Stopy nie działają na inwestorów

Najważniejsze wydarzenia z 7 lutego 2008 r.:

  • Indyjski rząd oczekuje zwolnienia tempa rozwoju tamtejszej gospodarki, trzeciej największej w Azji, w roku finansowym kończącym się 31 marca 2008 r., do 8,7% z 9,6% rok wcześniej
  • Grudniowa produkcja przemysłowa w Wielkiej Brytanii wypadła słabiej od prognoz – zwiększyła się o 0,6 w porównaniu z grudniem 2006 r.
  • Grudniowe zamówienia fabryczne w Niemczech spadły o 1,7% m/m wobec oczekiwanej zniżki o 2%
  • Decyzja Banku Anglii w spawie stóp procentowych nie zaskoczyła – stopy spadły o 0,25 pkt proc, do 5,25%
  • Europejski Bank Centralny nie zmienił stóp procentowych, ale jego szef dał szansę na cięcia w przyszłości
  • Cotygodniowy raport o nowych bezrobotnych w USA wypadł słabo – ich liczba zwiększyła się o 356 tys., do 2,79 mln osób wzrosła grupa pobierających zasiłek
  • Grudniowe dane o liczbie podpisanych umów sprzedaży domów na rynku wtórnym w Ameryce rozczarowały – spadek wyniósł 1,5% m/m
  • Sprzedaż w sieciach detalicznych w styczniu w USA zwiększyła się o zaledwie 0,5% r/r

Diagnoza sytuacji na rynkach finansowych

Największą korzyścią z czwartkowych notowań na rynkach w kontekście prognozowania przyszłych zdarzeń była reakcja na cięcie stóp procentowych w Wielkiej Brytanii oraz pojawienie się szans na obniżenie kosztów pieniądza w strefie euro. Pierwsza decyzja była spodziewana, więc w jakimś stopniu jest zrozumiałe, że nie wywołała większych emocji. Natomiast opinie szefa Europejskiego Banku Centralnego wyrażające duże zaniepokojenie perspektywami gospodarki Eurolandu i rezygnujące z antyinflacyjnej retoryki były zaskoczeniem. W tym sensie miały szanse odegrać pozytywną rolę dla giełd. Tak się nie stało. Reakcja na te wiadomości była bardzo umiarkowana. Widać było raczej wyczekiwanie na to, co stanie się na kolejnej sesji w Ameryce, po trzech dniach rozczarowań. Notowania w USA miały trzy odsłony – słaby początek, odreagowanie w środkowej części i ponowne osłabienie w końcowym fragmencie. Ostatecznie czwartkowa sesja pozostawiła po sobie słabe wrażenie i tym samym potwierdziła pesymistyczne przewidywania, a nie zdołała wlać w serca inwestorów większego optymizmu. Od styczniowego dołka S&P 500 dzieli już zaledwie tylko ok. 15 pkt. To tak ważne wsparcie może więc być w każdej chwili zaatakowane. Ten sukces sprzedających otwierałby drogę do kontynuacji ruchu w dół, zapoczątkowanego z końcem października 2007 r. Analogiczna diagnoza dotyczy naszego rynku. Z tym, że nasz WIG znajduje się w znacznie bezpieczniejszej odległości od styczniowego minimum. Dzieli od niego jeszcze  6%. Niemniej jednak wczorajsza sesja pokazała, jak szybko rynek może poruszać się w dół. Sprzyjają temu dość ograniczone obroty. Widać po nich, że spora część inwestorów przybrała wyczekującą postawę. Jedni widząc zagrożeniem powrotem trendu spadkowego nie spieszą się z kupnem walorów. Drudzy mają nadzieje na uniknięcie najgorszego i nie chcą się po obecnych cenach za wszelką cenę pozbywać papierów. Decyzje obu grup inwestorów determinują głównie wydarzenia na świecie. Bez echa natomiast przechodzą nawet takie informacje, jak możliwość podniesienia naszego ratingu, co sygnalizowała agencja Moody’s. Nie pomogło to ani naszej walucie, która wczoraj traciła razem z wyraźnie zniżkującym forintem i pozostałymi walutami z regionu. Nie uchroniło też obligacji przed spadkiem cen i rozszerzeniem dysproporcji rentowności w porównaniu z papierami niemieckimi. W przypadku 10-latek wzrosła w pobliże styczniowej górki, która wypadła na poziomie maksimum z 2006 r. Jest to odzwierciedleniem powrotu negatywnego nastawienia do rynków wschodzących.

