynie wirtualne zapisy przyszłych zobowiązań. Jak to uzasadniono? Podkreślono, że konto w I filarze nie może być traktowane jak konto w banku lub w funduszu emerytalnym, ponieważ – tu powołajmy się na cytat – „nie ma na nim faktycznych sum – wpłacone składki zostały przekazane emerytom” (Bezpieczeństwo dzięki różnorodności – Biuro Pełnomocnika Rządu ds. Reformy Zabezpieczenia Społecznego czerwiec 1997 r.).
Powyższe uzasadnienie jest oczywiście pozbawione sensu, gdyż na żadnym koncie, czy to bankowym a czy w funduszu emerytalnym nie ma „faktycznych sum”. Nasze pieniądze przez te instytucje są lokowane w różne instrumenty finansowe, w tym obligacje skarbu państwa, który … pozyskane w ten sposób pieniądze w części przeznacza na finansowanie emerytur (a więc nasze składki w II filarze także finansują dzisiejszych emerytur i nikt nie próbuje nam wmawiać, że na rachunku w funduszu nie ma żadnych pieniędzy).
Przejdźmy jednak do dużo ważniejszej dla nas kwestii – konsekwencji jakie ponosimy z tak określonego potraktowania naszych składek w I filarze. Konsekwencja pierwsza to ta, że odkładane składki (na koncie emerytalnym: 12,22% lub 19,52% wynagrodzenia) nie są dziedziczne.

To, że składki nie były dziedziczne w ZUS przed reformą było zrozumiałe – system nie działał według zasady kapitałowej. Przy obowiązującej teraz formule zdefiniowanej składki, nie ma żadnego uzasadnienia, dlaczego okładane przez daną osobę środki nie mają zasilić konta emerytalnego spadkobierców. Co więcej, twórcy omawianych rozwiązań w cytowanej już publikacji, sami nie wiedzieli co z takimi pieniędzmi (pozostawionymi przez osoby zmarłe przed uzyskaniem uprawnień emerytalnych) zrobić i pełni wątpliwości zaproponowali aby „najwłaściwsze wydaje się przeznaczenie ich na sfinansowanie szybszego zmniejszania składki na ubezpieczenie społeczne”. Konsekwencja druga jest nie mniej bolesna – w sposób administracyjny a nie rynkowy jest określana stopa zwiększania się wartości naszych składek. Wiedzmy, że emerytura definiowana składką w większym stopniu jest zależna od tego w jakim tempie będzie zwiększała się wartość składek niż od samej kwoty składek. To tempo waloryzacji (zwiększania wartości) jest więc dla nas sprawą kluczową. Co więcej ze względu na to, że nasze oczekiwania odnosimy do zarobków z ostatnich lat pracy (z reguły najwyższych) oraz, że składki są potrącane z zarobków z całego okresu, to chcąc otrzymywać świadczenie w jako takiej wysokości, tempo zwiększania się składek musi być odpowiednio wysokie – odpowiadające co najmniej tempu wzrostu płac średnich.
Jednak w I filarze nie mamy co na to liczyć.

Przepisy określają bowiem, że składki mają być waloryzowane według wzrostu funduszu płac a nie płacy średniej (zależy nie tylko od płacy średniej ale i stopy bezrobocia)) oraz, że składka będzie waloryzowana tylko w 75% tego wzrostu. Tak określone tempo waloryzacji w praktyce przekreśla szanse na przyzwoitą emeryturę.

A teraz zastanówmy się jak być powinno? Skoro nasze pieniądze odkładane na emeryturę muszą sfinansować emerytury teraźniejsze (obliczane według bardzo korzystnych reguł), a my nie możemy liczyć, że przyszłe pokolenia będą finansować nasze emerytury według tych samych zasad – nie mamy co liczyć na solidaryzm następnego pokolenia – to skarb państwa, powinien: po pierwsze – zaciągnąć wobec nas pożyczkę, po drugie, ta pożyczka powinna być zaciągnięta na warunkach rynkowych (w formie obligacji wieloletnich, których stopa oprocentowania odpowiadałaby rynkowej stopie, np obligacji 10-cioletnich). Przy przyjęciu takiego rozwiązania, nasze pieniądze nadal by finansowały dzisiejszych emerytów – czego nikt nie może kwestionować, natomiast skarb państwa pożyczałby od nas pieniądze na warunkach rynkowych (które zapewne okazałyby się korzystniejsze od teraźniejszych). Najważniejszą konsekwencją będzie jednak ta, że gromadzone przez nas środki finansowe, w przypadku naszej przedwczesnej śmierci, zasilałyby konto emerytalne naszych spadkobierców.

Podkreślmy nowy system jest systemem – także w I filarze – całkowicie kapitałowym. Nazywanie I filara repartycyjnym jest wymysłem ustawodawcy. Przyjęcie rozwiązania „całkowicie kapitałowego” w żaden sposób nie kłóci się z koniecznością finansowania naszymi pieniędzmi dzisiejszych emerytur. Chodzi tylko o to w jaki sposób finansujemy emerytury i czego możemy oczekiwać w zamian. Należy żądać aby nasze pieniądze były pożyczką zaciągniętą przez skarb państwa. Jest to tym bardziej uzasadnione, że nawet gdyby pożyczano od nas pieniądze w formie emisji obligacji skarbowych, to i tak nie będziemy mogli liczyć na taką emeryturę, jaką byśmy otrzymali na starych zasadach.

Czy takie zmiany są możliwe? Przyglądając się wnikliwie przyjętym rozwiązaniom, można je uznać – przynajmniej ich uzasadnienie – za absurdalne. Jednak biorąc pod uwagę do kogo taki postulat zmian jest skierowany, absurdalność niektórych rozwiązań nie jest dla tej strony żadnym uzasadnieniem. Wydaje się jednak, że sprawą mogliby zająć się prawnicy – badając, czy przepis uznający, że w systemie de facto kapitałowym nasze składki nie są dziedziczne i mają służyć do końca nie wiadomo czemu nie jest sprzeczny z konstytucją – zasadą równości wszystkich obywateli wobec prawa.

Maciej Rogala, PPE-Konsultanci