Polacy lokują oszczędności na Bałkanach
Nad Wisłą zapanowała moda na rumuńskie i bułgarskie akcje oraz nieruchomości. Inwestorzy liczą, że ci nowi członkowie Unii Europejskiej powtórzą sukces Polski. Coraz bardziej łakomym wzrokiem spoglądamy też na współorganizatora Euro2012 Ukrainę.
Takich kolejek w oddziałach Biura Maklerskiego BGŻ nie było już dawno. Stosunkowo młode Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych „Investors”, pierwsza prywatna tego typu instytucja w Polsce, sprzedaje tu od poniedziałku certyfikaty nowego funduszu – Bułgaria i Rumunia FIZ. – Już pierwszego dnia sam sprzedałem certyfikaty za 25 mln zł – mówi „Gazecie” dumny pracownik warszawskiego oddziału BM BGŻ. – Może się okazać, że redukcja wyniesie 100 proc.
– Według naszej wiedzy już w poniedziałek inwestorzy wykupili całą zaoferowaną pulę 100 mln zł – potwierdza Grzegorz Mielcarek, zarządzający z TFI Investors. – Pieniądze wydamy głównie na spółki działające w Bułgarii i Rumunii, w tym budowlane i deweloperskie.
Oferta TFI Investors to jedna z nielicznych możliwości łatwego ulokowania pieniędzy w bałkańskich krajach, które dołączyły do UE zaledwie kilka miesięcy temu. Nowy fundusz konkurował tylko z podobnym produktem TFI ING – funduszem, który inwestuje w banki, ubezpieczycieli czy biura maklerskie (ale nie tylko w Rumunii i Bułgarii, ale i w całej Europie Środkowej i Wschodniej). O efektach sprzedaży jeszcze za wcześnie mówić.
Polacy inwestują też na Bałkanach na własną rękę. Świadczą o tym coraz liczniejsze wpisy śmiałków na forach internetowych.
Boom jak w Polsce i Hiszpanii
Nad Wisłą gorączka unijna rozpoczęła się w 2003 r., po czerwcowym referendum akcesyjnym. Na warszawskiej giełdzie zaczęła się trzecia w historii hossa. Tylko w tamte wakacje WIG poszybował o ponad 40 proc. (do dzisiaj już 200 proc.). Gospodarka złapała wiatr w żagle. Polacy więcej zarabiali i brali coraz więcej kredytów hipotecznych. Ten boom mieszkaniowy trwa do dziś. Podobnie było w Hiszpanii i Portugalii w połowie lat 80. Rok przed ich wejściem do UE indeksy tamtejszych giełd wzrosły o ponad jedną trzecią, w ciągu kolejnych dwóch lat kursy spółek wzrosły średnio o ponad 200 proc.
Teraz analitycy i inwestorzy z całej Europy wróżą podobny sukces Rumunii i Bułgarii. – Kraje te czeka boom gospodarczy, podobny do polskiego. Warto w nim uczestniczyć – przekonuje Mielcarek. – Przeciętny Bułgar zarabia dziś 200 euro, a Rumun – 300 euro. Nie stać ich jeszcze na kredyt hipoteczny, ale pensje będą szybko rosły. Co dziesiąty mieszkaniec wyjechał za granicę do pracy i teraz wysyła do domu pieniądze. Stopy są jeszcze stosunkowo wysokie, ale będą systematycznie spadać wraz z inflacją – dodaje.
– Nowe kraje UE to rynki skazane na poprawę wskaźników i szybki rozwój kredytów i depozytów – wtóruje mu szef ING TFI Sebastian Buczek. – Będą rozwijały się szybciej niż „stara” Europa, nadrabiając historyczne zaległości – mówił kilka dni temu dziennikarzom. Według jego wyliczeń na koniec ubiegłego roku wartość kredytów hipotecznych w Polsce stanowiła 7,4 proc. PKB. W Bułgarii – 7,5 proc., a w Rumunii – zaledwie 2,4 proc. Na Zachodzie udział kredytów w PKB wynosi np. 34 proc. w Niemczech czy 55 proc. w Hiszpanii.
