Czy warto godzić się na ryzyko
W ciągu ostatnich pięciu lat właściwie nie opłacało się ryzykować, bo równie dobrze można było zarobić na obligacjach skarbowych. Ale takich zysków z obligacji nie należy się już spodziewać.
Analizując opłacalność inwestycji z ostatnich pięciu lat trudno wskazać taką, która byłaby bezkonkurencyjna. Zyski z obligacji nadal są bardzo dobre. Gdybyśmy pięć lat temu kupili na giełdzie dziesięciolatki o stałym oprocentowaniu (DS), nasz kapitał przyrósłby o ponad 87 proc. Dziesięciolatki o zmiennej stopie nie były dużo gorsze (ponad 81 proc.).
Powodów do zmartwień nie mają też oszczędzający w rodzimej walucie (zysk z kilkakrotnie odnawianej lokaty złotowej wyniósł ponad 43 proc.), choć więcej zarobiliby, wybierając fundusze rynku pieniężnego (wartość jednostek najlepszych funduszy tego typu wzrosła o 63 proc.). Niezłe wyniki osiągnęły prawie wszystkie fundusze inwestycyjne, ale dysproporcje między nimi są olbrzymie. Na przykład najlepszy fundusz agresywny DWS Akcji Plus zarobił ponad 50 proc., a najsłabszy SEB3 Akcji tylko niespełna 11 proc.
Obecna sytuacja na giełdzie bardzo przypomina tę z początku kwietnia 2000 roku – wtedy właśnie rozpoczynaliśmy inwestycje, które dziś podsumowujemy. Wówczas kupowaliśmy akcje tuż po finale „hossy internetowej”, kiedy kursy były jeszcze wysokie. Efekt jest taki, że osiągnięte zyski okazały się niewspółmierne do podjętego ryzyka. Dość powiedzieć, że fundusze akcyjne zarobiły mniej więcej tyle, ile znacznie bezpieczniejsze fundusze obligacji czy rynku pieniężnego.
Niekorzystny moment rozpoczynania inwestycji może być usprawiedliwieniem dla mniej doświadczonych inwestorów indywidualnych, ale nie dla zarządzających funduszami, którym płacimy za to, by dostosowywali inwestycje do sytuacji na rynku. Na podstawie wyników niektórych funduszy można sądzić, że zarządzający zachowują się biernie, dostosowują skład portfeli np. do struktury WIG20 i zadowalają się inkasowaniem prowizji.
O tym, że na giełdzie można osiągać różne wyniki, najlepiej świadczy wartość indeksów. Od kwietnia 2000 roku do końca marca tego roku wartość WIG wzrosła o 25 proc., a WIG20 obniżyła się o niemal 10 proc. To tłumaczy (ale nie usprawiedliwia), skąd biorą się różnice w wynikach funduszy operujących na giełdzie.
Choć dochodowość obligacji spadła do około 6 proc., w ostatnim okresie zainteresowanie tymi papierami wzrosło. Świadczą o tym nie tylko wyniki sprzedaży obligacji detalicznych w sieci PKO BP, ale także napływ pieniędzy do funduszy papierów dłużnych. Ceny obligacji ostatnio zmalały. Dla kupujących oznacza to wyższe zyski w przyszłości. Oczywiście, dotyczy to tylko obligacji notowanych na giełdzie. Papiery takie – o stałym oprocentowaniu – warto teraz kupić. Przewidywane w tym roku obniżki stóp procentowych spowodują, że opłacalność inwestycji rozpoczynanych w kolejnych miesiącach będzie malała.
Trzeba jednak pamiętać, że tak wysokie stopy zwrotu, jakie były w ostatnich pięciu latach, są obecnie nie do osiągnięcia. Nie ma na rynku obligacji skarbowych zapewniających dwucyfrową rentowność.
Od depozytów bankowych, nawet tych najatrakcyjniejszych, lepsze są fundusze rynku pieniężnego. Dają większe zyski. W ciągu pięciu ostatnich lat, inwestując w nie systematycznie można było zarobić przeciętnie o 3,5 punktu procentowego więcej niż na lokacie bankowej. W przypadku jednorazowej inwestycji przewaga funduszy jest jeszcze większa, wynosi około 15 punktów procentowych. Zaletą funduszy jest też to, że jednostki uczestnictwa można umorzyć w dowolnym czasie, nie tracąc już osiągniętych zysków. Zerwanie lokaty bankowej przed terminem, jak wiadomo, wiąże się z utratą odsetek.
Cezary Adamczyk, Krzysztof Szafirowski, Rzeczpospolita