Czy spekulanci zaatakują złotego, koronę i forinta?

Waluty krajów wstępujących do strefy euro są narażone na ataki spekulacyjne. Czy rządy Polski, Czech lub Węgier są w stanie poradzić sobie z tym zagrożeniem?

Spekulanci walutowi, aby osiągnąć jak największe zyski, sprzedają i odkupują waluty wielokrotnie w ciągu dnia. Spekulacja walutowa polega na kupowaniu i sprzedawaniu walut, w celu osiągnięcia zysku w wyniku różnicy w cenie.W ujęciu risk management, można powiedzieć, że spekulacja polega na umiejętnym podejmowaniu ryzyka związanego ze zmianami kursów walut, a zysk w tym wypadku pochodzi z różnic w cenach walut.

O co chodzi spekulantom?

Czynniki wpływające na rynek walutowy można podzielić na trzy grupy: ekonomiczne, polityczne i psychologiczne nastawienie inwestorów. Do czynników ekonomicznych zaliczamy te, które mogą spowodować wzrost lub spadek ilości pieniądza w obiegu. Czynniki takie jak: inflacja, poziom stóp procentowych, polityka kredytowa banków, sytuacja w bilansie handlowym kraju, a w szczególności bilans płatniczy oraz sytuacja na rachunku obrotów bieżących. Czynniki polityczne to: polityka gospodarcza, prowadzona przez rząd, a w szczególności fakt, czy polityka ta jest synchronizowana z polityką monetarną, prowadzoną przez bank centralny. Po drugie, czy polityka rządu nie powoduje wzrostu lub spadku ilości pieniądza w obiegu, poprzez odpowiednie ustawienie poziomu podatków. Czynnik psychologiczny to nastawienie inwestorów, które ma kardynalne znaczenie w spekulacji walutowej, ponieważ decyduje o momencie rozpoczęcia ataku. Stąd wniosek, że większość ataków spekulacyjnych nie ma podstawy w fundamentach gospodarczych kraju. Jednak spekulanci walutowi uważnie obserwują fundamenty gospodarcze i jeśli zachodzi w nich asymetria, zostaje natychmiast wykorzystana do ataku walutowego. Wszystko po to, aby zarobić więcej.

Uniknąć drugiej Argentyny

Załóżmy, że w danym kraju istnieje system walutowy, w którym trzeba obronić wybrany kurs waluty. Jeśli w tym kraju jest deficyt budżetowy, to taka sytuacja powoduje, że wywierane są naciski na bank centralny, aby prowadził luźną politykę monetarną (obniżka stóp procentowych oraz zwiększenie podaży pieniądza) celem pobudzenia krajowego źródła finansowania tegoż deficytu. To z kolei oznacza zwiększenie ilości lokalnej waluty w obiegu, czyli de facto osłabienie waluty krajowej. Efekt tego ruchu jest spotęgowany przez działania obywateli kraju, którzy pozbywają się lokalnej waluty na rzecz zagranicznej — bardziej stabilnej. W tych warunkach rząd i władze monetarne zaczynają skupować walutę krajową za walutę zagraniczną, czyli za rezerwy walutowe. Ma to na celu umocnienie waluty krajowej i uwiarygodnienie jej w oczach inwestorów zagranicznych. Waluty krajowej można bronić tak długo, na ile wystarczy rezerw walutowych. Potem inwestorzy zagraniczni zawsze opuszczają taki kraj.

Przykładem takiej sytuacji jest ostatni kryzys finansowy Argentyny, która miała swoją walutę umocowaną do dolara. W momencie, kiedy inwestorzy zaczęli uciekać, nie można już było obronić waluty krajowej. Ten przykład pokazuje, jak niedociągnięcia w polityce fiskalnej mogą doprowadzić do braku równowagi na rynku pieniężnym i doprowadzić do kryzysu walutowego. Drugim czynnikiem, który wyjaśnia spekulację walutową są samospełniające się oczekiwania rynku, w szczególności, kiedy rząd prowadzi odpowiednią politykę gospodarczą, która nie daje szans na pojawienie się ataku walutowego. Sytuacja taka ma miejsce w Polsce. Taka polityka to mieszanina kursu uwolnionej oraz odpowiednio dopasowanej polityki monetarnej i fiskalnej. Wtedy spekulanci wycofują się, licząc na to, że prędzej czy później rząd zmieni politykę chociażby ze względu na wysokie koszty opieki społecznej takiej polityki, czy po prostu w wyniku wyborów, które oznaczają nowe rządy, nową politykę gospodarczą, która może sprzyjać prowadzeniu ataku spekulacyjnego.

