Banki szukają klientów na karty kredytowe nawet w kinach czy przychodniach medycznych

Po hipermarketach i stacjach benzynowych banki zaczęły szukać klientów na karty kredytowe w klinikach medycznych, kinach, wśród czytelników kolorowych gazet. Coraz częściej do karty jest „przywiązana” możliwość zbierania punktów i nagród.

Co kwartał bankom przybywa ok. 250 tys. nowych kart kredytowych. To wciąż niewiele w porównaniu z 16 mln kart debetowych, które wykorzystujemy głównie do wypłacania gotówki z bankomatów. Ale jeszcze dwa lata temu w naszych rękach było tylko półtora miliona kredytówek. Banki dają je za darmo, wydłużają okres darmowego kredytu. GE Money, Lukas Bank i ING Bank Śląski płaciły nawet po 50 zł każdemu, kto zgodzi się wziąć ich kartę kredytową.

Dziś największe triumfy w pozyskiwaniu klientów święcą te banki, które opanowały do perfekcji wciskanie im kart w hipermarketach. Dzięki sojuszom ze sklepami Auchan, Carrefour, Ikea czy Real na liderów karcianego rynku wyrosły takie banki, jak Lukas, Cetelem czy GE Money (każdy z nich wydał już od 600 do 800 tys. kredytówek). Inne banki, chcąc powtórzyć ten sukces, szukają klientów na karty w coraz bardziej nietypowych miejscach.

Idziesz do lekarza, wracasz z kartą

Pod koniec września BZ WBK wprowadził na rynek kartę kredytową dla klientów sieci klinik medycznych Lux-Med. Jest sprzedawana w przychodniach, a każdy, kto zapłaci nią za wizytę, automatycznie otrzymuje 10 proc. rabatu. Wielkopolski bank szuka też klientów w kinach i biurach podróży – niedawno wypuścił Visę Multikino oraz Visę Voyage, o które można wystąpić, kupując wycieczkę lub wychodząc z kina.

Banki ochoczo ścigają się też o względy klientów sieci komórkowych. BZ WBK i mBank wprowadziły karty z logo Orange. To otwiera im możliwość pozyskania kilku milionów posiadaczy komórek, którzy niekoniecznie mają czas i ochotę odwiedzić oddział banku. mBank chwali się, że na zakup jego Visy Orange decyduje się prawie co dziesiąty klient, do którego bank kieruje ofertę.

Banki chcą dotrzeć do kobiet, które rzadziej niż mężczyźni mają w portfelu kredytówkę W październiku światło dzienne ujrzała karta Visa Radość Życia wydana przez mBank wspólnie w niemieckim wydawnictwem G+J. Jego pisma – „Claudię”, „Glamour”, „Galę”, „Naj” czy „Focus” – czyta miesięcznie 7 mln osób. GE Money lada moment zacznie sprzedaż kart wspólnie z producentem kosmetyków Avon. Ponad 200 tysięcy konsultantek i kolejne kilkaset tysięcy obsługiwanych przez nie klientek to dla banku łakomy kąsek. A Bank Millennium wystartował niedawno z kartą Visa Sephora.

Plastik ma na siebie zarabiać

Bankowcom sen z powiek zaczyna spędzać inny problem. Jak skłonić klienta, który nie zgłosił się sam po kartę do banku, lecz „wciśnięto” mu ją do ręki przy okazji zakupów, wizyty u lekarza czy seansu kinowego, by jej aktywnie używał, a nie rzucił w kąt? Eksperci szacują, że w niektórych bankach aktywnych jest tylko połowa wszystkich wyemitowanych kart!

Lekarstwem ma być łączenie kart z programami lojalnościowymi. Płacąc kartą kredytową w sklepie czy na stacji benzynowej, posiadacz karty jednocześnie zbiera punkty, które później zamienia na nagrody. – Z badań wynika, że blisko trzy czwarte europejskich konsumentów chce mieć kartę kredytową oferującą dodatkowe korzyści. W Polsce nie jest inaczej – mówi Artur Mojecki, dyr. banku BZ WBK.

Przykład dały banki, które wydają karty w hipermarketach. W sklepach Carrefour każdy klient płacący kartą Cetelem Banku otrzymuje automatycznie 1,5 proc. rabatu na wszystkie produkty. W Ikei (karta wspólna z HSBC) rabat może sięgnąć nawet 15 proc., choć tylko na wybrane towary.

Gwóźdź sezonu: karta z lojalnością

Kartą Visa Multikino wystarczy zapłacić za cztery bilety do kina, by piąty otrzymać gratis. Bezpłatny bilet można uzyskać także, jeśli zrobi się kartą zakupy za 2 tys. zł. Płacąc za zakupy kartą Lux-Medu, zbiera się punkty, które można wymienić na bezpłatne wizyty w przychodniach. Karta Radość Życia gwarantuje rabaty przy zakupach w 2,2 tys. sklepów.

To się opłaca obu stronom. – Jeśli ktoś aktywnie użytkuje kartę kredytową, może w ciągu roku oszczędzić dzięki programowi lojalnościowemu nawet kilkaset złotych. Banki zwracają w postaci punktów od około 0,2 do 0,9 proc. kwoty wydanej kartą – oblicza Paweł Majtkowski, ekspert firmy Expander zajmującej się doradzaniem w sprawach finansów osobistych.
Bank też korzysta, bo według statystyk karty powiązane z programami lojalnościowymi są częściej używane przez klientów (kto nie lubi zbierać punktów i dostawać nagród?). – Nie sposób jednak jednoznacznie powiedzieć, na ile wynika to z samej istoty karty lojalnościowej, a na ile z tego, że najczęściej karty partnerskie noszą w portfelach osoby lepiej zarabiające, ale fakt jest faktem – mówi Majtkowski.

Dlaczego banki kochają karty?

Karty kredytowe to dla każdego banku prawdziwa żyła złota. Nawet jeśli wydanie plastiku jest darmowe, to już od drugiego roku klient płaci kilkadziesiąt złotych abonamentu. Gdy nie wyrównamy salda przed upływem okresu bezodsetkowego (najczęściej ok. 54 dni), bank zaczyna naliczać odsetki – kilkanaście procent w skali roku. Zdarzają się też opłaty za ubezpieczenie karty. Niezależnie od opłat i odsetek pobieranych od posiadacza karty, bank ma też ok. 1 proc. prowizji od sklepów, w których płacimy kartą za zakupy. To dlatego banki tak mocno zachęcają nas do płacenia za zakupy kartami, a nie gotówką. Zwłaszcza, że do wypłat z bankomatu muszą dopłacać (koszt serwisu urządzeń i dowozu gotówki).

Maciej Samcik, Gazeta Wyborcza