Podrasowany portfel
Lutowe tąpnięcie na giełdzie zwróciło uwagę inwestorów na alternatywne formy lokowania oszczędności. Co jeśli nie giełda? Na pewno nieruchomości, surowce i fundusze hedge. Te ostatnie stają się w Polsce coraz bardziej dostępne.
Fundusze hedge (czytaj: hedż) to wynalazek z początku lat 50. ubiegłego wieku. Socjolog Alfred Winslow Jones stworzył wówczas fundusz, który stosował bardzo aktywną strategię inwestycyjną – m.in. dawał możliwość zarabiania na spadkach dzięki tzw. krótkiej sprzedaży. Polega to na tym, że fundusz pożycza akcje od innego inwestora. Jeśli cena spadnie akcje, które trzeba oddać, można kupić na rynku taniej i zarobić na spadku ich ceny. Dziś na całym świecie istnieje ponad 10 tys. funduszy hedgingowych zarządzających kapitałem o wartości ponad 1,9 biliona dolarów (dla porównania wartość wszystkich spółek na giełdzie nowojorskiej to ok. 25 bilionów USD). Strategie funduszy są też bardziej zróżnicowane. Część z nich działa nawet na zasadzie „autopilota” – to nie człowiek, ale zaprogramowany system transakcyjny zarządza pieniędzmi klientów. Wspólny jest natomiast cel wszystkich funduszy hedge – chodzi o zysk w każdych warunkach rynkowych. „Normalny” fundusz akcji jest praktycznie „podłączony” pod dany indeks giełdwy (np. WIG). Mówiąc fachowo: korelacja funduszu np. polskich akcji z WIG20 z reguły jest bliska 1. Dla takiego funduszu sukcesem będzie strata np. 15 proc. podczas gdzy indeks straci 20 proc. Dla funduszu hedge byłaby to porażka.
Błędem jest kojarzenie funduszy hedge z wysokim ryzykiem. Oczywiście działają one często poza kontrolą instytucji nadzorujących rynki finansowe. Z różnych względów – głównie podatkowych – rejestrowane są w egzotycznych miejscach takich jak wyspy Bahama. Wiele tego typu funduszy stosuje ekstremalnie ryzykowne strategie które czasem przynoszą krociowe zyski ale mogą też kończyć się widowiskowymi bankructwami czy wysokimi stratami. Tak było pod koniec lat 90. z funduszem LTCM założonym przez noblistów z dziedziny ekonomii (!) czy we wrześniu ubiegłego w przypadku funduszu Amaranth który stracił 6 mld dolarów (70 proc. aktywów!) na nietrafionych inwestycjach w kontrakty terminowe na gaz ziemny. To są jednak wyjątki, a świat funduszy hedge jest znacznie bardziej złożony i bogaty. Większość tego typu inwestycji nie jest związana z wysokim ryzykiem, a ich zadaniem jest systematyczne zarabianie np. 10 proc. rocznie w każdych warunkach rynkowych.
W Polsce oferta funduszy typu hedge nie jest jeszcze zbyt szeroka. Praktycznie tylko trzy firmy oferują publicznie tego typu rozwiązania i są to Superfund TFI, Opera TFI i Investors TFI. Superfund to firma o 11-letniej historii działająca w kilkunastu krajach. W Polsce oferuje fundusze typu managed futures, a więc inwestujące w kontrakty terminowe np. na surowce rolne, waluty czy akcje. Polskie fundusze Superfund są tak naprawdę „klonami” zagranicznych funduszy zarejestrowanych w Luksemburgu. Dzięki temu są też tak powszechnie dostępne – po ostatnich zmianach oferty, w przypadku Superfund wystarczy wpłata 200 zł miesięcznie, a fundusz można znaleźć w ofercie większości firm doradztwa finansowego. Wyniki Superfund jak na razie nie zachwycają (patrz tabela poniżej). W przypadku tego funduszu najwyraźniej widać jednak małą zależność od polskiej giełdy.
Otwarty fundusz kilka tygodni temu uruchomiło także Opera TFI – wcześniej firma proponowała wyłącznie zamknięty, elitrany fundusz hedge Opera FIZ, który w ubiegłym roku wypracował 44 proc. zysku. Teraz w bardzo prosty sposób, przez internet, można zainwestować w fundusz Universa.pl który ma stosować strategię inwestycyjną podobną do Opera FIZ. Minimalna wpłata to 500 zł. Najwyższą historyczną stopą zwrotu może się pochwalić zamknięty fundusz Investor FIZ (w 2006 roku dał ponad 79 proc. zysku). Fundusz co jakiś czas prowadzi sprzedaż certyfikatów inwestycyjnych (najbliższa będzie mieć miejsce w biurze maklerskim Banku BGŻ między 10 a 24 kwietnia). Jednocześnie papiery te można kupić na giełdzie. Tam jednak trzeba się liczyć z wyższą ceną.
Fundusz hedge nie jest uniwersalną maszynką do zarabiania pieniędzy – nie można oczekiwać że w każdych warunkach da dodatnią stopę zwrotu. Zdecydowanie jednak warto mieć tego typu fundusze w swoim portfelu. Są one w małym stopniu związane z giełdowymi indeksami. W efekcie taki „podrasowany” portfel inwestycyjny będzie bardziej bezpieczny i potencjalnie bardziej zyskowny.
Maciej Kossowski