Bunt członków SKOK

W najbliższy weekend w Trójmieście powstanie stowarzyszenie, które będzie walczyło o powrót do szczytnych ideałów SKOK-ów. Kasy, niegdyś sąsiedzkie organizacje samopomocowe, dziś oskarżane są o komercjalizację, zaś ich kierownictwo – o wypompowywanie pieniędzy do prywatnych kieszeni.

Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe to największa pozabankowa organizacja zajmująca się udzielaniem pożyczek i przyjmowaniem lokat. Obsługuje półtora miliona klientów, ma więcej oddziałów niż największy bank detaliczny – PKO BP. Ludzie powierzyli SKOK-om już prawie 4 mld zł oszczędności. Wartość udzielonych przez spółdzielnie pożyczek przekracza 3 mld zł! To tyle, ile ma średniej wielkości bank. W tej wzorowo pracującej machinie zaczynają się jednak zacierać tryby.

Byli spółdzielcy chcą zmian

W SKOK-ach kiełkuje przewrót. Szyki zwiera opozycja, która nie godzi się na trwający od dziesięciu lat dyktat Kasy Krajowej skupiającej wszystkie SKOK-i. Celem buntowników jest odsunięcie od władzy tzw. Wielkiej Piątki – grupy prezesa Grzegorza Biereckiego, kiedyś jednego z prominentnych działaczy „Solidarności”, który wraz z czwórką najbliższych współpracowników żelazną ręką kieruje Kasą Krajową. A poprzez nią trzyma w garści setkę małych SKOK-ów w całym kraju.

Opozycjonistów jest na razie niewielu – to kilkadziesiąt osób, które zostały usunięte z władz lokalnych SKOK-ów. Jak twierdzą – za to, że nie chciały się podporządkować grupie Biereckiego. Ich SKOK-i zostały połączone z innymi lub zlikwidowane. W sobotę buntownicy formalnie zawiążą w Trójmieście stowarzyszenie. Jego celem ma być odsunięcie Wielkiej Piątki, którą oskarżają o przekształcenie samopomocowych spółdzielni w komercyjne przedsiębiorstwo.

Kto za tym stoi?

Choć SKOK-i obficie korzystają z pomocy państwa (m.in. z ulgi podatkowej), działają prawie tak samo jak zwykłe banki. Pożyczki są oprocentowane średnio na 16-18 proc., zaś depozyty – tylko na 6-7 proc. SKOK-i wydają karty płatnicze, sprzedają udziały funduszy inwestycyjnych i ubezpieczenia. Niewiele łączy je ze spółdzielniami, które powstały przed II wojną światową, by na zasadzie pomocy sąsiedzkiej pożyczać pieniądze najbiedniejszym, przed którymi banki zamykają drzwi.

Inicjatorzy stowarzyszenia chcą to zmienić. I wytaczają przeciwko Wielkiej Piątce najcięższe armaty. – Zbieramy dokumenty, które pozwolą nam złożyć doniesienie do prokuratury przeciwko kierownictwu Kasy Krajowej o działanie na szkodę SKOK-ów i wyprowadzanie z nich pieniędzy – mówi Zenon B., jeden z liderów buntu (prosi o anonimowość). Stowarzyszenie chce też zaskarżyć w Trybunale Konstytucyjnym ustawę, która nakazuje SKOK-om przynależność do Kasy Krajowej.

Mariusz Wielebski z biura rzecznika Kasy Krajowej nie chciał się wypowiadać dla „Gazety” na temat stowarzyszenia. – Znamy te osoby. Nie są dla nas wiarygodne – oświadczył, odmawiając komentarza.

Sam prezes Bierecki podejrzewa spisek. W niedawnym wywiadzie dla tygodnika „BussinessWeek” zatytułowanym „Ktoś chce nas zniszczyć, bo świetnie się rozwijamy” przekonywał: – Mówi się, że ta kampania jest zlecona przez pośredników kredytowych, którzy poczuli się zagrożeni.

Sprawa polityczna

Nie jest pewne, czy Bierecki może wciąż liczyć na poparcie poselskiego lobby, które w ostatnich dziesięciu latach skutecznie forsowało korzystne dla SKOK-ów zapisy w ustawach. To posłowie zdecydowali, że:

  • wszystkie SKOK-i muszą obowiązkowo należeć do Kasy Krajowej
  • Kasa Krajowa może łatwo likwidować i łączyć ze sobą SKOK-i
  • kasy, choć zarabiają pieniądze, są zwolnione z podatku dochodowego.

O ile dwie pierwsze regulacje są dziełem posłów poprzednich kadencji, o tyle zwolnienie podatkowe miało być zlikwidowane od 2004 r. A jednak – przedłużone o kolejne trzy lata – pojawiło się w tegorocznej ustawie budżetowej.

Z ustaleń „Gazety” wynika, że posłowie zorientowali się, że popełnili błąd, i rozważają zniesienie przywilejów podatkowych dla SKOK-ów. – Uważam, że żadna instytucja finansowa nie powinna być preferowana w taki sposób – deklaruje Rafał Zagórny, poseł Platformy Obywatelskiej. Na dodatek przed dwoma tygodniami ujawniliśmy, że zwolnienie podatkowe dla SKOK-ów nie zostało nawet zgłoszone do Komisji Europejskiej, więc może się okazać niedozwoloną w świetle regulacji unijnych pomocą publiczną.

