GPW: inwestorzy wbrew polityce
Koniec Sejmu V kadencji wywarł na inwestorach giełdowych mniejsze wrażenie niż słabe dane z rynku pracy w USA. Gdy w 1993 r. padł rząd Hanny Suchockiej i rozwiązano parlament, wywołało to prawdziwą panikę na parkiecie.
Sejm rozpoczął w piątek posiedzenie krótko po 9 rano, zaraz po tym, jak inwestorzy na warszawskiej giełdzie zaczęli handlować kontraktami terminowymi. Mimo że wnioski o samorozwiązanie parlamentu miały być głosowane dopiero po południu, to było prawie przesądzone, że posłowie skrócą kadencję.
Na parkiecie wcale nie widać było lęku – gdy o 9.30 ruszył handel akcjami, indeks dwudziestu największych spółek WIG20 zyskał na starcie 0,3 proc. Przez kolejne godziny szedł w górę. Jednak po 14.30, gdy nadeszły fatalne dane o liczbie nowych miejsc pracy poza rolnictwem w USA, inwestorzy na całym świecie wystraszyli się, że gospodarce USA grozi spowolnienie. I rzucili się do wyprzedaży, także w Warszawie. Indeks WIG20 stracił ostatecznie prawie 1 proc. i sesja zakończyła się w fatalnych nastrojach.
Wieczorem posłowie zdecydowali o skróceniu kadencji, a marszałek Ludwik Dorn natychmiast podpisał uchwałę. W poniedziałek inwestorzy złożą zlecenia na giełdzie, wiedząc, że 21 października pójdą do urn.
Ile polityki na parkiecie?
Możliwe zmiany w polityce gospodarczej, podatkach, ulgach inwestycyjnych, sposobie i tempie prywatyzacji – to wszystko czeka na giełdowych graczy po każdych wyborach. Kupując i sprzedając akcje, muszą oni kalkulować ryzyko polityczne, obstawiać mniej lub bardziej optymistyczne scenariusze polityki nowego rządu. W szesnastoletniej historii giełdy mieliśmy już pięciokrotnie wybory parlamentarne i trzykrotnie prezydenckie. Z naszej analizy wynika, że z biegiem lat inwestorzy coraz mniej nerwowo reagują na wybory, bo gospodarka żyje własnym rytmem.
Choć z reguły im bliżej wyborów, szczególnie parlamentarnych, tym ostrożniejsze stają się inwestycje na giełdzie. Tradycyjnie górę bierze psychologia, a nie analiza fundamentalna czy techniczna. Inwestorzy z takim samym zainteresowaniem czytają sondaże przedwyborcze jak komunikaty spółek.
Jak to wcześniej z wyborami bywało
• 1991 r. – Pierwszy raz nasi inwestorzy musieli zmierzyć się z polityką już kilka miesięcy po rozpoczęciu działalności przez giełdę. Na krótko przed wyborami parlamentarnymi eksplodowały ceny akcji, ale tuż po wyborach doszło do wielkiej przeceny. Trzeba jednak pamiętać, że rynek był młody, nieobliczalny, inwestorzy reagowali „stadnie”, czyli albo wszyscy sprzedawali, albo kupowali, bez oglądania się na wyniki spółek czy kondycję gospodarki.
• 1993 r. – Nieoczekiwany upadek rządu Hanny Suchockiej i rozwiązanie parlamentu przez prezydenta Wałęsę spowodowały gwałtowną wyprzedaż, ale po kilku sesjach panika minęła. Krótko przed głosowaniem 19 września WIG wzrósł o 3,2 proc. Nieoczekiwane zwycięstwo lewicy zostało przyjęte spokojnie. Ale później ruszyła ostra przecena, bo niepokój wzbudziły zapowiedzi liderów SLD o możliwym opodatkowaniu dochodów z akcji osób fizycznych.
Prywatyzacja Banku Śląskiego ponownie rozgrzała hossę, która zakończyła się dopiero wiosną 1994 r. spektakularnym krachem spowodowanym spekulacyjnym wywindowaniem cen akcji.
• 1995 r. – Po raz pierwszy inwestorzy giełdowi przeżyli wybory prezydenckie, i to wzbudzające wielkie emocje: z jednej strony stanął prezydent Lech Wałęsa, a z drugiej Aleksander Kwaśniewski. Inwestorzy uważali, że korzystniejsza byłaby kontynuacja władzy w Belwederze i do zmian podchodzili z lękiem. W powyborczy poniedziałek kursy gwałtownie spadły – WIG stracił 3,8 proc. Analitycy twierdzili, że było to pokłosie nerwowej reakcji inwestorów liczących na powtórny wybór Wałęsy. Silne wzrosty powróciły dopiero na początku 1996 r.
• 1997 r. – Wielka powódź, spadek wartości złotego i podwyżka stóp procentowych przez NBP sprawiły, że przed wyborami zagościły silne spadki. Później było ostre odreagowanie. Ostatnie sesje przed głosowaniem były spokojne, a rynek wyraźnie uodpornił się na polityczne zawirowania. Zarówno SLD, jak i AWS były dobrze oceniane przez inwestorów i zwycięstwo każdej z nich nie mogło zachwiać rynkiem. Wygrana AWS została przyjęta spokojnie – WIG minimalnie wzrósł.
