Jak kupić mieszkanie za granicą?

Zdaniem pośredników co roku nieruchomości za granicą kupuje ok. tysiąca Polaków. Zainteresowanych taką transakcją jest przynajmniej dziesięć razy więcej. A zdaniem agentów nieruchomości boom dopiero się zaczyna. Chętnych przybyło zwłaszcza po 1 maja, gdy Polska weszła do Unii.

Viva Espana

Największą popularnością – 60 proc. podpisywanych umów – cieszy się słoneczna Hiszpania. Na dalszych miejscach są Chorwacja (20 proc. transakcji) oraz Portugalia, Bułgaria, Francja i Włochy (po kilka proc.).

Domy i mieszkania za granicą to świetna inwestycja. Zwraca się zazwyczaj po 5 latach. – Ceny na hiszpańskim Costa del Sol oraz Costa Brava rosną po 20 proc. rocznie – twierdzi Jacek Szyc z trójmiejskiej agencji Carisma specjalizującej się w obrocie nieruchomościami na południu Europy. – Nasz klient kupił w 2001 r. apartament nad morzem za 110 tys. euro. Po dwóch latach sprzedał go za 148 tys. – opowiada Szyc. Podobnie jest w Chorwacji – ceny idą do góry o 10-15 proc. rocznie – oraz Bułgarii – tam w ciągu kilkunastu miesięcy wzrost może sięgnąć i 50 proc.

Zarabiać można też na wynajmie takich mieszkań. Sezon w Hiszpanii trwa od czerwca do września. Turysta za najem trzypokojowego apartamentu na Costa Blanca płaci ok. 500 euro za tydzień. Poza sezonem stawka spada do 150 euro tygodniowo. Przez rok można zarobić w ten sposób ok. 13 tys. euro (najemca reguluje też opłaty za mieszkanie). Mniejsze pieniądze czekają w Chorwacji (ok. 250 euro za tydzień) oraz Bułgarii (kilkaset euro miesięcznie).

Możesz na kredyt

Dom w Hiszpanii to wydatek ok. 150-250 tys. euro. Za tzw. studio (pokój z otwartą kuchnią) trzeba zapłacić ok. 77 tys. euro. Trzypokojowy apartament na Costa Blanca kosztuje ok. 140 tys. euro. Ceny są niższe o 10-20 proc., jeśli transakcję zawieramy jeszcze na etapie budowy albo projektu. Chorwacja jest tańsza od Hiszpanii mniej więcej o połowę. Kilkusetmetrowy dom w Bułgarii kosztuje 35-45 tys. euro.

W kupnie pomagają rodzime agencje nieruchomości, np. trójmiejska Carisma (w Hiszpanii, Chorwacji, we Francji, Włoszech oraz w Portugalii), wrocławski TB System (w Hiszpanii oraz Bułgarii), poznański Polonus (Hiszpania) czy Ober Hause (Litwa, Łotwa, Estonia).

Na zakup można zaciągnąć kredyt w polskim banku. – Ale zabezpieczeniem pożyczki musi być nieruchomość położona w Polsce – mówi Sabina Salamon z Deutsche Bank PBC. Taka pożyczka oprocentowana jest tak jak kredyt hipoteczny.

Pieniądze można też pożyczyć w zagranicznym banku. Procedury są mało skomplikowane i trwają ok. dwóch tygodni. Np. w Hiszpanii wystarczy dostarczyć zaświadczenie o zarobkach (przetłumaczone na hiszpański) oraz mieć tzw. wkład własny w wysokości 30-40 proc. wartości inwestycji. Podobnie jest w pozostałych krajach południowej Europy. Oprocentowanie kredytów (w euro) wynosi: w Hiszpanii – ok. 3,5 proc. rocznie, Chorwacji – 5 proc., we Francji – 5,6-6,5 proc., a we Włoszech – 5,5-7,5 proc. W załatwieniu kredytu zazwyczaj pomaga pośrednik.

To nie koniec wydatków

Inwestor musi opłacić też prowizję dla agenta – we Włoszech wynosi ona 3 proc., w Chorwacji – 6 proc. Tylko w Hiszpanii płaci ją sprzedający. Do tego dochodzą lokalne podatki oraz koszta notariusza czy adwokata. Zazwyczaj jest to kilka proc. wartości nieruchomości (np. w Hiszpanii – 2 proc., w Chorwacji – 5 proc., a we Włoszech – 10 proc). Później płacić trzeba jeszcze za utrzymanie nieruchomości – kilkaset euro rocznie oraz prowizję dla biura podróży, które przysyła turystów (ok. 5 proc. od dochodu).

Artur Rzepecki agencja nieruchomości TB System

Prawdziwy boom na zagraniczne nieruchomości jest dopiero przed nami. Pytanie jednak, czy zdołamy go wykorzystać. Jesteśmy za słabi finansowo, aby ścigać się np. z Niemcami, którzy kupują od razu trzy albo i cztery apartamenty, sprzedają je po dwóch latach i od razu inwestują w następne. Szansę dla polskich inwestorów widzę np. w Rumunii, Czarnogórze albo Albanii. Jest tam ciepło, pięknie i – co ważne – jeszcze tanio. Dobry interes można zrobić także w Rosji, np. w Sankt Petersburgu, gdzie turyści nie mają gdzie spać. A ceny są niskie. Minihotel można kupić już za 80-100 tys. euro.

Piotr Miączyński, Gazeta Wyborcza