Z systemu argentyńskiego można się wycofać
W ostatnich dniach bardzo głośno jest o sprawie Marka Ż., zdesperowanego klienta katowickiego Funduszu Rozwoju Budownictwa, który gdy zorientował się, że został oszukany przez firmę działającą w systemie argentyńskim i nie ma szans na pieniądze na leczenie ciężko chorej żony, wtargnął do biura firmy i postrzelił jej dwóch pracowników. Ten tragiczny wypadek być może nigdy by się nie wydarzył, gdyby Marek Ż. wiedział, jakie są skutki takiej oszukańczej umowy i że można z niej legalnie zrezygnować w ciągu 10 dni. W naszym kraju, jako jednym z nielicznych w Europie, konsorcja argentyńskie działają w świetle obowiązującego prawa i za przyzwoleniem niektórych decydentów.
Zdesperowany klient
Założeniem wielu konsorcjów argentyńskich jest naciąganie klientów i wprowadzanie ich w błąd. Robią to, wykorzystując przymusową sytuację osób, które potrzebują pieniędzy na różnego rodzaju wypadki losowe, jak np. choroba w rodzinie, niespodziewane zakupy czy spłata zaległej raty pożyczki albo po prostu liczą, że uzyskają szybki, łatwy i tani kredyt, którego nie chcą im udzielać banki ze względu na brak zdolności kredytowej.
Wiele osób zgłasza się do tego typu firm, ponieważ zdają sobie sprawę, że otrzymanie kredytu w banku niejednokrotnie wiąże się z koniecznością dostarczenia stosów dokumentów i spędzenia wielu godzin przy stanowiskach obsługi klientów, a następnie cierpliwego i długiego oczekiwania na ostateczną decyzję. Chcąc uniknąć tej drogi przez mękę, pełni ufności i wiary udają się do „argentynek”, gdzie uśmiechnięty pracownik zapewnia ich, że w ciągu kilku dni otrzymają wysoki kredyt niemalże od ręki i bez całej „papierologii”. Nic bardziej mylnego.
Jak działa system
Konsorcjum argentyńskie jest samonapędzającym się przedsięwzięciem, z którego zyski czerpią tylko jego właściciele. Najpierw jest jednak potrzebny naiwny klient, który zgłasza się do biura firmy, skuszony reklamami: „Kredyty bez zdolności”, „Raty bez żyrantów”, „Pożyczki bez zgody małżonka” itp. W siedzibie oszukańczej firmy klient jest zapewniany o bardzo szybkim przyznaniu kredytu, wystarczy tylko podpisać umowę… Klient nie może zwykle zabrać umowy do domu, aby ją spokojnie przeanalizować – na miejscu składa swój podpis. W tego typu umowach często roi się od pseudoprawniczych sformułowań i tzw. drobnego druku. Konsument jest obligowany do zapłacenia opłaty wstępnej, która najczęściej waha się w granicach 5–10 proc. wartości przyznanego kredytu. Następnie klient dostaje harmonogram spłat.
W ten sposób werbowana jest grupa, która będzie finansowała system. Członkowie konsorcjum wpłacają comiesięczne raty, które wpływają na jej konto, podobnie jak opłaty wstępne. Co jakiś czas spośród osób znajdujących się w systemie jest losowany szczęśliwiec, któremu przyznawany jest kredyt. Wypłata kredytu jest finansowana ze środków, jakie na konto oszukańczej firmy wpływają od naiwnych klientów.
Organizator przedsięwzięcia niczym nie ryzykuje. Nic też nie inwestuje. Czerpie tylko zyski z systemu, ponieważ część pieniędzy wpłacanych przez klientów inkasuje do własnej kieszeni. Szczęśliwcy mogą otrzymać pieniądze po wpłacie opłaty wstępnej i kilku miesięcznych rat, zaś pechowcy mogą na to czekać latami i nigdy się nie doczekać. W najgorszej sytuacji są ci, którzy przystąpili do systemu najpóźniej. Konsorcjum zawsze może upaść, jeżeli będzie zbyt mało chętnych, którzy go będą finansować, albo gdy oszukańcza firma pobierze sobie z jego konta zbyt duże zyski.
