Poważna konkurencja dla funduszy inwestycyjnych
W grudniu Polacy wydali na dwuletnie obligacje skarbowe aż 630 mln zł. W styczniu resort finansów już zmniejszył ich atrakcyjność.
– W ostatnim miesiącu 2005 roku oszczędzający wydali na obligacje skarbowe w placówkach państwowego PKO BP i jego biura maklerskiego aż 680 mln zł – wynika ze statystyk Ministerstwa Finansów. To niezły wynik – aż o połowę lepszy niż w listopadzie. Tradycyjnie największym wzięciem cieszyły się papiery dwuletnie. Kupującym zagwarantowały zysk w wysokości 4,25 proc. rocznie (należy pamiętać o fiskusie, któremu należy się 19 proc. wszystkich zysków).
Klienci chwalą sobie wyższe niż w banku oprocentowanie oraz możliwość łatwego zakończenia inwestycji przed czasem (kosztuje to 1 zł od papieru i nie trzeba zakładać rachunku brokerskiego).
Niewielką natomiast popularnością cieszą się pozostałe oferowane przez resort papiery: • trzyletnie, których oprocentowanie zmienia się co pół roku i zależy od półrocznego WIBOR-u (półrocznych pożyczek na rynku międzybankowym); • czteroletnie, których wypłacane co roku odsetki zależą od inflacji; • pięciolatki o stałym oprocentowaniu przez cały okres trwania inwestycji; • dziesięcioletnie, emitowane głównie z myślą o przyszłych emerytach.
Z Nowym Rokiem ruszyła sprzedaż styczniowej oferty. Resort nie jest już jednak tak hojny jak miesiąc wcześniej. Istotnie zmniejszył oprocentowanie papierów dwuletnich (do 4,1 proc.). Obecnie bardziej opłaca się kupić dwulatki na rynku giełdowym czy międzybankowym (te zapewniały w czwartek 4,4 proc. rocznego zysku). Resort podwyższył też cenę sprzedaży pięciolatek. Nie zmienił natomiast oprocentowania pozostałych oferowanych papierów.
Jeszcze rok, dwa lata temu analitycy nie mieli problemu z wyborem „najlepiej rokujących” obligacji. – Dzisiaj, w przeciwieństwie do rynku akcji, na dwoje babka wróżyła – mówią na ogół fachowcy. – Moda na długoterminowe obligacje o stałym oprocentowaniu już raczej minęła – dodają.
Polskie obligacje są wciąż lepiej oprocentowane niż lokaty bankowe czy obligacje krajów zachodnich (zwłaszcza w ujęciu realnym uwzględniającym inflację). To może oznaczać, że ich oprocentowanie będzie spadać, ale już nie tak szybko jak dotychczas.
Z drugiej strony – jeśli krajowa gospodarka rzeczywiście przyspieszy, to inflacja może wzrosnąć, a w ślad za nią Rada Polityki Pieniężnej może zdecydować się na podwyżki stóp procentowych. Oznaczałoby to, że na koniec roku będzie można ulokować pieniądze w obligacje na atrakcyjniejszych warunkach niż obecnie. – W takiej sytuacji bezpieczniejsze wydają się obligacje krótkoterminowe lub o zmiennym oprocentowaniu – radzą analitycy.
Specjaliści ING IM o akcjach
Doradcy inwestycyjni ING Investment Management, którzy zarządzają funduszami inwestycyjnymi ING, wierzą, że dobra koniunktura na warszawskiej giełdzie utrzyma się w tym roku.
– Tempo wzrostu gospodarczego powinno być wciąż wyższe niż w UE, a kapitał zagraniczny nadal powinien płynąć w naszą stronę. Przy niskich stopach procentowych wciąż zwiększać się też będzie zainteresowanie oszczędzających akcjami – powiedział dziennikarzom Mirosław Panek, prezes ING IM. – Inwestycje w akcje będą bardziej opłacalne niż w obligacje. Konserwatywnie zakładamy, że WIG wzrośnie w tym roku o 10 -13 proc. – dodał.
Według specjalistów należy jednak zachować ostrożność. Powód? – Obecnie wśród analityków trudno znaleźć pesymistów. A to z natury źle wróży wzrostom – powiedział Panek.
ING IM zarządza ponad 9 mld zł. W 2005 roku jego aktywa wzrosły o prawie 37 proc.
Andrzej Stec, Gazeta Wyborcza