Luty na giełdzie będzie gorący
Bieżący rok rozpoczął się gwałtownym atakiem popytu na warszawskiej giełdzie. Dwie pierwsze sesje przyniosły wzrosty cen akcji o średnio 7 -8 proc. Dla porównania obecnie jest to poziom wyższy niż roczna rentowność wszystkich polskich obligacji skarbowych. Po tak znaczącym ruchu cen akcji w górę przyszło wyhamowanie. Indeks największych spółek WIG-20 kilkakrotnie atakował barierę 1700 punktów, ale ani razu nie udało mu się zakończyć sesji powyżej tej wartości. Natomiast indeksy średnich i mniejszych spółek MIDWIG oraz rynku równoległego WIRR osiągnęły poziomy nienotowane nawet podczas wielkiej bańki spekulacyjnej w 2000 r.
Tak dobre zachowanie cen walorów mniejszych spółek ma swoje racjonalne uzasadnienie. Po pierwsze firmy te szybciej przeprowadziły konieczną restrukturyzację, ograniczyły koszty i znalazły nowe rynki zbytu. W tym gronie niemałą grupę stanowią przedsiębiorstwa o poważnym udziale eksportu. W związku z tym wyniki finansowe tych spółek są relatywnie lepsze od wyników największych firm giełdowych. Po drugie fundusze emerytalne, które dosyć aktywnie działały na rynku akcji w ubiegłym roku wyczerpały już niemal swoje obecne limity inwestycyjne dla takich spółek jak TPSA, Pekao i PKN Orlen. Ponieważ nadal chcą lokować powierzone im pieniądze w akcjach kupują akcje mniejszych spółek. Ryzykują zmniejszenie płynności portfeli, ale utrzymują niemal 1/3 środków w akcjach.
Koniec miesiąca był już zdecydowanie mniej korzystny dla akcji. Po nerwowych oczekiwaniach na przyjęcie planu naprawy finansów publicznych autorstwa wicepremiera Hausnera, „okrojeniu” tego planu z istotnych elementów i przesunięciu części trudnych politycznie działań na następne lata niektórzy inwestorzy uznali, że nie ma sensu czekać na kolejną fazę hossy. W ich mniemaniu teraz bardziej prawdopodobna wydaje się korekta spadkowa. Tym bardziej, że na giełdach światowych ostatnie dni stycznia przyniosły spadki kursów akcji. Wyjątkiem okazały się parkiety w Budapeszcie i Pradze.
Właśnie te wzrosty na giełdach naszego regionu oraz duża ostrożność wielu inwestorów przemawiają za kontynuacją hossy także w lutym. Daleko rynkowi do euforii sierpniowej, a przebieg styczniowych sesji raczej przypomina to działo się w lipcu. Z tego wynikałoby, że czeka nas równie gorący jak wtedy okres w najbliższych tygodniach. I chyba tak będzie, a katalizatorem zmian mogą okazać się publikowane wkrótce wyniki finansowe spółek za IV kwartał ubiegłego roku.
Również na giełdach światowych korekta spadkowa, która chyba właśnie rozpoczęła się, nie powinna przybrać kształtu ciągłych i mocnych spadków. Raczej spodziewam się rozłożonej w czasie (kilka tygodni) fazy konsolidacji rynku o dosyć dużej amplitudzie wahań cen i indeksów.
Niestety rynek papierów dłużnych ma chyba krótką (kilkutygodniową) falę wzrostów cen za sobą. Do kłopotów politycznych z planem Hausnera doszły jeszcze pomyślne dla rynku akcji, a niekoniecznie dla obligacji dane o 3,7 proc. wzrostu PKB w 2003 r. Stanowi to przekroczenie wszelkich prognoz, nawet tych najbardziej optymistycznych. Również wyniki obrotów bieżących wykazujące duży przyrost eksportu (ale i importu) wskazują na kontynuację ożywienia gospodarczego. W takich warunkach trudno znaleźć argumenty za kolejna obniżką stóp procentowych. Nawet w nowym składzie RPP, bardziej skłonnym do takich posunięć. Inwestorzy dosyć gwałtownie zareagowali na kłopoty z poparciem dla programu naprawy finansów publicznych i doprowadzili roczne rentowności obligacji dziesięcioletnich i pięcioletnich ponownie w okolice 7 proc. Na rynku walutowym wyprzedaż złotego zaowocowała rekordowym kursem euro (niemal 4,8 zł), mimo słabszej ostatnio relacji euro/dolar.
Początek lutego na rynku walutowym i papierów dłużnych może być bardzo nerwowy. Tym niemniej nie wykluczam w lutym przynajmniej kilkudniowej fazy odreagowania spadków cen. Ten okres może być doskonałym czasem na przebudowę portfeli w funduszach obligacji. Zresztą już widać w mniejszych funduszach zdecydowanie większą odporność na wzrosty rentowności niż to było jeszcze kilka miesięcy temu. Najpewniejszym jednak miejscem do bezpiecznego lokowania środków pozostaje rynek pieniężny z rentownościami dłuższych (powyżej pół roku) bonów skarbowych powyżej 5,5 proc.
Alfred Adamiec