Wciąż niepoznana siła hipoteki
Rozmowa ze Zbigniewem Kudasiem, wiceprezesem zarządu GE Banku Mieszkaniowego
W jaki sposób GE Bank Mieszkaniowy stał się w tym roku, całkiem niespodziewanie, jednym z liderów rynku kredytów hipotecznych?
– Według danych Związku Banków Polskich, nasz, nie za duży w końcu, bank specjalizujący się w finansowaniu budownictwa mieszkaniowego jest na trzecim miejscu w Polsce pod względem udzielanych kredytów. Faktycznie zaskakujące może być to, że przed nami są tylko dwa giganty: PKO BP i BPH PBK. Pozostałe, uniwersalne sieciowe banki, mające często po kilkadziesiąt oddziałów, są w tej materii za nami. O ile w zeszłym roku udzieliliśmy kredytów o wartości 181 mln dolarów, to w roku bieżącym ta kwota przekroczy 300 mln dolarów. Mamy klientów chętnych przede wszystkim na kredyty we frankach szwajcarskich. W tej walucie denominowanych jest aż 97 proc. obecnie udzielanych kredytów.
Czy przypadkiem jednak jedyną przyczyną obserwowanego obecnie kredytowego boomu nie jest zapowiedź rychłego podwyższenia podatku VAT w budownictwie?
– Nie. Jeśli spojrzeć na strukturę naszych produktów, to kredyty na zakup nowych mieszkań u dewelopera to zaledwie 8 proc. całej puli. A jeszcze trzy lata temu stanowiły one 40-45 proc. pieniędzy pożyczanych na cele mieszkaniowe. Natomiast kredyty na finansowanie zakupu mieszkań na wtórnym rynku, gdzie nie ma podatku VAT od sprzedaży, stanowią 36 proc. całości. Spory rosnący udział w portfelu kredytowym mają natomiast kredyty konsolidacyjne. W zależności od miesiąca, ich udział w strukturze waha się w granicach 12-13 proc. Taki kredyt zaciągany jest na spłatę kilku kredytów jednocześnie obciążających klienta, wśród których znajduje się zazwyczaj kredyt mieszkaniowy wzięty w innym banku. Nie mają one też nic wspólnego z zakupem materiałów budowlanych. Wyższe stawki podatku VAT nie stanowią tu więc zagrożenia. Rzecz jasna, nie kwestionuję tego, że podwyżka stawki VAT w budownictwie nie jest korzystna dla klientów. Na pewno ceny na rynku pójdą w górę.
Czyli jednak trzeba spodziewać się, że na początku przyszłego roku, przynajmniej przejściowo, popyt na kredyty hipoteczne osłabnie?
– W ostatnich latach były wprowadzane różne niekorzystne dla potencjalnych klientów zmiany, o skutkach podobnych do spodziewanych konsekwencji podniesienia wysokości stawki VAT, np. kolejne zapowiedzi likwidacji i ostateczna likwidacja ulg budowlanych. Wówczas, podobnie jak teraz, był ogromny boom w ostatnich miesiącach, a nawet tygodniach roku. Wtedy też zadawaliśmy sobie pytanie, co się stanie po takim rynkowym przesileniu? I nic się złego nie działo. Z roku na rok udzielamy coraz więcej kredytów. Mimo że nie ma już ulgi budowlanej, przyrosty kredytów są gigantyczne. Nie obawiam się więc specjalnego spadku popytu na kredyty i po obecnym przesileniu. Moim zdaniem, na rynku kredytów mamy do czynienia z pewnym segmentem klientów, nazwijmy to umownie – polską klasą średnią, której potencjał jest znacznie większy niż wskazywałby na to obecny poziom popytu na kredyty. Nie chodzi tu zresztą tylko o kredyty mieszkaniowe czy konsolidacyjne, bo oferujemy również inne produkty, które są zabezpieczone hipotecznie, a niekoniecznie muszą być przeznaczone na cele mieszkaniowe. Generalnie udzielimy kredytu na każdy cel, który jest zabezpieczony hipotecznie. I mamy coraz więcej klientów, którzy decydują się na takie pożyczki. A prawdziwym stymulatorem popytu na takie produkty jest poziom optymizmu społecznego. Jesteśmy zdania, że jest wiele osób, które stać na obsługę kredytu, na zmianę (poprawę) swojej sytuacji mieszkaniowej. O tym, czy zrobią to czy nie, decyduje, jak postrzegają one otoczenie ekonomiczne wokół siebie, trwałość dochodów, pewność pracy itd. W tej perspektywie o losach popytu na kredyty nie decydują zmiany VAT-u w budownictwie, ale to, czy polska gospodarka będzie rozwijała się w dobrym kierunku. Dlatego uważam, że w Polsce nie zwiększa się gwałtownie liczba osób, które stać na kredyt mieszkaniowy, ale po prostu te, które stać na pożyczki, podejmują decyzje o sięgnięciu po nie. Dlatego jestem zdecydowanym optymistą, jeśli chodzi o przyszły rok – o popyt na kredyty i o jeszcze szersze otwarcie się rynku na nie.
Uważa pan więc, że przyszłością rynku kredytów hipotecznych są zabezpieczone hipoteką pożyczki na cele inne niż mieszkaniowe?
– Obserwuję tu nowe zjawisko. Coraz więcej osób z tego segmentu, określanego umownie polską klasą średnią, dostrzega, że ich własny dom albo mieszkanie jest również pewnym zamrożonym kapitałem, z którego da się zrobić pożytek, że są środki, które można uwolnić i użyć na sfinansowanie różnych potrzeb. To jest bardzo ważne. W tej kwestii mentalnej Polska jest bardzo opóźniona w stosunku do reszty Europy. W Polsce powoli zaczyna docierać do klientów, że kredyt wzięty pod zastaw domu jest znacznie korzystniejszy od kredytu konsumpcyjnego. Jest rozłożony na długi okres, nawet 20 lat. Raty są więc mniejsze. Można też go spłacić wcześniej. Jest również tańszy niż kredyt konsumpcyjny. Chcąc więc coś zmienić w naszym życiu, nie musimy iść do banku i zaciągać kredytu na 20-30 proc. Możemy wziąć pożyczkę hipoteczną, która jest nawet o połowę tańsza.
Rozmawiał Bartosz Biskupski, Gazeta Prawna