Jak opuścić łańcuszek
Podstawowa rada dla wszystkich potrzebujących gotówki osób, które nie chcą lub nie mogą zaciągnąć kredytu bankowego, brzmi: jak najdalej od „Argentyny”. W tym celu, przed podpisaniem jakiejkolwiek umowy gwarantującej szybkie i odformalizowane pożyczki, należy dokładnie przeanalizować jej treść. Jeżeli będzie choć cień wątpliwości, to nic nie podpisujmy. Co jednak, gdy nieopatrznie złożyliśmy swój podpis na dokumencie? Fama głosi, że systemu argentyńskiego nie można opuścić bez straty zainwestowanej opłaty wstępnej. Często tego typu zapisy znajdują się w podpisywanych umowach. Są to działania całkowicie bezprawne.
Konsorcja udzielają przede wszystkim kredytów i pożyczek, mimo niedopuszczalności tego rodzaju działalności, bo kredytów mogą udzielać tylko banki. Nie zmienia to jednak faktu, że umowy tego typu są w świetle obowiązujących przepisów kredytami. Bez znaczenia jest tutaj nazewnictwo, które jest stosowane przez oszukańcze firmy: asygnata, świadectwo uczestnictwa itp. Tego typu umowy zostały uregulowane w ustawie z dnia 20 lipca 2001 r. o kredycie konsumenckim (Dz.U. nr 100, poz. 1081 z późn. zm.). Stanowi ona jasno, że kredytem konsumenckim jest m.in. każdego rodzaju pożyczka udzielana konsumentom oraz umowa, na mocy której kredytodawca zobowiązuje się do udzielenia kredytu związanego z obowiązkiem wniesienia przez konsumenta, w jakiejkolwiek formie, środków pieniężnych oprocentowanych poniżej stopy rynkowej lub nieoprocentowanych.
A z tego typu sytuacją mamy właśnie do czynienia w przypadku systemów argentyńskich. Wówczas, zgodnie z ustawą, klient-konsument może, bez podania przyczyny, odstąpić od takiej umowy w ciągu 10 dni od jej zawarcia. Jeżeli umowa nie zawierała informacji o uprawnieniu do odstąpienia, termin ten się wydłuża i wynosi 10 dni od dnia otrzymania informacji o tym prawie. Zrezygnować z umowy nie można jednak później niż w ciągu 3 miesięcy od dnia jej zawarcia. Zatem jeżeli oszukany klient w ciągu 10 dni od podpisania umowy zechce z niej zrezygnować, to może to zrobić bez żadnych prawnych konsekwencji. Firma ma obowiązek zwrócić mu wszystkie pieniądze, jakie jej wpłacił. W sytuacji natomiast, gdy umowa nie zawierała pouczenia lub jawnie prawo do odstąpienia wykluczała, klient jest jeszcze w lepszej sytuacji, bo ma na to aż 3 miesiące.
Ślamazarne prace w Sejmie
Od wielu lat podejmowane są próby zmierzające do uregulowania działalności konsorcjów argentyńskich. Dyskusja toczy się zwykle wokół problemu: zakazać czy ucywilizować? Ostatni projekt ustawy o zmianie ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji oraz ustawy o kredycie konsumenckim delegalizuje praktyki stosowane przez „firmy argentyńskie”. Problem w tym, że prace nad nim są dosyć powolne. Wpłynął on do laski marszałkowskiej 16 września 2003 r., a więc ponad 9 miesięcy temu, a jest dopiero po pierwszym czytaniu w Komisji Gospodarki.
Planuje się zmiany, zgodnie z którymi prowadzenie i organizowanie działalności w ramach systemu konsorcyjnego byłoby traktowane jako czyn nieuczciwej konkurencji. Zmiany zakładają, że osoba, która prowadzi system argentyński lub organizuje grupę konsumentów w celu finansowania zakupów w takim systemie, będzie podlegała karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat. Jeśli wartość mienia zgromadzonego w celu finansowania zakupów w systemie argentyńskim przekracza 1000-krotność minimalnego wynagrodzenia za pracę, organizator systemu może trafić za kratki nawet na 8 lat.
Miejmy nadzieję, że inicjatywa ustawodawcza, dotycząca systemów argentyńskich, stanie się wreszcie obowiązującym prawem. Dotychczasowa niefrasobliwość ustawodawcy i brak pośpiechu posłów może dziwić, ponieważ do instytucji zajmujących się ochroną konsumentów na terenie całego kraju wpływa coraz więcej skarg od pokrzywdzonych klientów. Tylko do warszawskiego biura Miejskiego Rzecznika Konsumentów trafia codziennie ok. 10 zgłoszeń. Ostatnio jest ich więcej, gdyż kończą się plany ratalne wielu „argentynek” – osoby, które wcześniej przestały płacić na system, nie odzyskują w wyniku rozliczenia żadnych środków.
Ewa Usowicz, Arkadiusz Koper, Gazeta Prawna