Niektórzy nasi rozmówcy zalecają jednak inwestorom indywidualnym ostrożność. – Zakup akcji giełdowych spółek, np. deweloperów rumuńskich czy bułgarskich, może być dobrym rozwiązaniem. Nieruchomości – niekoniecznie. My już ich nie polecamy, bo ceny są wysokie – mówi Robert Chojnacki, prezes firmy redNet Property Group, do której należy serwis nieruchomości Tabelaofert.pl. W Bukareszcie za metr trzeba zapłacić około 1,5 tys. euro. Do tego trzeba doliczyć 19 proc. VAT. Trzeba też pamiętać, że podawana powierzchnia mieszkania obejmuje korytarz, balkon i ściany zewnętrzne. – Pułapek nie brakuje też w Bułgarii, choć tu jest nieco taniej – mówi Chojnacki.
„Gazeta” już rok temu pisała, że Bałkany cieszą się coraz większą popularnością wśród polskich przedsiębiorców. Biurowce buduje giełdowy deweloper Globe Trade Centre (GTC). – Nadal zwiększamy zaangażowanie, jednak ziemia ostatnio mocno zdrożała – powiedział „Gazecie” Mariusz Kozłowski, członek zarządu GTC. Wśród największych inwestorów z Polski jest m.in. fundusz inwestycyjny Polish Enterprise Fund V (z grupy Enterprise Investors), który bierze udział w licznych prywatyzacjach. Być może wkrótce pojawi się tu gdański LPP (właściciel marek odzieżowych Reserved czy Cropp). – Najbardziej korci nas Rumunia i Bułgaria ze względu na liczbę ludności – mówił niedawno dziennikarzom Dariusz Pachla, wiceprezes LPP.
Czas na Ukrainę?
Inwestorzy szukają już następców Rumunii i Bułgarii i spoglądają na Ukrainę. Za pięć lat Polska zorganizuje z nią mistrzostwa Europy w piłce nożnej. – Myślimy o utworzeniu funduszu inwestycyjnego, który inwestowałby w ukraińskie spółki giełdowe. Więcej powiemy w czerwcu, lipcu – zdradza Rafał Abratański, wiceprezes Domu Maklerskiego IDM (broker jest właścicielem TFI Idea).
Na Wschodzie już dzisiaj są takie spółki jak Śnieżka, Groclin czy PZU. Wiele się zastanawia. – Ukraina wydaje się atrakcyjnym rynkiem, ale wciąż mało przejrzystym. Niestabilność władzy utrudnia uzyskiwanie decyzji administracyjnych. W tej chwili negocjujemy kilka transakcji – mówi Kozłowski z GTC.
O Ukrainie poważnie myśli też warszawska giełda. W środę prezes GPW Ludwik Sobolewski i szefowa największej giełdy na Ukrainie PFTS podpisali porozumienie o współpracy. W przyszłości może powstać wspólna platformy obrotu akcjami. – Ukraina to kraj o olbrzymim potencjale. Wzrost gospodarczy ma wyższy niż Polska. Poza tym jest blisko UE. W drugiej połowie roku wstępuje do Światowej Organizacji Handlu – powiedział Sobolewski. Szefowa giełdy ukraińskiej Irina Zarya podaje, że w tym roku indeks tamtejszej giełdy wzrósł o – bagatela – 64 proc.
Robert Chojnacki z redNet studzi optymizm. – Na akcjach firm budowlanych zapewne będzie można zarobić. Mieszkania w Kijowie są jednak droższe niż nad Wisłą – mówi.
Gdzie w takim razie kupić mieszkanie? – W Polsce albo np. w stolicy Malezji Kuala Lumpur. Metr apartamentu pod klucz, z wyposażeniem i z basenem, kosztuje tu około 4 tys. zł. Właśnie zawarliśmy pierwszą transakcję sprzedaży – powiedział Chojnacki.
Andrzej Stec, Gazeta Wyborcza