Inflacja szczerzy zęby
Ceny rosną najszybciej od czterech lat, szybciej niż przewidywało Ministerstwo Finansów. Firmy wciąż nie skąpią grosza pracownikom, a to utrudnia walkę z inflacją.
Od czasu, gdy premier Zyta Gilowska przekonywała w sierpniu 2007, że zagrożeń inflacyjnych nie widać, ceny wzrosły już o 4,6 proc., więcej niż oczekiwał resort finansów. Ostatnio z takim skokiem cen zmagaliśmy się tuż po wejściu Polski do Unii Europejskiej w 2004 r. Ale wtedy były twarde powody: zmiana przepisów podatkowych spowodowała wzrost cen niektórych artykułów żywnościowych i materiałów budowlanych. Zaszkodziliśmy też sami sobie, bo z lęku przed drożyzną kupowaliśmy na zapas. Cukier podrożał dwa razy bardziej niż powinien. Dziś drożyznę napędza światowy wzrost cen ropy i żywności.
Inflacja jeszcze nie objawiła się w pełnej krasie. Ekonomiści są zgodni – szczyt zobaczymy w sierpniu i będzie to więcej niż 5 proc., może nawet 5,4 proc. Potem do końca roku spadnie, ale tylko do ok. 4 proc. Rada Polityki Pieniężnej boi się, że inflacja utrwali się na tak wysokim poziomie. Dlatego już osiem razy od początku 2007 r. podniosła stopy procentowe, łącznie o 2 pkt. proc. Chce w ten sposób ograniczyć branie kredytów i w konsewkencji nasze zakupy.
Ale zadanie utrudnia jej szybki wzrost płac. W czerwcu średnia pensja w sektorze przedsiębiorstw wyniosła już 3215 zł, czyli aż o 12 proc. więcej niż przed rokiem. Jak podał wczoraj GUS zatrudnienie rośnie, ale coraz wolniej. W czerwcu 2008 (w porównaniu z czerwcem 2007) wzrosło o 4,8 proc. a jeszcze w maju było to 5,4 proc. Firmy nie zatrudniają mniej chętnie niż kilka miesięcy temu. Piotr Bielski z BZ WBK obserwuje też, także u nas, „ogromną niepewność, co się stanie z gospodarką światową”.
Więcej szczegółów w Gazecie Wyborczej.