Nie tak miało być
Najważniejsze wydarzenia z 6 listopada 2007 r.:
- Zgodnie z oczekiwaniami wrześniowy indeks wyprzedzający koniunktury w japońskiej gospodarce pierwszy raz od dekady spadł do 0% – sygnalizuje to zwolnienie gospodarki w perspektywie 3-6 miesięcy
- Wrześniowa sprzedaż detaliczna w strefie euro zwiększyła się o jedynie 1,6% r/r, choć spodziewano się wzrostu o 2,2%
- Wskaźnik inflacji PPI w strefie euro za wrzesień sięgnął 2,7% wobec 1,7% miesiąc wcześniej i 2,6% oczekiwanych przez analityków
- Niemieckie zamówienia fabryczne we wrześniu zwiększyły się o 1,1% r/r, natomiast oczekiwano, że będzie to 6,2%
- Ostateczna wartość indeksów PMI dla strefy euro za październik wypadła nieco lepiej niż się spodziewano
- Nieoczekiwanie obniżyła się liczba wydanych pozwoleń na budowę we wrześniu w Kanadzie – spadek wyniósł 1,7% m/m, a miał być wzrost o 1,8%
Diagnoza sytuacji na rynkach finansowych
Od połowy ubiegłego tygodnia napływające z naszej giełdy sygnały są mniej lub bardziej złe. Nie zmieniła tego wtorkowa sesja. Znów pod największą presją pozostawały mniejsze spółki. Indeksy mWIG40 oraz sWIG80 wróciły do dołków wyznaczonych na przełomie września i października. Ten ostatni spadł nawet nieco poniżej tego wsparcia. Sytuacja wygląda źle i nic nie wskazuje na jej poprawę. Kondycja finansowa mniejszych spółek powiązana jest ściśle z tym, co dzieje się w naszej gospodarce. A tu utrzymują się obawy o spadek tempa jej rozwoju. Jednocześnie inwestorzy boją się negatywnego wpływu wysokich płac i mocnego kursu złotego na marże spółek. Tradycyjnie też wzrost stóp procentowych nie sprzyja mniejszym firmom. Te czynniki może nie byłyby aż tak źle odbierane, gdyby nie bardzo wysokie wyceny, jakie akcje tej grupy przedsiębiorstw osiągnęły w połowie tego roku. Można przypuszczać, że teraz notowania mniejszych firm w dużym stopniu odzwierciedlają rozczarowanie biegiem spraw. Krótko mówiąc – nie tak miało być. Na giełdach rozczarowanie jest jednym z najgroźniejszych zjawisk.
Słabość naszej giełdy kontrastowała we wtorek z rosnącymi przez cały dzień giełdami europejskimi, wspieranymi przez wysokie notowania kontraktów na amerykańskie indeksy. Potem okazało się, że optymizm inwestorów z rynku terminowego był przesadzony i na rynku kasowym tak dobrze nie było. S&P 500 ma trudności z oddaleniem się od silnego wsparcia na wysokości 1500 pkt, a to na przyszłość nie wróży dobrze. Mimo wtorkowego wzrostu od tej bariery dzieli tylko 20 pkt. Równocześnie indeks nie zdołał przebić się ponad pierwszy opór, jaki ma na drodze. Jest związany z połową długiej czarnej świecy z 1 listopada. Zresztą była to specyficzna sesja, gdyż najmocniej rosły trzy sektory – odbijająca po mocnej przecenie branża finansowa, oraz zyskujące dzięki drożejącym surowcom branże powiązane z rynkiem towarów, czyli energy (głównie spółki paliwowe) i materials (głównie spółki wydobywcze). Reszta sektorów wypadła słabiej od indeksu.
