150 euro i co dalej? – o odpowiedzialności za transakcje kartowe

Wprowadzona w życie w październiku 2003 roku ustawa o elektronicznych instrumentach płatniczych ograniczyła odpowiedzialność posiadacza lub użytkownika karty płatniczej za nieuprawnione transakcje dokonane przed zastrzeżeniem karty do kwoty równowartości 150 euro.

Jednocześnie całkowicie zniosła odpowiedzialność klienta za transakcje dokonane przez przestępców już po zastrzeżeniu karty. Po kilku miesiącach obowiązywania ustawy mamy już pierwsze przypadki, w których ją zastosowano. Na tej podstawie wiele osób zadaje pytanie skąd wzięła się kwota 150 euro, i dlaczego akurat taką sumę wybrano. Dlaczego ustawodawca akurat tak rozgraniczył kwestię odpowiedzialności na linii bank-klient. Pojawiają się także głosy, by ustawowo wprowadzić zasadę zerowej odpowiedzialności klienta. Warto, jak sądzę, dokładnie przyjrzeć się obecnemu uregulowaniu ustawowemu oraz rozważyć wszystkie za i przeciw takiemu rozwiązaniu.

Dlaczego 150?

Zgodnie z normą z art. 28 ust. 2 ustawy o elektronicznych instrumentach płatniczych posiadacz karty odpowiada za nieuprawnione transakcje kartą dokonane przed jej zastrzeżeniem do kwoty równowartości w złotych 150 euro. Ograniczenie to nie dotyczy sytuacji, gdy posiadaczowi można przypisać winę za zaistniałą sytuację. W przepisie tym jako przykłady zawinienia posiadacza karty podaje się nienależyte przechowywanie karty i kodu identyfikacyjnego lub przechowywanie ich razem. Aby skorzystać z ograniczenia odpowiedzialności, posiadacz karty, zgodnie z ustawą, powinien niezwłocznie powiadomić wystawcę karty o jej utracie. Niezwłocznie znaczy tyle, co „bez nieuzasadnionej zwłoki”.

Wprowadzenie ograniczenia odpowiedzialności klienta do kwoty 150 euro było realizacją zaleceń Unii Europejskiej w kwestii ochrony konsumentów. Kwota 150 euro pojawia się w wydanym w listopadzie 1988 roku Zaleceniu Komisji Europejskiej nr 88/590/EEC (Commission Recommendation 88/590/EEC of 17 November 1988 concerning payment systems, and in particular the relationship between card-holder and card-issuer). Wszystkie państwa UE wprowadziły regulacje zgodne ze wskazanym zaleceniem, a Polska zobowiązała się do tego w procesie negocjacji o przyjęcie do Unii.

Oczywiście, nasz ustawodawca mógł przyjąć rozwiązanie korzystniejsze dla konsumentów, jednak w pracach parlamentarnych przeważyła opinia, że rozwiązanie zgodne z zaleceniami UE dobrze chroni interesy konsumentów, a jednocześnie zabezpiecza interesy instytucji finansowych. Na przyjęcie kwoty 150 euro miał również wpływ fakt, że przed wejściem w życie ustawy o elektronicznych instrumentach płatniczych klienci nie podlegali w tym względzie żadnej ochronie, więc wprowadzenie nawet takiego rozwiązania powodowało ogromny postęp.

150 to dużo

Udział klienta na poziomie 150 euro wydaje się być wysoki przede wszystkim wtedy, gdy pieniądze tracą osoby mniej zamożne. Szczególnie w sytuacji, gdy osoba traci kartę, a przestępcy wykonują przed jej zastrzeżeniem transakcje na kwotę równą lub niższą niż 1000 zł. Posiadacz karty zostaje wtedy przez bank obciążony kwotą równowartości 150 euro, czyli sumą około 700 zł. Bank poniesie odpowiedzialność za pozostałą kwotę, wynoszącą około 300 zł.

Większość kart na naszym rynku to karty debetowe. Dla ich posiadaczy kwota 700 zł jest najczęściej kwotą znaczącą. Jednak to posiadacz karty powinien w pierwszym rzędzie dbać o jaj należyte zabezpieczenie.

150 to mało

Z drugiej strony można sobie wyobrazić sytuację, gdy klient posiadający złotą kartę traci ją, a przestępcy wykonują transakcje o wartości 30.000 zł. Udział tego klienta w stratach także wyniesie równowartość 150 euro, choć straty banku będą wielokrotnie wyższe. Ten klient odczuje dobrodziejstwa ustawy, gdyż przed jej wejściem w życie musiałby zwrócić bankowi większość poniesionych przez niego strat.

Trzeba stwierdzić, że kwota udziału własnego klienta powinna być na tyle wysoka, by klienci nie próbowali sami dokonywać oszustw własnymi kartami. Jeśli klient nie odpowiadałby za żadne transakcje, to wiele osób zapewne próbowałoby samemu oszukiwać. Bo właściciel karty ma w tym względzie ogromne możliwości.

Wystarczy udać się do sklepu, gdzie nie ma kamer rejestrujących klientów, zrobić zakupy za np. 1000 zł, a zaraz potem zadzwonić do banku i poinformować, że kartę ukradziono. Bankowi bardzo trudno będzie w takiej sytuacji udowodnić, że to sam klient dokonał tego przestępstwa. Udział własny jest swego rodzaju wartością progową i wymaga od posiadacza karty, jeśli chce on dokonać oszustwa, aby zrobił co najmniej kilka transakcji na większą kwotę, a to daje większe prawdopodobieństwo wykrycia.

