Nie zaleją nas zagraniczne fundusze inwestycyjne

Rozmowa z Małgorzatą Górą, prezes Union Investment Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych S.A.

 

Czy po 1 maja Polacy będą mogli nabywać jednostki zagranicznych funduszy inwestycyjnych?

 

– W Polsce możliwy będzie jedynie zakup notyfikowanych funduszy zagranicznych. Notyfikacja będzie polegała na złożeniu przez przedstawiciela funduszu, np. TFI, wniosku o notyfikację do Komisji Papierów Wartościowych i Giełd oraz spełnieniu określonych wymagań, takich jak posiadanie europejskiego paszportu dla funduszy, złożenie dokumentów wymaganych przez komisję, brak ze strony komisji zastrzeżeń do wniosku, itd. Po dwóch miesiącach od złożenia notyfikacji i przyjęcia przez komisję wniosku fundusz może być już dystrybuowany w Polsce. Od tej pory będzie również musiał wypełniać wynikające z ustawy obowiązki, np. musi świadczyć usługi w języku polskim. Musi więc zostać ustanowiony przedstawiciel funduszu dostępny dla polskiego klienta tak, aby klient mógł chociażby spytać o wartość swojej inwestycji w ojczystym języku. Cała obsługa funduszu będzie musiała być świadczona w języku polskim, a klient będzie musiał otrzymywać wszystkie niezbędne informacje i materiały również w języku ojczystym.

 

A samodzielne zakupy funduszy za granicą? Czy będą bardzo trudne dla naszych inwestorów?

 

– Jeżeli Polak zechce kupić fundusz nienotyfikowany, a więc za granicą, np. w Niemczech, musi sobie radzić sam. Nie może on jednak wówczas liczyć na całe „zaplecze”, które ma w pierwszym przypadku. Jest bowiem klientem na warunkach prawa niemieckiego, czyli wszystkie informacje otrzymuje w języku niemieckim, według tamtejszego prawa. I jeżeli chce uzyskać później informacje związane z funduszem, które nabył, to nawet jeżeli robi to z Polski, musi o nie poprosić (zadzwonić czy napisać) po niemiecku lub w innym zrozumiałym dla obsługującego języku. Nie wiadomo przecież, czy w firmie zagranicznej jest osoba mówiąca po polsku, więc nie jest pewne, czy w ogóle w takim wypadku uzyska się stosowną odpowiedź. Fundusze nienotyfikowane nie mają obowiązku dostarczania informacji czy materiałów w obcym języku. Trzeba się też orientować w różnicach prawnych. Na przykład w Niemczech fundusze nie podlegają takiej komisji jak polska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd, ale są kontrolowane przez niemiecki urząd nadzoru bankowego. Zatem z punktu widzenia klienta, aby mieć wygodniejszą sytuację i lepszy serwis, warto kupować zagraniczne fundusze w Polsce, które są notyfikowane na naszym rynku.

 

Czy można się spodziewać zwiększenia oferty funduszy zagranicznych w Polsce po naszej akcesji?

 

– Każdy fundusz przed wejściem na nowy rynek robi biznesplan. Kalkuluje, ile go kosztuje wejście i obsługa tego rynku, jaki będzie miał przychód. Pojawia się również problem tłumaczeń dokumentów wstępnych, samego wniosku do komisji, notyfikacji, przygotowania dokumentów, obsługi prawnej. A to tylko jedna grupa kosztów. Druga to koszty, które fundusz ponosi po rozpoczęciu działalności w Polsce, np. koszty tłumaczeń sprawozdań finansowych w standardzie prawa kraju macierzystego (półrocznych, rocznych). Musi podawać informacje, stworzyć serwis dla klienta w języku polskim, mieć stałego przedstawiciela, któremu należy się przecież wynagrodzenie, niezależnie od tego, czy to będzie osoba fizyczna czy TFI. Można sobie radzić również inaczej, choć możliwości te są dostępne w ograniczonym zakresie. W niektórych krajach europejskich fundusze mają status papieru wartościowego, a więc można w nie inwestować z Polski poprzez polskie biuro maklerskie, podobnie jak dokonuje się np. kupna akcji Siemensa. Problem polega jednak na tym, że jest to dość drogie rozwiązanie.

 

Czy pani zdaniem polscy inwestorzy w ogóle będą zainteresowani zagranicznymi funduszami, które zdecydują się na wejście na nasz rynek?

 

– Jak pokazuje doświadczenie, rynki lokalne bronią się przed najazdem obcych funduszy. Pomimo faktu, że co najmniej od kilku lat obce fundusze, nawet jeśli mają paszport europejski, są dostępne po notyfikacji w krajach niemacierzystych, nie są na masową skalę kupowane przez tamtejszych obywateli. Statystyki pokazują, że tylko kilka procent portfela to inwestycje klientów w fundusze inne niż notyfikowane w danym kraju. Podobnie jak zainteresowanie funduszami rodzimymi, zainteresowanie obcymi funduszami podyktowane jest głównie potencjalnym zyskiem, jaki mogą one przynieść. Na razie polskie fundusze obligacyjne dają więcej niż ich zagraniczni odpowiednicy, o ok. 3-proc w skali roku. Także polskie fundusze akcji prawdopodobnie jeszcze przez kilka najbliższych lat będą oferowały większe zyski niż ich zagraniczne odpowiedniki. Do tego dochodzi jeszcze ryzyko kursu walutowego. Tak więc krótkoterminowy rachunek ekonomiczny nie jest zbyt zachęcający do inwestowania w fundusze zagraniczne.

 

Ale zagraniczne fundusze, jakich w Polsce praktycznie nie ma, np. inwestujące w nieruchomości, mogą być dla Polaków atrakcyjne?

 

– Dobry międzynarodowy fundusz nieruchomościowy, inwestujący na całym świecie, sprawnie pracujący od kilku lat, ma zdecydowanie większe szanse na przyniesienie zysku inwestorowi niż ten dopiero dziś zakładany w Polsce i inwestujący na krajowym rynku, ale w ostatecznym rozrachunku trudno cokolwiek przesądzać. Niewątpliwie minie dłuższy czas, zanim polski przeciętny inwestor zacznie się szerzej interesować zagraniczną ofertą funduszy.

 

Rozmawiała Anna Witkowska, Gazeta Prawna