Im mniej polityki w PKO BP, tym lepiej

W ciągu miesiąca akcje PKO BP stracił 4 proc. przy wzroście wskaźnika WIG20 o 4 proc. W ubiegłym tygodniu inwestorzy nadal sprzedawali akcje banku. Czyżby tak bardzo przywiązani byli do prezesa Andrzeja Podsiadło, którego pozycji miał zagrozić Sławomir Skrzypek, ostatecznie „tylko” członek zarządu banku? Nie. To raczej obawa, że ewentualne zmiany we władzach i polityce PKO BP będą zmianami na gorsze.

Giełda z reguły spokojnie przyjmuje zmiany we władzach spółek, w których pakiety kontrolne ma skarb państwa. Warunkiem jest jednak brak rewolucji w strategii firm. PKO BP rewolucja przydałaby się, zwłaszcza po stronie kosztowej. Socjalna polityka nowego rządu może jednak utrudnić proces cięć w banku. Niepokoją też plany połączenia PKO BP z Pocztą Polską, organizmem jeszcze bardziej wymagającym restrukturyzacji. Akcjonariusze PKO BP mogą być tym bardziej zaniepokojeni, że lada chwila ich spółka straci pozycję lidera rynku na rzecz połączonego Pekao-BPH.

Wskaźniki efektywności dowodzą, że PKO BP przede wszystkim potrzebuje oszczędności. W ciągu roku relacja kosztów do dochodów spadła wprawdzie od dwa punkty procentowe, ale to efekt wzrostu banku, a nie cięć wydatków. W pierwszych dziewięciu miesiącach roku pracę straciło 1305 osób, czyli 3,7 proc. zatrudnionych. To niestety ciągle za mało. Opóźnienia PKO BP widoczne są także we wdrażaniu systemu informatycznego, który do pełnego użytku ma być oddany dopiero za dwa lata. Dopiero jego wprowadzenie umożliwi lepszą kontrolę wydatków.

Dużo lepiej prezentują się dokonania prezesa Andrzeja Podsiadły pod względem wzrostu portfela kredytów. W ciągu roku wzrósł on 16 proc. Co ważne, obok kredytów detalicznych, o 12 proc. wzrosła wartość należności korporacyjnych, kulejących u konkurencji. Motorem napędowym ekspansji są jednak kredyty hipoteczne i konsumpcyjne. Tych pierwszych PKO BP udzielił od stycznia do października 5,6 mld zł, o 300 mln zł więcej niż w całym 2004 r.

Sygnały mówiące o odgórnym zahamowaniu wzrostu rynku hipotecznych kredytów walutowych sprzyjają bankom stawiającym na złotego złotowym, ale pozycja PKO BP nie się zagrożona. Nowe regulacje mogą zaszkodzić mniejszym bankom, więc PKO BP może na nich nawet zyskać.

Równie szybko rosną kredyty gotówkowe. Bank coraz lepiej wykorzystuje swój potencjał w postaci 5,4 mln rachunków ROR, których liczba w ciągu roku wzrosła o 6 proc. Ale tylko 19 proc. klientów korzysta z elektronicznych kanałów dostępu. Internet to pięta achillesowa banku. Inteligo ma ponad 0,5 mln klientów, ale mBank dwukrotnie więcej. Trwająca kampania reklamowa ma przyciągnąć do banku ponad 300 tys. nowych klientów. To trudne zadanie.

Dużo lepiej PKO BP poczyna sobie na rynku kart kredytowych, choć nadal nie ma na nim pozycji adekwatnej do swoich rozmiarów. Wkrótce powinien wyprzedzić lidera, czyli Bank Handlowy (od początku roku PKO BP zwiększył liczbę kart o 43 proc., przy 5-proc. wzroście w Handlowym). Lepiej mogłoby być też w biurze maklerskim. BDM ma 37 proc. wszystkich rachunków maklerskich, ale udział w obrotach nie przekracza 10 proc. Jeszcze gorzej jest na rynku funduszy inwestycyjnych. PKO/Credit Suisse kontroluje 7,3 proc. rynku przy blisko 40 proc. Pekao z BPH.

Ekspansja zagraniczna największego banku regionu powinna być czymś naturalnym. Na razie PKO BP kontroluje jedynie 1 mld zł aktywów na Ukrainie. Zagraniczny rozwój muszą poprzedzić porządki wewnątrz banku. Konieczna może się też okazać emisja akcji, która przy okazji zmniejszy zaangażowanie państwa poniżej 50 proc. kapitału. Taka informacja zostałaby dobrze przyjęta przez rynek. Na razie jednak kurs PKO BP jest słabszy od konkurentów. Spółka już nie jest największym bankiem pod względem kapitalizacji. Choć wskaźnikowo, mimo ciągle wyższej rentowności, zaczyna być tańsza od największych rywali, papiery konkurentów mogą nadal zachowywać się lepiej. Polityka nie sprzyja bowiem restrukturyzacji giganta, a pościgowi za połączonym Pekao-BPH towarzyszyć może wiele nerwowych ruchów.

Przemek Barankiewicz, Puls Biznesu