Warto również zauważyć, że gdyby klient nie odpowiadał za żadne transakcje, zarówno przed, jak i po zastrzeżeniu karty, to nie miałby żadnej motywacji do szybkiego zastrzegania kart. Bezzwłoczne zastrzeżenie kart zaraz po zauważeniu ich braku jest konieczne, by ograniczyć straty banku i całego systemu bankowego wynikające z działalności przestępców.

Wydaje się więc, że udział własny na poziomie 150 euro jest wynikiem sprawiedliwego rozłożenia odpowiedzialności pomiędzy klientem a bankiem. Zabezpiecza także przed deprawacją klientów, którzy mogliby chcieć sami oszukiwać własny bank, oraz skłania do szybkiego zastrzegania utraconych kart.

Czy 0 lepsze niż 150?

Krytycy stosowania ograniczenia odpowiedzialności na poziomie 150 euro wskazują przede wszystkim na Stany Zjednoczone oraz, w mniejszym zakresie, na kraje Unii Europejskiej, gdzie powszechnie stosowana jest zasada „Zero Liability”. Jest to zasada zerowej odpowiedzialności klienta za wszystkie transakcje dokonane przez przestępców w przypadku utraty karty.

Zasada zerowej odpowiedzialności jest szczególnie popularna na najbardziej rozwiniętych rynkach, gdzie walka o klienta wymusiła na wszystkich bankach jej przyjęcie. Jednakże na większości z nich nie jest zasadą ustawową, lecz wynika z umów zawieranych przez klientów z bankami.

Warto jednak wskazać, że zasady zerowej odpowiedzialności często nie gwarantują pełnego zabezpieczenia posiadacza karty. Przede wszystkim nie dotyczą najczęściej transakcji dokonywanych z wykorzystaniem kodu PIN. Warto podkreślić, że polska ustawa o elektronicznych instrumentach płatniczych ogranicza także odpowiedzialność klienta za transakcje wykonane z użyciem kodu PIN, pod warunkiem jednak, że udowodni on, że dochował pełnej staranności w kwestii ochrony tego kodu.

Ma to ogromne znaczenie w kontekście coraz częstszego występowania przestępstwa skimmingu bankomatowego. Skimmerzy dokonują wypłat kopią karty klienta przy użyciu podpatrzonego wcześniej PINu. W takiej sytuacji, jeśli klient udowodni działanie przestępców (co jest o tyle łatwiejsze, że skimmerzy skanują karty „seriami”), będzie mógł skorzystać z ograniczenia odpowiedzialności. W przypadku większości zachodnich rozwiązań typu „Zero Liability” klient musiałby zwrócić bankowi pełną kwotę transakcji.

Trzeba wiec patrzeć na problem odpowiedzialności w sposób całościowy, i nie oceniać naszej ustawy tylko przez pryzmat kwoty 150 euro, lecz przez całokształt jej uregulowań, które niejednokrotnie są dla klienta bardzo korzystne.

150 bez znaczenia

Prawie wszystkie banki mające w swojej ofercie karty debetowe i kredytowe zapewniają swoim klientom możliwość skorzystania z ubezpieczenia karty. Ubezpieczenie takie znosi wynoszący 150 euro udział klienta w stratach oraz powoduje, że karta jest całkowicie bezpieczna i w przypadku jej utraty klient nie poniesie żadnych strat. Tego rodzaju ubezpieczenia posiadają często szerszy zakres i w niektórych bankach obejmują także ubezpieczenie od rabunku gotówki pobranej z bankomatu lub inne typy ubezpieczeń.

Ubezpieczenie karty kosztuje kilka złotych miesięcznie. Niektóre banki, w przypadku kart kredytowych, zawierają opłatę za ubezpieczenie karty w opłacie za jej wydanie, dzięki czemu klient nie musi za nie dodatkowo płacić.

Wydaje się, że w przypadku obecnego nasilenia przestępczości kartowej, korzystanie z ubezpieczeń staje się koniecznością. Może z nich nie korzystać ten, kto nie obawia się straty kwoty równowartości 150 euro w przypadku utraty karty.

Podsumowanie

Moim zdaniem, nie ma większego sensu wprowadzanie zasady zerowej odpowiedzialności poprzez rozwiązania ustawowe. Wydaje się, że obecna regulacja, wyznaczająca kwotę maksymalnej odpowiedzialności klienta na poziomie 150 euro, jest słuszna i sprawdza się. Obecna regulacja pozostawia pole manewru bankom, by na własny rachunek i ryzyko oferowały klientom całkowite przejęcie odpowiedzialności. Tak postąpił tuż po wejściu w życie ustawy Bank BPH w stosunku do swoich kart kredytowych. Inne banki, które nie oferują zerowej odpowiedzialności, zapewniają klientom obowiązkowe lub dobrowolne ubezpieczenia, które mogą całkowicie zabezpieczać klientów w przypadku utraty lub kradzieży karty.

Problemy związane z progiem 150 euro dotykają głównie ludzi niezamożnych, dla których kwota 700 zł jest sumą znaczącą. Ale to właśnie ludzie biedniejsi powinni szczególnie dbać o swoje finanse, zgodnie z zasadą, że im mniej masz pieniędzy, tym bardziej powinieneś o nie troszczyć. Ubezpieczenie karty nie kosztuje wiele, a daje pełne bezpieczeństwo zgromadzonych w banku pieniędzy.

Nie zapominajmy wreszcie, że jeszcze pół roku temu, przed wejściem w życie ustawy o elektronicznych instrumentach płatniczych, ochrona klienta była dużo słabsza i teoretycznie mógł on odpowiadać nawet za transakcje dokonane po zastrzeżeniu karty.

Karol Żwiruk