Wielkie banki podnoszą oprocentowanie lokat

To prawdziwy przełom, bo do tej pory wysokie odsetki od lokat były domeną wyłącznie małych banków na dorobku. Dziś bankowcy doskonale wiedzą, że przyciągnięcie nowych oszczędności to jedyny sposób, by nie pozostać w tyle, gdy na dobre ruszy boom na kredyty.

Ostry bój największych banków o nasze pieniądze widać już na ekranach telewizorów. W spotach reklamowych ING Banku Śląskiego (czwarty największy bank detaliczny), emitowanych od kilku tygodni, Marek Kondrat zachęca do lokowania pieniędzy na oszczędnościowym koncie OKO. Oferta bije po oczach swą atrakcyjnością. Każdy, kto teraz wpłaci na OKO swoje oszczędności, otrzyma aż 4,5 proc. plus 2 proc. ekstra odsetek od dziś do końca lipca. Takich warunków lokaty, którą w dodatku można w każdej chwili zerwać bez strat, nie daje na razie żaden inny bank.

Śląskiemu rywalowi rękawicę rzucił krakowski BPH, trzeci największy bank na rynku. Z pomocą swojej nowej twarzy – uśmiechniętego od ucha do ucha Janusza Weissa – w telewizyjnych reklamówkach zachęca do założenia konta osobistego. Główny argument to oczywiście atrakcyjny depozyt – bank kusi 10-dniową e-lokatą, oprocentowaną nawet do 5 proc. w skali roku. Tak wysoko oprocentowanego krótkoterminowego depozytu nie oferuje żaden z wielkich konkurentów BPH. Z trudem dorównują mu nawet wirtualne banki, których domeną były zwykle atrakcyjne lokaty.

Giganci wchodzą do gry

To, że dwa wielkie banki zaczynają ostro promować lokaty, to przełom. Do tej pory na oferowanie wysokich odsetek decydowały się tylko małe banki na dorobku, specjalizujące się w udzielaniu szybkich kredytów gotówkowych. Jesienią ubiegłego roku można było zdeponować w Eurobanku czy Dominet Banku pieniądze na rok nawet na ponad 7 proc. Ale duże banki oferowały wówczas za taką lokatę najwyżej 3,5 proc. Co sprawiło, że bankowe „maluchy” straciły monopol na oferowanie wysokich odsetek?

Analitycy nie mają wątpliwości – banki gromadzą pieniądze, przygotowując grunt pod spodziewane przyspieszenie w kredytach. – Jeśli akcja kredytowa szybko pójdzie w górę, to nawet te banki, które mają w odwodzie sporo depozytów, mogą mieć problem z finansowaniem wzrostu – mówi Dariusz Górski, analityk DB Securities. – Lepiej jest zebrać od klientów depozyty, niż drogo pożyczać pieniądze od innych banków – dodaje.

A kredyty dla klientów indywidualnych cały czas rosną jak na drożdżach. Według Związku Banków Polskich w pierwszym kwartale Polacy pożyczyli pod hipotekę ponad 4 mld zł. Nieoficjalne dane z rynku kredytów gotówkowych mówią o kwartalnym wzroście rzędu 1,5 mld zł. A do tego dochodzą jeszcze grube setki milionów w kredytach samochodowych i kartach kredytowych.

Droższe lokaty = tańsze kredyty?

Według analityków walka banków o powiększenie portfeli lokat może być impulsem, który sprawi, że marże na rynku finansowym zaczną wreszcie spadać. Obecnie różnica pomiędzy oprocentowaniem depozytów i kredytów (tzw. spread) sięga 7 proc. A gdyby uwzględnić tylko kredyty konsumpcyjne – nawet 10 proc. To trzy razy więcej niż na Zachodzie! Co gorsza, w latach 2002-2004 ów spread w Polsce spadł tylko o symboliczny 1 proc., choć w tym samym czasie podstawowa stopa procentowa NBP obniżyła się prawie o połowę – z blisko 10 do 5,5 proc.