PiS się łamie?

Za główne polityczne zaplecze SKOK-ów uznawane jest Prawo i Sprawiedliwość. Prezes Bierecki był niegdyś bliskim współpracownikiem Lecha Kaczyńskiego. W programie PiS wspieranie spółdzielczości zajmowało od dawna poczesne miejsce. SKOK-i zaś dodatkowo jako jedne z ostatnich instytucji finansowych pozostają w rękach polskiego kapitału (prawie wszystkie banki należą do zagranicznych grup finansowych).

Orędownikiem SKOK-ów jest zwłaszcza poseł PiS Przemysław Gosiewski. Wspólnie z posłanką SLD Aldoną Michalak stworzył w sejmowych podkomisjach egzotyczną koalicję i przy bierności innych posłów próbował wpisać kolejne korzystne dla SKOK-ów zapisy do projektów ustaw o upadłości konsumenckiej i o limicie oprocentowania kredytów, tzw. lichwie. SKOK-i mogłyby np. nadal oferować bardzo wysoko oprocentowane pożyczki „chwilówki”, podczas gdy banki byłyby objęte limitami.

Po publikacjach „Gazety” posłowie poprawili projekt ustawy antylichwiarskiej. Z kolei rządowy projekt ustawy o upadłości konsumenckiej nie zawiera już zapisów o konieczności prowadzenia dla oddłużanej osoby specjalnego rachunku przez „organizację pożytku publicznego” oferującą największą sieć oddziałów (co preferowałoby SKOK-i). Poseł Gosiewski kilkanaście dni temu przyznał nam, że SKOK-i powinny być wspierane przez państwo, ale niekoniecznie musi to być zwolnienie podatkowe.

Kasa pełna patologii

Skąd wzięła się potęga i wpływy polityczne Biereckiego oraz Kasy Krajowej? Wszystko zaczęło się od przeforsowanej w 1995 r. ustawy, która nałożyła na wszystkie SKOK-i obowiązek należenia do Kasy Krajowej. Opanowana przez ludzi Biereckiego centrala zaczęła nakładać na szeregowe SKOK-i coraz liczniejsze obciążenia finansowe. Te, które nie chciały się podporządkować, były likwidowane lub przymusowo włączane do większych, obsadzonych uprzednio przez ludzi Wielkiej Piątki.

System przez lata obrósł też patologiami. Przy spółdzielniach powstały spółki, fundacje, przez które przepływają wielkie pieniądze. Regionalne kasy nie mają żadnych wpływów – wszystko muszą ustalać z centralą. „Polityka” pisała niedawno, że członkowie Wielkiej Piątki sami zarabiają m.in. na wynajmowaniu SKOK-om nieruchomości. Najpierw biorą w SKOK-ach kredyty i kupują za nie lokale, a potem wynajmują te lokale SKOK-om. Dochody z najmu pozwalają szybko spłacić pożyczki i wyjść na swoje.

Jak zmienić SKOK-i

Według buntowników źródłem patologii jest źle zbudowane prawo, centralizujące władzę nad SKOK-ami. Jednym z współtwórców ustaw regulujących działalność SKOK-ów i Kasy Krajowej jest prof. Krzysztof Pietrzykowski, dziś szefujący Centrum Studiów i Analiz Sądu Najwyższego. To on w 1996 r. wspólnie z innym prawnikiem Adamem Jedlińskim (obecnie zasiadającym w radzie nadzorczej Kasy Krajowej) napisał komentarz do ustawy o SKOK-ach. Prof. Pietrzykowski ostrzega przed radykalnymi krokami, takimi jak np. likwidacja Kasy Krajowej.

– Gdyby poszczególne SKOK-i miały pełną dowolność działania, pieniądze klientów nie byłyby bezpieczne. Tak samo jak u nas spółdzielcze kasy funkcjonują w innych krajach – przekonuje profesor. Nie chce jednak komentować zarzutów przeciwko osobom z kierownictwa Kasy Krajowej. Odsyła nas do Adama Jedlińskiego. Niestety, jak się dowiedzieliśmy w Kasie Krajowej, Jedliński przebywa na zwolnieniu lekarskim i nie może z nami rozmawiać.

Buntownicy odpowiadają, że „krajówka” nie jest potrzebna, bo SKOK-i powinny być poddane nadzorowi NBP oraz Komisji Nadzoru Bankowego, tak jak inne instytucje finansowe. Taki pomysł nieoficjalnie wspierają bankowcy, mając wątpliwości co do kondycji finansowej kas. Na stronie internetowej SKOK można co prawda znaleźć informację, że pieniądze członków spółdzielni są w 100 proc. gwarantowane do kwoty 22,5 tys. euro (ponad 80 tys. zł), ale źródłem gwarancji jest Kasa Krajowa. Banki zaś muszą wpłacać składki do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, niezależnej instytucji, na którą nie mają żadnego wpływu.

Maciej Samcik, Gazeta Wyborcza