Ostrożnie z zakupami w sieci

Proces globalizacji, możliwy dzięki upowszechnieniu nowych technologii, zrewolucjonizował także rynek sztuki. Zdecydowana większość domów aukcyjnych wprowadziła wirtualne odpowiedniki aukcji młotkowych, a indywidualni marszandzi zaczęli tworzyć ponadnarodowe korporacje skupione wokół witryn internetowych. Największe z nich www.artnet.com i www.circline.com skupiają ofertę z ponad 1100 galerii.

Potentaci w branży aukcji internetowych www.ebay.com , www.yahoo.com/auctions oraz www.amazon.com stworzyli osobne kategorie dla obrotu dziełami sztuki a warto wspomnieć, że witryny te odwiedzane są dziennie przez ponad 1,5 mln potencjalnych kupców. Globalizacja przyczyniła się również do zrównoważenia cen szczególnie artystów światowej rangi.

Wydawać by się mogło, że tradycyjne metody handlu sztuką czeka defensywa i że w przyszłości większość transakcji zawierana będzie za pośrednictwem sieci. Wirtualne aukcje mają jednak swoje ograniczenia. Wielu moich klientów zadaje mi pytania dotyczące przedmiotów znalezionych na aukcjach internetowych. Chciałbym Państwa przestrzec przed bezkrytycznym kupowaniem za pośrednictwem Internetu, szczególnie tam gdzie witryna nie bierze żadnej odpowiedzialności za ukryte wady fizyczne i prawne przedmiotu. A nawet jeśli gwarancja taka znajduje się w regulaminie aukcji internetowej to proces dochodzenia roszczeń jest bardzo trudny i zazwyczaj wiążę się z dużymi kosztami.

Przestrogę tę szczególnie warto kierować do początkujących kolekcjonerów i inwestorów. Według moich szacunkuów przeszło 80 proc. przedmiotów polskich wystawionych na aukcji w Ebay to albo dzieła o znikomej wartości albo też falsyfikaty. Podobnie rzecz się ma w polskim Allegro. Sprawę komplikuje fakt, że nawet wytrawny ekspert nie zawsze jest w stanie przypisać właściwą atrybucję na podstawie – zazwyczaj kiepskiej jakości – zdjęcia zamieszczonego w Internecie.

Znam wiele przypadków niefrasobliwości początkujących inwestorów, którzy stracili kilkadziesiąt tysięcy dolarów na zakupach obrazów w sieci. Ostatnim bodajże najbardziej spektakularnym jest zakup obrazu Makowskiego, który wyposażany był w fałszywą ekspertyzę. Po dokonaniu transakcji ślad po sprzedającym zaginął, a nabywca otrzymał nic nie warty przedmiot.

Oczywiście nie należy zupełnie przekreślać wartości nowych technologii dla rozwoju międzynarodowego obrotu sztuką. Pamiętając, że proces inwestycyjny zawsze obciążony jest ryzykiem straty warto starać się je zminimalizować przestrzegając kilku praktycznych zasad .

Nie ufaj opisom, jeżeli nie możesz ich zweryfikować. Indywidualny sprzedawca w odróżnieniu od domu aukcyjnego, nie ponosi praktycznie żadnej odpowiedzialności za opis przedmiotu. Zazwyczaj chcąc sprzedać przedmiot „uposaża” go w fałszywą proweniencję, chcąc uwiarygodnić oszustwo.
Nie kupuj tam, gdzie nie jesteś wstanie dochodzić swoich roszczeń.
Żądaj dokładnych zdjęć, na tyle dobrych, aby ekspert mógł wystawić wstępną opinię. Warto zaznaczyć, że równie ważne są fotografie lica jak i odwrocia obrazu, także zbliżenie sygnatury, możesz również zażądać skanu dokumentów.
Nie inwestuj więcej niż kilka tysięcy złotych, zawsze traktuj zakupy w Internecie jak inwestycje obciążone największym ryzykiem. Pamiętaj o tym, że nawet renomowane zachodnie domy aukcyjne, nie posiadają w gronie swoich ekspertów specjalistów od malarstwa polskiego (tylko nieliczni konsultują się z ekspertami w Polsce), więc często oszuści wykorzystują ten fakt i wstawiają na aukcje wątpliwe obrazy, których żaden dom aukcyjny w kraju by nie zaakceptował do sprzedaży. Stąd taka wielka ilość falsyfikatów rdzennie polskiego malarstwa w Niemczech.
Jeżeli inwestujesz większe pieniądze, powinieneś osobiście zweryfikować ofertę internetową.
Bartosz Kwieciński

Tekst ukazał się w sierpniowym wydaniu Miesięcznika Inwestora.