Jak się sprawują karty płatnicze za granicą?
Na wakacje zagraniczne z kartą płatniczą? A może trzeba wyrobić kartę kredytową? I co zrobić, żeby nie dać się prowizjom?
Nawet jeśli mamy w portfelu karty płatnicze, to wyjeżdżając za granicę, często wolimy mieć przy sobie gotówkę. Boimy się, że karta nie zadziała, sprzedawca nie będzie chciał jej przyjąć, a bank zażąda astronomicznych prowizji za transakcje dokonywane w egzotycznych krajach. Czy słusznie?
1. Kantor czy bank?
Wyjazd za granicę z walutą danego kraju w kieszeni ma dobre strony – nie trzeba szukać lokalnych kantorów, bankomatów, można bez obaw robić zakupy na bazarach, gdzie nie ma terminali do płatności kartą. Ale jest i kłopot. Jeszcze w kraju trzeba oszacować, ile złotych wymienić na walutę. Jeśli wymienimy za mało – będziemy musieli zacisnąć pasa. Jeśli za dużo – stracimy na ponownej wymianie tego, co zostanie, na złotówki. Jeśli wybieramy się do egzotycznego kraju, to w Polsce musimy wymienić złote na inną popularniejszą walutę, a na miejscu jeszcze raz pójść do kantoru po lokalną walutę. To kosztuje czas i pieniądze.
Z kartą jest wygodniej. Nie musisz biegać po kantorach i wymieniać pieniędzy. Nie musisz trzymać się ściśle limitu wydatków. Możesz płacić kartą lub wyciągać gotówkę z bankomatu, ile dusza zapragnie, oczywiście w ramach przyznanego przez bank limitu. Bank naliczy od tych transakcji prowizję, ale jeśli weźmiesz ze sobą „tanią” kartę – wyjdziesz na tym lepiej niż na wymianie walut w kantorze, czy to krajowym, czy zagranicznym.
2. Debetówka czy karta kredytowa?
Przygniatającej większości kart wydawanych przez polskie banki można bez obaw używać na całym świecie. Wystarczy nawet zwykła debetówka (np. Visa Electron czy Maestro) wydawana bezpłatnie do każdego konta osobistego.
Karta Electron, którą większość z nas i tak ma w portfelu, zadziała wszędzie tam, gdzie jest terminal podłączony do sieci akceptacji (czyli pozwala połączyć się z twoim bankiem i potwierdzić transakcję). W zdecydowanej większości punktów handlowych na świecie są właśnie takie terminale.
Kłopoty mogą się pojawić tam, gdzie sprzedawca będzie miał terminal, ale niepołączony z siecią (tzw. hebel). Wtedy zwykła debetówka nie zadziała. Na taką okoliczność warto mieć w portfelu drugą, tzw. wypukłą (fachowo zwie się embosowaną) kartę kredytową. W odróżnieniu od elektronki pozwala ona zatwierdzić transakcję nawet bez połączenia z bankiem i bez sprawdzenia salda.
Zatem karta kredytowa embosowana przyda się w egzotycznych krajach. Jeśli udajesz się w „cywilizowane” miejsce – od biedy wystarczy zwykła debetówka. Ale uwaga: zdarzają się – na szczęście już bardzo rzadko – karty debetowe, które działają tylko na terenie Polski.
CZYM RÓŻNI SIĘ KARTA KREDYTOWA OD ZWYKŁEJ DEBETÓWKI?
Używając karty kredytowej, nie obciążasz od razu konta (tak jest w przypadku zwykłych kart debetowych). Przeciwnie: płacisz za zakupy pieniędzmi banku (oczywiście w ramach przyznanego limitu). Na spłatę długu masz ok. 50 dni (przed upływem tego terminu bank przesyła zawsze podsumowanie transakcji opłaconych kartą).
Jeśli spłacisz kredyt we wskazanym przez bank terminie, nie zapłacisz ani grosza odsetek. Kredyt będzie więc darmowy (bank pobierze tylko prowizję od sklepów, w których płaciłeś kartą). Ale jeśli się nie zmieścisz w terminie, bank zacznie nabijać wysokie odsetki – nawet powyżej 20 proc. w skali roku (tyle w polskim prawie wynosi granica lichwy). Pod kreską możesz tkwić bez końca – bank żąda jedynie, byś co miesiąc spłacał mu co najmniej 5 proc. zaległych pieniędzy. Limit przyznany na zakupy „odrasta” w miarę spłacania karcianego długu.
Uwaga: większość polskich banków oprócz zwykłych, wypukłych kredytówek wydaje też ich tanie, płaskie odmiany. Działają one tak jak debetówki – przy każdej transakcji terminal łączy się z twoim bankiem i sprawdza, czy nie przekroczyłeś limitu na zakupy. Tam, gdzie nie ma terminalu online, tania kredytówka będzie bezużyteczna. Wyjeżdżając w egzotyczne strony, idź do banku po „prawdziwą” kartę wypukłą (embosowaną).
3. Płacimy kartą w sklepie – uwaga na różnice kursowe
Płacąc kartą w zagranicznym sklepie (czy to debetową, czy kredytową), nie jesteś obciążany żadnymi prowizjami. Tak samo jak w Polsce koszty wszelkich rozliczeń biorą na siebie sklepy. Ale jest inny problem – różnice kursowe.
