Czy warto stawiać na giełdowych debiutantów

Nowe firmy jak grzyby po deszczu wyrastają na warszawskim parkiecie. W pierwszym półroczu może zadebiutować nawet kilkanaście spółek. Jakie to będą firmy? – W tej chwili na giełdę wchodzą spółki średnie. Nie są to wielkie, prywatyzowane firmy, nie mniej jednak są to dobre spółki, dobrze zarządzane – mówi Ewa Gajewska-Markiewicz, dyrektor Działu Emitentów Giełdy Papierów Wartościowych. O debiucie jeszcze przed wakacjami myślą na przykład odzieżowy Artman, czy dystrybutor farmaceutyków Torfarm.

 

Pomysł notowania na warszawskiej giełdzie przypadł też do gustu właścicielom firm z branży informatycznej, takim jak Comp, czy Techmex. Szykuje się też jedna prywatyzacja, czyli debiut Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych. I na wielu z tych spółek na pewno będzie można zarobić. Czy zdecydować się na inwestycje na własną rękę? To oczywiście wymaga zaangażowania, trzeba poświęcić trochę czasu na dokładnie zapoznanie się z tymi spółkami, ale w przypadku debiutantów trudno inwestować za pośrednictwem np. coraz popularniejszych funduszy inwestycyjnych.

 

Fundusze inwestycyjne mają całkiem inną strategię inwestycyjną. One lokują pieniądze głównie w spółki najbardziej płynne, tak aby ich portfel był jak najbardziej płynny i odzwierciedlał w jakiś sposób strukturę indeksu WIG20. A to oznacza, że spółki debiutujące będą tam miały mały udział – wyjaśnia Jacek Tyszko z Bankowego Domu Maklerskiego PKO BP. Jeśli więc chcemy wykorzystać możliwości jakie dają debiutanci najlepiej zrobić to na własną rękę. – Byleby niezbyt pochopnie – ostrzega Ewa Gajewska-Markiewicz. – Lepiej nie zdawać się na owczy pęd. Zamiast tego trzeba wziąć prospekt emisyjny i przeczytać go dokładnie – mówi Ewa Gajewska-Markiewicz.

 

Do niedawna jednak ten owczy pęd pozwalał zarobić. Akcje nowych firm rozchodziły się jak ciepłe bułeczki, a po debiucie drożały. Wystarczy spojrzeć na akcje ATM, producenta programów telewizyjnych. W pierwszym dniu notowań papiery poszły do góry o ponad 25 proc. Podobnie było z innymi debiutantami. Ich akcje można było kupować niemalże w ciemno.

 

Jednak zdaniem Adama Rucińskiego z Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych PZU tak nie musi być zawsze. – To tak jak z całą koniunkturą giełdową. Jeżeli się zmieni, i  jeżeli nadejdzie dekoniunktura, to zmiany kursów nie muszą już być tak duże. Mało tego, w historii giełdy wielokrotnie zdarzały się takie przypadki, że cena debiutu na giełdzie była zdecydowanie niższa niż cena w emisji pierwotnej – mówi Ruciński.

 

A koniunktura na naszej giełdzie trwa już naprawdę długo. Może się więc zdarzyć, że trzeba będzie dokładniej wybierać w nowych ofertach. Jak to zrobić? – Na pewno dobrze opierać się na przygotowywanych raportach związanych z wyceną tych spółek. To będzie takie najważniejsze sito. Pierwsze, które eliminuje spółki o wątpliwej reputacji lub wątpliwych perspektywach rozwoju, to Komisja Papierów Wartościowych i Giełd – mówi Jacek Tyszko.

 

Warto też czytać prospekty emisyjne, w których można znaleźć komplet informacji o debiutantach. Adam Ruciński radzi wybierać takie spółki, których działalność jesteśmy w stanie zrozumieć. – Ta działalność powinna być w miarę prosta, tak by potrafić we własnym zakresie ocenić jakie ryzyka są z nią związane. Warto też zapoznać się i samemu ocenić perspektywy wzrostu danej gałęzi gospodarki. Jeżeli sami uważamy, że jest ona perspektywiczna i spółka ma szansę rozwinąć tam skrzydła, to takie właśnie akcje powinniśmy kupować – zaleca Ruciński.

 

Warto też zapoznać się ze sprawozdaniami finansowymi. A po tym wszystkim nie pozostaje nic innego, jak wycieczka do domu maklerskiego, by zapisać się na akcje debiutanta.

 

Mateusz Ostrowski, Radio PiN 102 FM