Z banku pod rynnę
Poszukiwanie finansowania w wieku 70+ jest niemalże sportem ekstremalnym. Nierzadko taka przygoda kończy się poważną niestrawnością klienta, rzadko za to bank przyznaje się do błędu.
Mechanizm jest prosty: ułatwiamy sobie życie, my – bank klientowi, klient nam – bankowi poprzez ograniczenie wszelkich formalności do minimum. W grę wchodzi dowód osobisty jako jedyny dokument niezbędny do zaciągnięcia kredytu, odcinek emerytury, a niekiedy tylko telefon do banku, w którym klient wyraża chęć pożyczenia pieniędzy (procedura stosowana wobec stałych klientów). Jakie to proste i przyjazne! Ale zabawa dopiero się zaczyna.
Pracownik banku musi wykazać się umiejętnością wyjaśnienia zawiłości umowy kredytowej klientowi, który nierzadko ma już kłopoty z pamięcią lub zapomniał okularów, lub niedosłyszy. Pracownikom puszczają nerwy, bo przecież trzeba wykonać plan, jednego klienta trzeba obsłużyć nie dłużej niż w 15 minut itd. Słowem fabryka: klient, umowa, wypłata, następny…
Więcej na ten temat w „Gazecie Bankowej”.