Jeśli wymieniasz gotówkę w kantorze, ten zawsze narzuci ci nieco wyższy kurs niż rynkowy. Banki robią podobnie. Różnice kursowe są dla nich źródłem dodatkowego zarobku. Przy każdym zakupie w obcej walucie bank przeliczy kwotę na złote po stosowanym przez siebie kursie (tabele są wywieszone w oddziałach, można je też sprawdzić w internecie).
To nie wszystko. Każda karta ma swoją tzw. walutę rozliczeniową. Dla większości kart jest nią euro, ale zdarzają się też kawałki plastiku, dla których wyjściową walutą, czyli wspólnym mianownikiem, jest dolar. Najlepiej, jeśli waluta kraju, w którym będziesz dokonywał transakcji, jest taka sama jak waluta rozliczeniowa twojej karty. W przeciwnym razie bank będzie dwukrotnie przewalutowywał twoją transakcję – najpierw na walutę rozliczeniową, a dopiero potem na złote.
W dodatku niektóre banki pobierają jeszcze prowizję za samo przewalutowanie z waluty lokalnej na rozliczeniową! Taka ekstraprowizja może wynieść nawet do 3 proc. przewalutowanej kwoty. Na przykład będąc w Turcji, zapłacisz rachunek w lirach, które bank przeliczy na euro (ewentualnie pobierając od tego prowizję), a dopiero potem na złote.
Nawet dwukrotne przewalutowanie nie jest aż tak kosztowne, żeby z tego powodu rezygnować z używania kart w ogóle. Ale np. nie ma sensu płacić w krajach strefy euro kartą, której walutą rozliczeniową jest dolar. Wtedy bank będzie przeliczał każdy nasz zakup z euro na dolary, a potem dopiero na złote, zamiast bezpośrednio z euro na złote.
Zasada jest więc prosta: jeśli wybierasz się do któregoś z kraju strefy euro, staraj się używać karty, której walutą rozliczeniową jest właśnie euro. A jeśli pakujesz walizki przed podróżą do USA, miej przy sobie plastik dolarowy.
A jeśli podróżujesz po kraju, w którym nie płaci się żadną z popularnych walut? W zdecydowanej większości banków będziesz, niestety, skazany na podwójne przewalutowanie.
Bodaj jedynym bankiem w Polsce, który jako walutę rozliczeniową przyjmuje złoty, jest grecki Polbank. Jeśli zapłacisz jego kartą np. w tureckich lirach, kwota transakcji będzie przeliczona bezpośrednio na złote (bez „przechodzenia” przez euro lub dolara).
4. Korzystamy z bankomatów: uwaga na prowizje
Bankomaty na całym świecie bez problemu honorują karty wydawane przez nasze banki. Tak samo jak w Polsce trzeba jednak zapłacić za korzystanie z urządzenia obcego banku. Prowizje ustala twój bank, który później rozlicza się z właścicielem bankomatu, z którego korzystałeś. Opłaty pobierane przez polskie banki są wyższe niż za wypłaty krajowe.
Podstawowa zasada: tak samo jak w Polsce pieniądze z bankomatu lepiej wypłacać zwykłą kartą debetową, którą dostaliśmy razem z kontem osobistym (a nie kartą kredytową – tej lepiej używać tylko na zakupach). W większości przypadków tak jest taniej. Wypłacając pieniądze kartą kredytową, narażasz się nie tylko na wyższą prowizję za samą transakcję, ale i na odsetki, które zaczynają bić po kieszeni od razu (a nie – jak w przypadku zakupów w sklepie – dopiero po upływie tzw. okresu bezodsetkowego).
Czy korzystanie z bankomatu za granicą jest dużo droższe niż w Polsce? Trochę tak. Najlepiej, jeśli twój bank stosuje ryczałtową prowizję niezależną od wypłacanej kwoty – od 5 do 10 zł. Tak jest m.in. w Raiffeisenie, Citibanku, Polbanku, Multibanku, mBanku oraz w Nordei.
Gorzej, jeśli prowizja jest wyrażona w procentach od wypłacanej kwoty. Zapłacisz – w zależności od banku – od 1 do 4 proc. sumy, którą pobierasz z bankomatu, ale nie mniej niż ustalony przez bank limit, np. 8 zł. Policzmy: jeśli potrzebujesz 500 zł (a raczej równowartość tej kwoty wyrażoną w walucie danego kraju), to trzyprocentowa prowizja oznacza aż 15 zł mniej w kieszeni. Przed wyjazdem koniecznie sprawdź w swoim banku, jaką prowizję pobiera od zagranicznych wypłat bankomatowych.
Uwaga: coraz częściej banki znoszą opłaty za korzystanie z bankomatów za granicą. Tak zrobiły np. BZ WBK, Fortis Bank, Lukas Bank. Posiadacze wybranych kart aż do końca lata mogą za darmo wypłacać pieniądze ze wszystkich bankomatów na świecie. Z kolei Citibank i Deutsche Bank pozwalają za darmo wypłacać pieniądze z należących do nich urządzeń na całym świecie. W krajach skandynawskich podobną ofertę ma Nordea.
Maciej Samcik, Gazeta.pl