Eksperci przepowiadają jednak spadek cen, zwłaszcza szybkich kredytów konsumenckich, których oprocentowanie jest w Polsce dwa razy wyższe niż na Zachodzie (wynosi u nas średnio aż 15,3 proc. rocznie). Eksperci Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową (IBnGR) twierdzą, że kredyty konsumpcyjne będą taniały w efekcie • rosnącej konkurencji i wchodzenia na polski rynek bankowy nowych graczy, • poprawiania się sytuacji ekonomicznej Polaków i • wprowadzania przez banki bardziej zaawansowanych systemów oceny zdolności kredytowej.

Artur Szeski z CDM Pekao podkreśla, że w najważniejszym segmencie rynku – kredytach hipotecznych – konkurencja już doprowadziła do drastycznego spadku marż. Niektóre banki na kredytach złotówkowych zarabiają tylko 0,5 proc. (resztę oprocentowania stanowi cena pieniądza na rynku międzybankowym).

Dekada walki o depozyty?

Analitycy bankowi przekonują, że skoro w Hiszpanii czy Portugalii boom kredytowy trwał przez 15 lat od wejścia obu krajów do UE, to w Polsce może być podobnie. Według danych IBnGR zadłużenie polskich gospodarstw domowych (w relacji do ich dochodów) jest pięć razy niższe od tego w Niemczech i dziesięciokrotnie niższe od zadłużenia Duńczyków i Holendrów.

To oznacza, że banki muszą w najbliższych latach znaleźć gdzieś dziesiątki miliardów złotych, by sfinansować udzielanie nowych kredytów. I będą ich szukać w kieszeniach ciułaczy. Do tej pory wychodziło im to słabo. – Podczas gdy kredyty dynamicznie rosną, depozyty wciąż stoją w miejscu. Klienci wolą pójść z oszczędnościami np. do funduszy inwestycyjnych. Bankowcy muszą coś z tym zrobić – komentuje Artur Szeski, analityk CDM Pekao. I robią. Już jesienią ubiegłego roku BZ WBK oraz ING Bank Śląski przez krótki okres, jakby badając grunt, promowały roczną lokatę na 6 proc.

Oba banki ewidentnie dokładały do interesu, bo cena pieniędzy na „giełdzie” międzybankowej była podobna, a kusząc ciułaczy lokatami trzeba było wydać sporo na reklamę. Pozyskanie lojalnych oszczędzających było jednak ważniejsze. Zdaniem analityków z tego samego powodu bank BPH wpisał do swojej strategii plan wybudowania prawie 80 nowych oddziałów w ciągu trzech lat. I to w sytuacji, kiedy w całym sektorze finansowym spada zatrudnienie i koszty. – Sieć jest kosztowna, ale jest nieoceniona do skutecznego pozyskiwania depozytów – tłumaczy Dariusz Górski.

Rozpieszczeni teraz muszą się starać

Konieczność rywalizowania o depozyty to dla bankowców niemiła odmiana. W ostatnich kilku latach banki nie musiały walczyć o nowe depozyty, bo nie udzielały zbyt wielu kredytów, poświęcając energię głównie na „uzdrawianie” portfeli ze złych długów z przeszłości. Co prawda w ubiegłym roku porządki w portfelach kredytowych się zakończyły i banki znów zaczęły zachęcać klientów do pożyczania pieniędzy, ale i tak nie musiały się starać o nowe lokaty. Miały nadmiar „starych” pieniędzy do zagospodarowania. – Polskie banki są po prostu rozpieszczone – przyznaje bez ogródek Dariusz Górski.

Z danych DB Securities wynika, że pod koniec ubiegłego roku wartość kredytów udzielonych przez banki stanowiła średnio tylko 70 proc. tego, co klienci wpłacili wcześniej na lokaty. Największe rezerwy z polskich banków ma PKO BP, którego klienci „chomikują” na lokatach ponad 70 mld zł, podczas gdy wartość udzielonych przez bank kredytów nie przekracza 40-45 mld zł. W krajach Eurolandu te proporcje są zupełnie inne – tam banki muszą ostro walczyć o każde euro, bo kredyty stanowią już ponad 130 proc. zebranych lokat. Krajowi analitycy spodziewają się, że i u nas już niewiele czasu upłynie, zanim proporcje się odwrócą.

Maciej Samcik, Gazeta Wyborcza