Przez ERM II do strefy euro

Próbę odpowiedzi na pytanie, czy któraś z walut Polski, Czech czy Węgier jest narażona na atak spekulacyjny należy rozpocząć od oceny, czy kraje te spełniają warunki z Maastricht. Na ogół uważa się, że Polska wejdzie do ERMII w 2007 r., Czechy w 2008 r. lub nawet później, podczas gdy Węgry mogą przystąpić do mechanizmu w 2007 r. W obecnych warunkach przyjęcie euro przez te trzy państwa mogłoby nastąpić najwcześniej w 2010 r., co oznacza, że przez najbliższe cztery lata, ich waluty mogą być przedmiotem ataku spekulacyjnego. W przypadku Polski, oznacza to, że kurs walutowy jest ustalany na bazie mechanizmów rynkowych bez żadnych ograniczeń, co do poziomu. Wahania kursowe w Czechach w dużej mierze uzależnione są od przebiegu kursu euro, między innymi do innych walut zagranicznych.

Węgry są już prawie w ERM II, ponieważ wahania kursowe ich waluty mieszczą się w obrębie pasma ±15 proc. do kursu parytetowego. Złoty nie może zatem stanowić przedmiotu ataku spekulacyjnego w najbliższych latach do momentu przystąpienia do mechanizmu ERM II. Atak na złotego może zakończyć się niepowodzeniem, ponieważ bank centralny nie zareaguje na skrajną aprecjację lub deprecjację naszej waluty, tłumacząc to tym, że są to warunki rynkowe. Najbardziej narażony na atak spekulacyjny jest forint węgierski ze względu na umocowanie do euro. Korona czeska jest narażona na atak w ograniczonym zakresie — władze monetarne mogą odpowiednio wcześniej zareagować. Nie ulega wątpliwości, że wszystkie te trzy waluty będą narażone na atak spekulacyjny kiedy przystąpią do ERM II, co może nastąpić w latach 2007 – 2008. Po spełnieniu warunków z Maastricht, pobyt w ERM II, trwający co najmniej dwa lata, może doprowadzić do asymetrii w polityce gospodarczej, czyli może zachodzić chwilowe niedopasowanie polityki monetarnej i fiskalnej.

2010 czy jeszcze później?

W Polsce dużym problemem będzie utrzymanie dyscypliny budżetowej, szczególnie, jeżeli weźmiemy pod uwagę zmniejszenie deficytu budżetowego oraz sposoby jego dofinansowywania. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że odbędą się wybory parlamentarne, które wyłonią nowy rząd koalicyjny — jeśli wierzyć sondażom, zwycięży PO i PiS. O ile PO nastawiona jest prorynkowo i chciałaby szybko wprowadzić euro, o tyle PiS jest antyunijny i chciałby ograniczenia niezależności banku centralnego. Może to doprowadzić do tarcia z Komisją Europejską. PiS proponuje też programy socjalne, które mogą być poważnym obciążeniem dla budżetu i mogą zagrozić spełnieniu warunków z Maastricht. Byłby to idealny moment na atak spekulacyjny na złotego z dwóch powodów: po pierwsze — asymetrii gospodarczej, a po drugie — przebywania w ERM II.

Czechy są mniej narażone na atak spekulacyjny, ponieważ czeka je najdłuższa droga do spełnienia warunków z Maastricht. Podobnie jak Polska, Czechy mają problemy z wprowadzeniem dyscypliny fiskalnej. Biorąc pod uwagę, że wybory parlamentarne odbędą się w 2006 r., szanse na wprowadzenie euro przed lub w 2010 r. oddalają się. Często mówi się, że Czechy mogą wejść do mechanizmu ERM II w 2008 r. lub później, co oznaczałoby wprowadzenie euro po roku 2010. Może to nastąpić jedynie w sprzyjających warunkach politycznych. W tym okresie ryzyko ataku spekulacyjnego na koronę czeską jest zatem minimalne i byłoby to raczej na zasadzie fallout z ataku spekulacyjnego w jednym z sąsiednich krajów.

Najbardziej narażone na atak wydają się Węgry — ze względu na wysoką asymetrię gospodarczą oraz obecnie obowiązujący reżim kursowy, który zmusiłby władze monetarne do ingerencji w kurs walutowy. Asymetria jest wynikiem utrzymującego się na wysokim poziomie deficytu budżetowego -5,8 proc. PKB oraz wysokiej inflacji (6,6 proc.). Najbliższe cztery lata przyniosą więc ciekawe wydarzenia na rynkach walutowych w tych trzech krajach.

Richard Mbewe, WGI Dom Maklerski