BGŻ wypłaci dywidendę, ale dopiero po 2008 r.
Nie był to rok samych sukcesów, ale to, co się nie udało, BGŻ dokończy w tym roku. A w przyszłym? W przyszłym – drżyj konkurencjo.
Bank Gospodarki Żywnościowej (BGŻ) zarobił w ubiegłym roku na czysto 104 mln zł – o 26 proc. więcej niż rok temu.
– I pierwszy raz od długiego czasu zwiększyła się suma bilansowa – z 16,6 do 18,6 mld zł. To zasługa rosnącej akcji kredytowej – podkreśla Jacek Bartkiewicz, prezes BGŻ.
Ambitne cele
Bankowi udało się przede wszystkim zaistnieć na rynku hipotecznym. Takich kredytów udzielił na 1,3 mld zł, co daje mu około 2,1-procentowy udział w rynku.
– Naszą ambicją jest osiągnięcie do końca tego roku 3 proc. Aby tego dokonać, musimy utrzymać miesięczną sprzedaż kredytów hipotecznych na poziomie 150 mln zł – uważa Jacek Bartkiewicz.
Podkreśla także duże zainteresowanie sektora małych i średnich przedsiębiorstw (MSP) nową ofertą, m.in. kredytem Ekspres Linai czy AgroEkspres. Finansowanie tego sektora także pozytywnie wpłynęło na wynik.
– Zamierzamy w najbliższych latach znacząco zwiększać przychody ze współpracy z MSP, co oznacza, że jeśli średni rynkowy wzrost przychodów wyniesie np. 7-9 proc., to my powinniśmy osiągnąć 20 proc. – mówi Jacek Bartkiewicz.
Pozytywny wpływ na wynik miała sprzedaż wierzytelności. Wartość portfela wyniosła 420 mln zł.
W tym roku przygotowujemy kolejny pakiet, ale niższych kredytów, o wartości 50-100 tys. zł, dla klientów indywidualnych i małych firm. Jego wartość może wynieść minimum 100 mln zł – wyjaśnia Jacek Bartkiewicz.
Dzięki takim operacjom udział kredytów nieregularnych w BGŻ wynosi obecnie 8 proc., czyli normalnie. Jeszcze niedawno, w 2003 r., było to ponad 27 proc.
Gorycz porażek
Nie wszystko jednak w ubiegłym roku się udało. BGŻ odnotował np. spadek depozytów klientów indywidualnych, nie rozwinął działalności na rynku consumer finance, a przyrost liczby kart kredytowych też trudno uznać za sukces.
– Ciągle analizujemy rynek consumer finance i zastanawiamy się, w jaki sposób trafić do klientów poza dużymi aglomeracjami. W depozytach zamierzamy poprawić naszą ofertę. Rozwój na rynku kart to kolejne pilne zadanie dla pionu detalicznego – przyznaje Jacek Bartkiewicz.
BGŻ myślał też o własnym TFI. Ale nie ma dużej podaży spółek do przejęcia. Na razie sprzedaje obce fundusze ze szczególnym uwzględnieniem funduszy Rabo i Union Investment. Miał również reaktywować spółkę leasingową.
Dywidenda nie teraz
W tym roku BGŻ ma zamiar otworzyć nowe placówki. Sprawą otwartą jest, czy będzie to sieć własna, czy franczyzowa. BGŻ myśli bowiem o otworzeniu bank shopów, czyli bezkasowych punktów sprzedaży produktów wyposażonych w bankomaty i dostęp do internetu. Teraz bank ma 260 tradycyjnych placówek i ich sieć powiększy się o 50.
Restrukturyzacja i inwestycje BGŻ w nowe przedsięwzięcia nie sprzyjają poprawie wskaźników. Wskaźnik kosztów do dochodów C/I wynosi 90 proc. Wśród dużych banków jest najgorszy. W tym roku ma się poprawić o 10 pkt. proc. dzięki wzrostowi przychodów, przy zamrożeniu kosztów. Zwrot z kapitału ROE wynosi 7,2 proc., ma wzrosnąć o 0,6 pkt proc. I choć BGŻ ma wysoki, wynoszący 14,7 proc., współczynnik wypłacalności, na dywidendę akcjonariusze też nie mają co liczyć.
– W tym roku kończymy restrukturyzację. W przyszłym będziemy gotowi stawiać czoło rynkowym wyzwaniom. Dywidendę zapłacimy z zysku za 2008 r. – obiecuje Jacek Bartkieiwcz.
Beata Tomaszkiewicz, Puls Biznesu