Ryzyko kursowe, czyli mądra firma po szkodzie
Jak pokazują tegoroczne dane o bilansie obrotów towarowych boom eksportowy nadal trwa. Przy wciąż ograniczonym wzroście popytu wewnetrznego oraz korzystnych terms of trade coraz więcej przedsiębiorstw, również tych małych i średnich szuka możliwości szybszego rozwoju w ekspansji na rynki pozostałych krajów Unii. Po zwycięstwie PiS-u w wyborach parlamentarnych wydaje się, że nasza droga do euro znacznie się wydłużyła stąd wciąż aktualna kwestia na najbliższe lata (ciekawe, kto wie na jak długo) pozostaje problem ryzyka kursowego.
O korzyściach wynikających z zarządzania ryzykiem walutowym napisano i powiedziano wystarczająco dużo. Biorąc pod uwagę sytuację na krajowym rynku w ciągu ostatniego półtora roku, czasu i wydarzeń by zrozumieć istotę i znaczenie tego problemu było aż zbyt wiele. Na co tym razem będą utyskiwać ci przedsiębiorcy, którzy na własnej skórze odczuli negatywne skutki zmian kursów złotego? Na wysokie koszty zabezpieczenia? Z dostępem do elektronicznych systemów handlu derywatami walutowymi nie ma obecnie problemu, a warunki oferowane przez krajowe firmy brokerskie praktycznie pozwalają na zabezpieczenie dowolnej ekspozycji przy kosztach stanowiących około 0.1% nominału transakcji. Na brak mozliwości zdobycia niezbędnej wiedzy i doświadczenia?. Do tej pory pamiętam przygnębiające wrażenie, jakie robiła sala świecąca pustkami (wszak była to słoneczna, majowa sobota) podczas jednego z sympozjum poświęconemu tej problematyce.
Śledząc codzienną prasę w zeszłym tygodniu natknąłem się na bardzo ciekawe wyniki badań dotyczących poruszonego problemu w przedsiębiorstwach. Według ankiet przeprowadzonych przez specjalistów z Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie wśród największych polskich firm 58% menedżerów przyznało, że ich przedsiębiorstwa narażone są na ryzyko walutowe, natomiast ponad 70% z nich doświadczylo niekorzystnego wpływu zmian kursów złotego. Pomimo to tylko jedna czwarta korzysta z usług banków, a co szósta ze wsparcia specjalistycznych firm.
Z badań wynika, że wciąż podstawową metodą dla wielu przedsiębiorstw pozostaje tzw. hedging naturalny, polegający na dopasowaniu przepływów pieniężnych w obcej walucie pod względem terminów i nominałów. Nietrudno jednak się domyśleć, że dla wielu firm metoda ta nie jest odpowiednia ze względu na ich jednostronną strukturę przepływów. Ponadto pełną odporność na zmiany kursów osiągniemy w ten sposób wyłacznie w modelowym przykładzie, mającym niewiele wspólnego z rzeczywistości. Dlatego też menedżerowie czy właściciele niektórych przedsiębiorstw coraz częściej sięgają po instrumenty pochodne. Z jakim efektem? Aż 87% ankietowanych przedstawicieli firm, które wykorzystywały derywaty do zabezpieczenia ryzyka walutowego uznało je za pożyteczne narządzie. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że w ich ślady pójdą równie inni – dla własnego dobra.
Wiele wskazuje na to, że przyszły rok z punktu widzenia eksporterów nie będzie łatwy. Korzystne dla złotego fundamenty, oczekiwane, znaczne przepływy środków unijnych czy spodziewany większy napływ inwestycji zagranicznych dają spore prawdopodobieństwo, że trend w kierunku umocnienia naszej waluty będzie kontynuowany. W tym kontekście właściwe zarządzanie ryzykiem kursowym nabiera wyjątkowego znaczenia, bowiem w krótkim terminie rynek walutowy, jak żaden inny podatny jest na zmiany sentymentu inwestorów.
Warto zatem wówczas pomyśleć o wykorzystaniu korzystniejszych kursów złotego do zabezpieczenia przyszłych wpływów z eksportu w średnim czy nawet w długim terminie. Obserwując zachowanie rynku złotego w tym roku takich okazji do zabezpieczenia sprzedaży walut nie brakowało. Szkoda więc, że ci, którzy mogli je wykorzystać należeli do mniejszości.
Tomasz Wronka, Szef Działu Analiz X-Trade Brokers Dom Maklerski S.A.