Przelewy w internecie już nie za darmo

Już niemal wszystkie wielkie banki każą sobie płacić za przelewy internetowe. Dlaczego?

Bankowcy tłumaczą, że przelewy przez internet w dalszym ciągu pozostaną dużo tańsze niż te wykonywane osobiście w oddziale (za nie trzeba płacić 3-5 zł) lub przez telefon (zwykle 2 zł).

Wzrost opłat to efekt pogoni banków za rekordowymi zyskami. W ubiegłym roku, korzystając z dobrej koniunktury, zarobiły one na czysto 9,2 mld zł. W pierwszym kwartale tego roku już 2,9 mld zł. Prezesi chcą dalej bić rekordy. A rosnąca konkurencja i spadające marże na rynku kredytów sprawiają, że chciwym okiem spoglądają na posiadaczy kont osobistych. I wyciskają ich jak cytrynę.

W nieoficjalnych rozmowach przedstawiciele banków kalkulują – przeniesienie konta osobistego do innego banku jest kłopotliwe (trzeba oddać karty, wyrównać debety, przenieść zlecenia stałe i polecenia zapłaty), dlatego ryzyko exodusu klientów jest niewielkie. Mniejsze niż w przypadku podwyżki ceny kredytu, który można przenieść w każdej chwili.

Podwyżka opłat za przelewy internetowe to dla banku czysty zysk. Koszt obsłużenia takiej operacji to tylko kilka groszy. Bank nie wydaje pieniędzy na utrzymanie oddziału, pracowników, łączy telefonicznych. Klient wszystko robi sam. Bank zapewnia tylko serwery, system informatyczny i zabezpieczenia przez hakerami. Ale i tak musiałby je utrzymywać, żeby móc sprawnie obsługiwać klientów w oddziałach.

Darmowymi przelewami przez internet mogą się cieszyć już tylko klienci średnich i mniejszych banków. To m.in. Lukas, Multibank, Citibank, Raiffeisen i Deutsche Bank. Ale powodem nie jest dobre serce prezesów tych banków. Po prostu muszą one konkurować ceną usług, by podbierać klientów gigantom. Prezes BRE Sławomir Lachowski (właściciel mBanku i Multibanku) odgrażał się w „Newsweeku”, że w ciągu kilku lat chce zdetronizować duet Pekao – PKO BP.

Maciej Samcik, Gazeta Wyborcza