• 2000 r. – Aleksander Kwaśniewski był zdecydowanym faworytem wyborów prezydenckich. Ale mimo przewidywalnego wyniku, na parkiecie nie było wesoło. Od polityki ważniejsze okazały się doniesienia ze światowych giełd i poważne osłabienie naszej gospodarki. Przed i po wyborach trwał festiwal przeceny – na pierwszej powyborczej sesji WIG20 stracił 0,8 proc. Inwestorzy bardziej zaprzątali sobie głowy zdecydowanym pogorszeniem koniunktury na światowych rynkach akcji w konsekwencji pęknięcia bańki internetowej.
• 2001 r. – Zwycięzca wyborów parlamentarnych był znany z góry – zagadką pozostawała skala wygranej SLD. Ale ponownie sytuacja na zagranicznych giełdach była bardzo zła, a wieści z naszej gospodarki i budżetu – kiepskie. Zamachy z 11 września podcięły koniunkturę na globalnym rynku kapitałowym. Na pierwszej sesji po wyborach zakończonych triumfem SLD WIG20 stracił 1,7 proc.
Podwójne wybory, rekordowy rok giełdy
W 2005 r. inwestorzy musieli zmierzyć się z ryzykiem politycznym aż na dwóch frontach: parlamentarnym i prezydenckim. Od dwóch lat giełda kwitła: indeksy rosły jak na drożdżach, Polska weszła do Unii, pojawiły się miliardy euro z unijnych funduszy pomocowych, spółki szybko zwiększały przychody i zyski, stać je było na płacenie coraz bardziej sowitych dywidend.
W polityce wszystko odbywało się zgodnie z kalendarzem wyborczym: jesienią po wyborach parlamentarnych miały się odbyć prezydenckie. Wydawało się, że karty są rozdane: w sondażach do Sejmu prowadziła PO, a w wyścigu prezydenckim Donald Tusk.
Jednak wszystko do góry nogami wywróciło się tuż przed pójściem do urn: hasło „Polski solidarnej” rzucone przeciwko „Polsce liberalnej” i słynna telewizyjna reklamówka PiS strasząca znikającymi produktami z lodówki po wygranej PO spowodowały, że zwyciężył PiS.
Jednak zaskakujący wynik wprowadził tylko na dwie godziny niepewność na warszawskim parkiecie. Indeks WIG20 obniżył się na starcie sesji o 0,4 proc., ale już w południe inicjatywę w pełni przejęli kupujący. Przesądziła o tym dobra atmosfera na europejskich giełdach związana ze spadkiem cen ropy. W drugiej fazie sesji obawy o politykę przyszłego rządu zostały odstawione w kąt i WIG20 zakończył dzień na 1,2-proc. plusie, zbliżając się do ponad pięcioletniego szczytu ustanowionego zaledwie na kilka dni przed wyborami. Dzień później WIG20 ustanowił nowy rekord hossy. Koniunktura zaczęła się przejściowo psuć, gdy stało się jasne, iż nie dojdzie do kolacji PO-PiS. Wygrana w wyborach prezydenckich Lecha Kaczyńskiego, w świetle wcześniejszych sondaży też zaskakująca, wywołała na giełdzie podobną reakcję jak wcześniej wygrana PiS: chwila przeceny, a potem w górę. Jednak powyborczy wzrost na GPW wpisał się wtedy w trend wzrostowy na wszystkich giełdach Europy z powodu drożejących surowców.
Do większego zawirowania doszło dopiero kilka dni później, gdy wyborczy maraton inwestorzy mieli już za sobą. Zareagowali ostrą wyprzedażą na wybór Marka Jurka na marszałka Sejmu i eskalację konfliktu PO-PiS. Ale wiara w szybko rozwijającą się gospodarkę wzięła górę nad niepokojami politycznymi. W sumie rok z podwójnymi wyborami okazał się najlepszy w historii giełdy. Rekordowe były obroty akcjami, kapitalizacja wzrosła o blisko połowę. Na tle innych giełd naszego regionu byliśmy zdecydowanym liderem. Na parkiet weszło 35 debiutantów, co dało nam trzecie miejsce w Europie, za Londynem i Oslo, a przed takimi potęgami jak np. paryski Euronext.
Czy w 2007 r. inwestorzy zachowają równie silną odporność polityczną? Jak na razie zlekceważyli wstrząsy na naszej scenie politycznej. Bardziej od wyrzucenia z rządu Andrzeja Leppera interesowało ich to, że gospodarka w pierwszym półroczu rozwijała się w tempie aż blisko 7 proc., a spółki poprawiły wyniki finansowe i wypłaciły ogromne dywidendy. Trzęśli się za to jak osika, gdy nadeszły dane o załamaniu rynku kredytów hipotecznych w USA i światowe giełdy stanęły na skraju krachu. Wybory w Polsce odbędą się w bardzo trudnym momencie dla światowej gospodarki i w tej sytuacji będą dodatkowym czynnikiem ryzyka, który inwestorzy będą musieli kalkulować.
Tomasz Prusek, Gazeta Wyborcza