Rynek sztuki – wykorzystaj narodowe sentymenty
Bartosz Kwieciński *
W tym miesiącu, wyjątkowo nie będę wskazywał konkretnych propozycji inwestycyjnych. Rynek sztuki w okresie wakacyjnym zamiera i dopiero w sierpniu powoli przygotowuje się do powakacyjnej ofensywy. Korzystając z tego urlopowego „oddechu” chciałbym zwrócić Państwa uwagę na pewną tendencję zarysowującą się na rodzimym rynku.
Malarstwo danego artysty najczęściej kupowane jest przez klientów z kraju jego pochodzenia. Dlatego przez długi czas Polska była swoistym rynkiem zbytu dla dzieł polskich artystów tworzących za granicą lub znajdujących się w zachodnich kolekcjach. Malarstwo polskich Żydów jest najpełniejszą egzemplifikacją tej tezy. Kupowane we Francji, Izraelu czy w Stanach obrazy Zaka, Gottliebów, Marii Melanii Mutermilchowej osiągały w Polsce ceny kilkakrotnie razy wyższe od cen nabycia. Podobnie rzecz się ma z polskimi twórcami nowoczesnymi. Prace Stażewskiego, Fangora, Kantora – reprezentujące radykalnie różne nurty współczesnego malarstwa – przywożone ze Stanów , Kanady, Niemiec, Włoch w Polsce osiągały rekordowe ceny.
Wydawać by się mogło, że polski rynek obrotu dziełami sztuki skazany jest na tę jednostronność inwestycyjną. Ostatnie notowania malarzy polskich żydowskiego pochodzenia wskazują na istnienie nowych trendów na rynku. Prace mniej znanych lub uważanych za drugorzędnych malarzy – Konstantego Mińkowskiego, Artura Markowicza, Poraja Fobiańskiego, Natana Korzenia osiągają w Izraelu ceny wyższe od obowiązujących dotychczas na rynku polskim.
W wypadku Mińkowskiego stopa zwrotu jest najbardziej spektakularna. W kraju ceny tego malarza z trudem przebijają się przez granicę 10.000 dolarów, w Izraelu analogiczny artystycznie obraz sprzedał na majowej aukcji Matsy za 38.000 dolarów. Szczególnie należy zwracać uwagę na tematykę trudną, związaną z obrzędowością i religijnością Żydów. Obrazy podejmujące tematykę studiów talmudycznych, obrzędów szabasowych, Bar Micwy nie znajdują w Polsce szerszego zainteresowania, natomiast w Izraelu i Stanach są poszukiwane przez kolekcjonerów jako część świadectwa kulturowego Żydów europejskich.
Konteksty historyczne i geopolityczna przeszłość Polski spowodowała, że dzieła wielu cenionych malarzy rosyjskich i ukraińskich znajdują się w polskich kolekcjach sztuki. I w tym przypadku w ciągu ostatnich czterech lat obserwujemy wzmożoną aktywność inwestycyjną kapitału rosyjskiego i ukraińskiego. Przypadek Wilhelma Kotarbińskiego jest dobrym przykładem ostatniego boomu na malarstwo rosyjskie.
Ten malarz sielanek, klasycznych arkadii, nimf skąpanych w słońcu zaledwie 7 lat temu nie przekraczał ceny 10.000 złotych, w 2005 roku na aukcji Desy Unicum “Ibisy” osiągają cenę 10-krotnie wyższą! Dodajmy, że rosyjscy inwestorzy kupujący rodzime malarstwo w Polsce to w przeważającej większości marszandzi, którzy angażując swój kapitał mają nadzieję na solidny zysk.
Podobne spostrzeżenia odnieść można do twórczości bezdyskusyjnie wybitniejszego malarza jakim był Henryk Siemiradzki. Siemiradzki, uznawany w Polsce i na świecie za polskiego malarza, w Rosji uważany jest za rosyjskiego twórcę o polskich korzeniach. Zapewne nie bez wpływu na ten stan rzeczy było uznanie twórczości Siemiradzkiego przez rosyjskich akademików i carski dwór. To „przywłaszczenie” malarza przez rosyjskie przez rosyjskie elity finansowye spowodowało, że rekord na dzieło Siemiradzkiego padł nie w Polsce ale na londyńskiej aukcji Sotheby’s – ulubionym domu aukcyjnym rosyjskich milionerów. Za “Pokaz tancerek na linie” nabywca zapłacił zawrotną sumę 523.200 funtów brytyjskich.
Innym dobrym przykładem ilustrującym zaangażowanie się Rosjan w rynek sztuki są obrazy Juliusza Klewera. Ceny tego artysty w Polsce pokazują nie tylko eksplorację polskiego rynku antykwarycznego przez inwestorów rosyjskich ale uświadamiają, że istniejące różnice cen pomiędzy Warszawą , Moskwą a Londynem są wciąż na tyle duże, że na malarstwie rosyjskim kupowanym w Polsce można wciąż dużo zarobić. I tak, w 2004 i 2005 roku ceny obrazów Klewera w Polsce wahały się od 25.000 do 123.000 tys złotych. W tym samym okresie aukcje angielskie i amerykańskie proponowały obrazy artysty w kwotach od 20.000 do 248.000 tys dolarów, średnia sprzedaż natomiast utrzymana była na poziomie 40.000 funtów brytyjskich.
Oczywiście ewentualny zysk należy zmniejszyć o kontrybucję oddaną organowi wydającemu zgodę na wywóz obrazu z Polski. Nawet wówczas jednak potencjalna stopa zwrotu będzie bardzo wysoka. Na koniec zalecałbym jednak ostrożność wynikającą stąd, że opisane przez mnie zjawiska mają dość krótką historię. Potrzeba czasu, by wykluczyć działania spekulacyjne i stwierdzić, że opisane trendy są zaczynem długofalowych zmian.
* Autor jest niezależnym doradcą finansowym działającym na rynku sztuki
Tekst ukazał się w Miesięczniku Inwestora. Jeśli chcesz regularnie otrzymywać Miesięcznik zarejestruj się.