Tym razem jednak uwagę przykuwały wiadomości nie z amerykańskiej gospodarki, a z innych części świata. Kolejna porcja danych z Eurolandu rozczarowała. Chodzi tu zarówno o wrześniową sprzedaż detaliczną, jak i inflację PPI. Znów wyraźnie przyspiesza wzrost cen, co ma miejsce przy słabszej aktywności gospodarczej. To potwierdza presję inflacyjną wynikającą z drogiej żywności i wysokich cen paliw. Tego zjawiska nie można w tej chwili ignorować, choć generalnie przyzwyczajeni jesteśmy do tego, by raczej patrzeć na inflację bazową, pomijającą ceny żywności i paliw, najbardziej podatne na wahania. Równocześnie słabo wypadły dane o wrześniowej liczbie pozwoleń na budowę w Kanadzie. Z naszego punktu widzenia nie są to zbyt istotne informacje. Jednak przy dużym wyczuleniu inwestorów na wszelkie wiadomości dotyczące tego, czy amerykański kryzys na rynku nieruchomości nie przenosi się w inne części globu, warto na to zwracać uwagę. Powód jest tu jeszcze jeden: Kanada z wysokimi stopami procentowymi jest naturalnym kandydatem do pojawienia się kłopotów na rynku nieruchomości. Kolejne złe informacje napłynęły z Japonii, gdzie we wrześniu nie zmienił się indeks wyprzedzający koniunktury nie zmienił się, co oznaczało najgorszy wynik w ostatnich 10 latach.
Nie bardzo widać czynniki, które mogłyby popchnąć nasz rynek mocniej w górę. Będzie ona raczej pozostawał w defensywie, a od koniunktury na zagranicznych parkietach będzie zależeć, jak skuteczna będzie obrona przed spadkową presją. Potwierdza się, że spadek indeksu WIG poniżej wsparcia na wysokości 62,5 tys. pkt było złym sygnałem dla całego rynku. O ile jeszcze niedawno zastanawiano się, czy za rekordowymi osiągnięciami największych firm pójdą te mniejsze, to teraz coraz bardziej aktualne staje się pytanie, czy segment małych i średnich spółek nie pociągnie za sobą w dół tych największych. Wydaje się, że nie ma co za bardzo łączyć notowań w tych segmentach naszej giełdy. Jednocześnie jednak trzeba być świadomym, że ewentualne pogorszenie się nastawienia do blue chips mogłoby wzmocnić negatywną tendencję wśród giełdowych „średniaków”. Już teraz ich kursy stoją przed poważnym zagrożeniem zniżką do sierpniowych minimów.
Ciekawe jest zachowanie jena w ostatnich dniach, którym mimo zwiększonego niepokoju na rynkach nie zyskuje. Przyczyną takiego stanu rzeczy może być oczekiwanie na to, że w krajach o wysokich stopach procentowych koszty pieniądza nie będą obniżane. Takie myślenie potwierdzają komunikat po ostatnim posiedzeniu Komitetu Otwartego Rynku w USA, czy dzisiejsza decyzja o podwyżce stóp procentowych w Australii. Uwagę zwracała dzisiejsza słaba reakcja giełd azjatyckich na spory wzrost w Ameryce oraz drożejącą ropę naftową, która szkodzi światowym rynkom. Można więc spodziewać się, że rynki wschodzące w Europie będą dziś zachowywać się dość spokojnie.
Dziś na rynkach
7 XI 2007 r.
- Nieco słabsze od prognoz zyski pokazał w raporcie za III kwartał BZ WBK
O 0,25 pkt proc., do 6,75%, wzrosły stopy procentowe w Australii. - Powodem takiej decyzji jest utrzymująca się presja inflacyjna. Oczekiwana jest kolejna podwyżka kosztów pieniądza
- Euro przekroczyło dziś rano barierę 1,46 USD po informacjach o tym, że Chiny chcą dywersyfikować rezerwy walutowe w kierunku mocniejszych walut – warto jednak zwrócić uwagę, że nie zostały one jednoznacznie wymienione. Jednak przy obecnym negatywnym nastawieniu do dolara, ta wiadomość nie mogła zostać inaczej odebrana
- Do 95 USD za baryłkę podniosła się cena ropy Brent w Londynie, po tym jak we wtorek w Nowym Jorku gatunek WTI kosztował 98 USD za baryłkę
- Wrześniowa produkcja przemysłowa w Niemczech
- Jednostkowe koszty pracy w III kwartale w USA i produktywność pracy w sektorach pozarolniczych za ten sam okres
Katarzyna Siwek
Expander