Bezpieczne inwestycje lekarstwem na polityczną niepewność

Marzec okazał się bardzo nerwowym miesiącem na polskim rynku finansowym. Ale wcale nie najgorszym. Zyski osiągnęły zarówno fundusze akcji, jak i obligacji. Jak zwykle najstabilniej prezentowały się wzrosty wartości jednostek uczestnictwa w funduszach pieniężnych. Umocniła się również nasza waluta, zwłaszcza wobec euro.

Na kształtowanie się koniunktury w na poszczególnych rynkach duży wpływ miała sytuacja polityczna. Zamach terrorystyczny 11 marca w Madrycie okazał się katalizatorem pewnych negatywnych procesów na światowych rynkach akcji. Po tym wydarzeniu zdecydowana większość indeksów giełdowych wyłamała się z wielomiesięcznych trendów wzrostowych i rozpoczęła dłuższy okres spadków. A tendencję wzrostową w końcu miesiąca można raczej traktować jako jedynie krótkotrwały ruch powrotny. Wyraźnie widać po stronie popytu brak sił na pokonanie szczytów cenowych z końca lutego.

Na naszej giełdzie ceny osiągnęły swój szczyt 8 marca, czyli dokładnie w dziesięciolecie szczytu pierwszej hossy, po której nastąpił prawdziwy krach. Teraz krach nam raczej nie grozi, ale coraz więcej inwestorów dochodzi do wniosku, że najwyższa pora na dłuższy odpoczynek w hossie. Takiemu rozwojowi wydarzeń sprzyja duże zamieszanie polityczne. Już wiadomo, że po 1 maja rząd poda się do dymisji. Ale wiele wskazuje na niepowodzenie wszelkich misji utworzenia nowego gabinetu przez obecny parlament. Najbardziej prawdopodobne są wybory na jesieni.
Mamy więc przed sobą kilka miesięcy ostrej kampanii wyborczej. A jednym z faworytów wyborów jest ugrupowanie o wyjątkowo egzotycznych i niespójnych poglądach na ekonomię. Wszystko to będzie się działo w czasie, w którym należałoby przyjąć podstawowe ustawy z tzw. planu Hausnera, opracować budżet na przyszły rok i przyspieszyć działania integracyjne z Unią Europejską.

Takie perspektywy na najbliższe miesiące nie wróżą dobrze, ani rynkowi akcji, ani obligacji, a w szczególności złotemu. Na razie dobra koniunktura gospodarcza broni się sama, ale widać już spadek zaufania menedżerów do gospodarki. Może więc okazać się, że inwestycje, mające stać się obok eksportu kolejną lokomotywą gospodarki, rozczarują swoim poziomem. To mocno rzutowałoby na ceny akcji. Z kolei obligacje mogą doświadczyć poważniejszej przeceny z kilku względów.
Pierwszą jest niepewność co do budżetu na przyszły rok. Duże potrzeby pożyczkowe państwa oznaczać będą wzrost wymaganych rentowności, czyli spadek cen obligacji. Podobny skutek mógłby przynieść ewentualny silny impuls inflacyjny związany z wejściem do Unii Europejskiej. A dodatkowym obciążeniem będzie nieufność inwestorów do populistycznych faworytów wyborów parlamentarnych.

Jednak chyba najcięższą próbę przejdzie nasza waluta. Wprawdzie Ministerstwo Finansów próbuje wzmocnić złotego poprzez sprzedaż zagranicznych walut na rynku (a nie w NBP, jak czyniono dawniej), ale takie zabiegi na nic się nie zdadzą, jeśli inwestorzy uznają ryzyko destabilizacji finansów państwa za zbyt duże. Mimo ścisłej (jak do tej pory) kontroli nad realizacją tegorocznego budżetu już teraz jest niemal pewne, iż stosunek zadłużenia państwa do PKB niebezpiecznie wzrośnie. Choćby z powodu nierealnego założenia o kursie euro do złotego, który miał wynosić w bieżącym roku średnio 4,25. Kwestią czasu pozostaje ponowne rozważenie użycia rezerwy rewaluacyjnej.

Na szczęście, przy tych wszystkich problemach, gospodarka jak dotąd broni się sama. Ostatnie dane o produkcji sprzedanej zaskoczyły nawet największych optymistów. Aby podtrzymać pozytywne procesy niezbędne jest szybkie utworzenie nowego rządu, który będzie działał z perspektywą kilkuletnią. A do tego czasu lepiej nie ryzykować i przeczekać okres niepewności trzymając kapitał w najbezpieczniejszych instrumentach – funduszu gwarantowanym lub rynku pieniężnego.