Symptomatyczne było to, jak inwestorzy szybko podchwycili słowa szefa EBC o nadzwyczajnie wysokiej niepewności co do wzrostu europejskiej gospodarki. Widać, jak bardzo oddziałują na nich wszystkie informacje potwierdzające pogarszający się stan globalnej gospodarki. Natomiast praktycznie niewidoczne były nadzieje związane z ewentualnymi obniżkami stóp procentowych. To znak, że jesteśmy w trendzie spadkowym, gdy inwestorzy skupiają się na negatywnych stronach pojawiających się komentarzy. Jednak nie tylko słowami Tricheta żyli wczoraj inwestorzy. Kolejną porcję rozczarowujących wiadomości otrzymali z USA. Kolejne dane dotyczące kondycji rynku nieruchomości wypadły gorzej od oczekiwań. Tym razem chodziło o grudniową liczbę podpisanych umów sprzedaży domów na rynku wtórnym. Do złych wiadomości z tej sfery gospodarki inwestorzy mogli się już przyzwyczaić. Jednak mają powody do innych zmartwień. W coraz większym stopniu dotyczą sytuacji na rynku pracy, która rzutuje na wydatki konsumentów. W minionym tygodniu liczba osób pobierających zasiłek dla bezrobotnych zwiększyła się do poziomu widzianego ostatnio w drugiej połowie 2005 r. Z raportów sieci sprzedaży detalicznej wynikały kłopoty z dynamiką sprzedaży w styczniu. Wzrost wyniósł zaledwie 0,5%, licząc miesiąc do miesiąca, czyli najmniej od 1970 r.

Pochodną wypowiedzi szefa EBC było wyraźne osłabienie się euro. Potwierdzają się nasze przypuszczenia, że najbliższy czas powinien być dobry dla dolara. To zaś jest zła wiadomość dla walut w naszym regionie. Rzeczywiście wczoraj traciły na wartości, choć trudno jeszcze mówić o definitywnym odwróceniu się trendu na zniżkowy złotego czy korony czeskiej. Natomiast nie znajdują na razie potwierdzenia w rzeczywistości założenia, że mocniejszy dolar zaszkodzi cenom surowców. Wczoraj trzymały się bardzo dobrze, szczególnie miedź. Nie traktujemy tego jako ostatecznego zaprzeczenia wpływu notowań dolara na ceny towarów. Kurs EUR/USD pozostaje nadal w kilkumiesięcznej konsolidacji i dopiero jej opuszczenie stałoby się mocnym sygnałem wskazującym na dalszy kierunek ruchu. Zakładamy, że dolar będzie się wzmacniał kosztem wspólnego pieniądza, a gdy ta tendencja stanie się bardziej zauważalna zacznie oddziaływać na notowania surowców. Stanie się to po spadku euro poniżej 1,43 USD.

Kolejny dzień słabości giełdy amerykańskiej można też było wiązać z niezadowalającymi wynikami aukcji 30-letnich obligacji. W efekcie mocno, bo o kilkanaście punktów bazowych, poszła w górę dochodowość papierów długoterminowych. Widać, że perspektywa dalszych obniżek stóp ma coraz mniejszy wpływ na ceny i rentowność długoterminowych obligacji. Straciły na atrakcyjności względem konkurentów choćby z Europy. Trudniej więc o nabywców, zwłaszcza przy wciąż wysokiej inflacji. Odwrócenie się tendencji na rynku obligacji, o czym wspominaliśmy kilka razy w ostatnim czasie, byłoby również niekorzystnym zjawiskiem dla giełdy. Spoglądając na odległość rentowności 10-latek od 12-miesięcznej średniej, która jest największa od 2003 r., czyli okresu zakończenia poprzedniego cyklu obniżek stóp w USA, scenariusz zwyżki rentowności jest jak najbardziej realny.

W mieszanych nastrojach skończyły się sesje w Azji, więc stąd brakuje sygnałów podpowiadających przebieg dzisiejszych notowań w Europie. Negatywnie na nastrojach powinna ważyć słaba sesja w USA, a także rozczarowujące wyniki Alcatel-Lucent. Pamiętajmy, że rynki znajdują się w trendach spadkowych, a w takiej sytuacji zniżka zawsze jest bardziej prawdopodobna niż ruch w górę.

Dziś na rynkach
8 II 2008 r.

  • Grudniowa produkcja przemysłowa w Niemczech
  • Grudniowe wskaźniki wyprzedzające koniunktury OECD
  • Liczba rozpoczętych budów w styczniu w Kanadzie
  • Styczniowa inflacja CPI w Szwajcarii

Katarzyna Siwek
Expander