Jak zarabiać na dziełach sztuki
Dzieła sztuki, szczególnie na rynkach zachodnich, traktowane są przede wszystkim jak dobra lokata kapitału. Jak zauważa The Economist „kolekcjonerzy dzieł sztuki zarabiają więcej na obrazach Van Gogha niż w funduszach inwestycyjnych”. A przy okazji czerpią przyjemność z obcowania ze sztuką.
Indeks sprzedaży dzieł sztuki od 1952 roku wypada lepiej niż indeks S&P 500. Jednak w odróżnieniu od giełdy rynek sztuki jest bardziej chaotyczny, ryzykowny i chwiejny, a dodatkowo obciążony ryzykiem zakupienia przedmiotu wadliwego prawnie lub o niepewnym pochodzeniu. Sztuka nigdy nie będzie zaliczana do głównego nurtu inwestycji również ze względu na brak przejrzystości informacyjnej oraz brak możliwości ostatecznej weryfikacji danych podanych do publicznej wiadomości przez domy aukcyjne i galerie.
Inwestorzy korporacyjni zdający sobie najlepiej sprawę z ryzyka zazwyczaj inwestują nie więcej jak 3 proc. swojego portfela w dzieła sztuki. Są jednak wyjątki. W latach 70. British Rail Pension Fund zagwarantował 11,3 proc. zwrot z inwestycji angażując 62 mln USD w rynek manuskryptów. Podobnie jak powstały ostatnio i kierowany przez Lorda Gowrie Fine Art Fund inwestujący 70 mln USD w rynek rzeźby i malarstwa.
Bez wątpienia są to jednak przeszkody, które warto pokonać, bo inwestowanie w sztukę uznawane jest za najbardziej nobilitującą formę obrotu materialnego a oprócz prestiżu dodatkowym atutem jest słabe powiązanie tego rynku z innymi aktywami co gwarantuje dywersyfikację portfela finansowego.
Jak w każdym procesie inwestycyjnym, inwestor w dzieła sztuki stoi przed możliwością wyboru bardziej lub mniej ryzykownych inwestycji. Za najbardziej stabilny uważa się rynek rzemiosła artystycznego i mebli, a w malarstwie dzieła starych mistrzów. Większym ryzykiem obciążone są inwestycje w impresjonistów i szeroko pojętych klasyków abstrakcji XX wiecznej. I tak, zakupiony przez japońskie towarzystwo finansowe za 82,9 mln USD w 1990 roku znakomity „Portret doktora Gacheta” Van Gogha stracił ośmiokrotnie na swojej wartości.
Z drugiej strony inwestycje długoterminowe (a te przeważają na rynku sztuki w USA i Europie Zachodniej) przynoszą nadspodziewanie dobre wyniki. Przykładowo w perspektywie 5-letniej stopa zwrotu dla dzieł czołowego fowisty francuskiego Henri Matissa wyniosła aż 87 proc. Oczywiście w wypadku dzieł sztuki trudno jest paralelnie odnosić się do tych danych, ponieważ nie każdy obraz Matissa gwarantuje taki zysk.
Na rynku sztuki panuje zasada, że najlepszą inwestycję stanowią dzieła wybitne, a zakup takich dzieł wymaga nie tylko specjalistycznej wiedzy ale wiążę się z niebagatelnym wydatkiem. Natomiast najbardziej ryzykowne, a jednocześnie potencjalnie najbardziej rentowne są inwestycje w młodych artystów. I tak np. artyści związani z Fundacją Galerii Foksal (Sasnal, Maciejowski, Bujnowski , Bogacka) dzięki umiejętnej promocji także poza granicami kraju osiągają kilkakrotnie większe ceny niż kilka lat temu. Obrazy Wilhelma Sasnala można było kupić w połowie lat 90. za około 1.tys zł, dziś artysta sprzedaje swoje prace powyżej 10 tys. zł.
Polski rynek dzieł sztuki charakteryzuje się w tym względzie większą nieprzewidywalnością, niż stabilne zachodnie rynki posiadające takich potentatów w branży jak Christies i Sotheby’s – domy aukcyjne o kilkusetletniej tradycji. Przeważają na nim inwestorzy indywidualni, a tylko kilkunastu spośród nich ma możliwość zamrożenia swoich „aktywów” nie destabilizując rynku.
Większość spośród polskich inwestorów angażuje się w perspektywie krótko i średnio terminowej. Przy równoczesnym niskim wolumenie transakcji (ok. 50 mln rocznie) rynek jest wysoce niestabilny. Dodatkowo inwestorów zraziło kilka wielkich przewartościowań, które zmieniły trendy panujące wśród kupujących. Na przykład odkryta dla masowego odbiorcy przez polski rynek sztuki, wspierana promocyjnie przez Wojciecha Fibaka, „Ecole de Paris” zanotowała na przełomie 2000/2001 spektakularny spadek wartości.
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że w perspektywie średnioterminowej malarze związani z Ecole de Paris gwarantowali inwestorom większe od giełdowych zyski. Obrazy czołowej przedstawicielki szkoły Marii Melanii Mutermilchowej w analogicznych pod względem ilości obiektów aukcyjnych, latach 1996 i 2001 straciła ponad 40 proc. swojej realnej wartości w indeksacji wszystkich polskich i światowych aukcji.
Inwestycje w dzieła sztuki wymagają więc ostrożności i fachowego wsparcia profesjonalistów odpowiedzialnie inwestujących powierzone im środki finansowe. Tym bardziej, że wraz z przystąpieniem Polski do UE otwarły się dwie kuszące perspektywy dla tego rynku. Po pierwsze: możliwość inwestowania w polską sztukę pojawiającą się często na aukcjach zachodnich (a zazwyczaj artyści osiągają najwyższe ceny w kraju swojego pochodzenia). Po drugie: możliwość stworzenia kolekcji malarstwa światowego, które równie dobrze można sprzedać w Londynie, Nowym Yorku jak i Paryżu.
Bartosz Kwieciński