Mieszkania są drogie i będą drożeć
Także i w przyszłym roku będą rosły ceny nowych mieszkań, najszybciej we Wrocławiu, Poznaniu i Łodzi – wynika z najnowszego raportu firmy Reas Konsulting
Od długiego czasu śledzi ona sytuację w budownictwie mieszkaniowym w sześciu aglomeracjach, na które przypada przeszło 80 proc. mieszkań oddawanych do użytku przez firmy deweloperskie i spółdzielnie w całym kraju. Największym placem budowy jest Warszawa, gdzie powstaje tyle mieszkań na sprzedaż, ile w pozostałych pięciu miastach razem wziętych, czyli Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, Trójmieście i Łodzi. Niestety, nie zanosi się tam na gwałtowny wzrost podaży nowych mieszkań. Rzecz w tym, że deweloperzy nie bardzo mogą przyspieszyć inwestycje. – Są bariery nie do przeskoczenia – mówi Edward Kozłowski z Reas Konsulting, który od 30 lat zajmuje się rynkiem mieszkaniowym. – Nie ma planów zagospodarowania przestrzennego, a ostatnio zaczęło brakować rąk do pracy na budowach i nawet materiałów budowlanych – wyjaśnia.
Przepisy, zwłaszcza podatkowe, nie dopingują deweloperów do działania. Chwalą się więc zasobami ziemi, bo skoro podatki od nieruchomości są niskie, mogą zamrozić olbrzymie tereny pod przyszłe inwestycje. – Jeśli można zbudować mniej mieszkań i osiągnąć satysfakcjonujący zysk, to po co się wysilać – mówi Artur Pietraszewski z Reasa. – Na rynku mieszkaniowym to podaż określa popyt, a nie na odwrót, jak w przypadku innych towarów – dodaje Kozłowski.
Pietraszewski opowiadał, że w tym tygodniu razem ze współpracownikami zadzwonił do kilkudziesięciu warszawskich firm deweloperskich i okazało się, że ani jedna nie była skłonna negocjować ceny: – Albo pan bierze mieszkanie za taką cenę, albo do widzenia.
Tymczasem ceny nowych mieszkań w największych aglomeracjach poszybowały w górę od 25 do 60 proc. Ostatnio najgwałtowniej rosły we Wrocławiu. Jednak najwyższy poziom – według Reasa – osiągnęły w Krakowie. Co ciekawe, jak twierdzi Pietraszewski, standard budowanych w tym mieście mieszkań (architektura, materiały wykończeniowe) jest niższy niż w stolicy. Poza tym krakowianie mają najniższą siłę nabywczą na rynku mieszkaniowym. Za przeciętną pensję mogą kupić tylko 0,37 m kw. mieszkania. Pod tym względem najlepiej mają poznaniacy, których przeciętny dochód wystarcza na zakup 0,6 m kw. W Poznaniu ceny pięły się dość leniwie. Dlaczego? Specjaliści z Reasa uważają, że można to tłumaczyć tym, że miasto ma stosunkowo dobrze rozwiniętą infrastrukturę drogową. Poznaniacy nie rzucają się więc na drogie mieszkania w mieście, bo taniej wychodzi im budowa domu na jego obrzeżach bądź nawet poza nim. Stamtąd bez problemów dojeżdżają do pracy. – Poznań jest miastem bez korków – zachwala je Pietraszewski.
Z kolei szybki wzrost cen mieszkań we Wrocławiu czy Krakowie to m.in. efekt napływu inwestorów, którzy liczą w przyszłości na duży zysk ze sprzedaży. Reas ocenia, że w tych miastach już ok. 30 proc. nowych mieszkań trafia w ręce osób, które traktują to jako lokatę kapitału. W Trójmieście i Warszawie ten odsetek wynosi ok. 20 proc.
Kiedy ta galopada cen się skończy? Reas prognozuje, że w przyszłym roku mieszkania nadal będą drożały, choć w Krakowie i Warszawie wolniej niż do tej pory. Niestety, z dużymi podwyżkami muszą się liczyć mieszkańcy Wrocławia, Poznania i Łodzi, która budzi się z kilkuletniego letargu (tu ceny są najniższe). Wkrótce do tych aglomeracji mogą dołączyć następne duże miasta, m.in. Rzeszów, Szczecin i Olsztyn.
Marek Wielgo, Gazeta Wyborcza