Jak rozpoznać falsyfikat
Kilka tygodni temu przybliżyłem Państwu zasady rządzące trudnym rynkiem sztuki. Dziś kilka praktycznych porad jak ustrzec się przed pułapkami, na które może natrafić mniej zawansowany inwestor.
Na początek odwieczny problem falsyfikatów. Falsyfikaty są najgroźniejszym przeciwnikiem kolekcjonera. Kapitał zainwestowany w niepewny obraz to nie tylko strata finansowa, lecz również uszczerbek na reputacji. Problem ten nie dotyczy wyłącznie segmentu rynku „starego” malarstwa, ale dotyka również malarstwa artystów żyjących. Nie tak dawno głośna była sprawa fałszerstwa pasteli Stasysa Eidrigeviciusa, które pojawiły się na aukcji w pewnym renomowanym domu aukcyjnym. Zatem ostrożność należy zachować w każdej sytuacji, niezależnie od daty powstania dzieła.
Wiedza co jest, a co nie jest falsyfikatem wymaga wielkiego doświadczenia i wiedzy eksperckiej. Jest jednak kilka prostych zasad, których przestrzeganie pozwoli nam na minimalizację ryzyka zakupu wadliwego obrazu. Oto niektóre z nich:
Proweniencja. Skąd obraz pochodzi? Jaką ma historię? Czy istnieją pisemne dokumenty pozwalające prześledzić drogę od pracowni malarskiej do pojawienia się na rynku sztuki (umowy sprzedaży, darowizny, testament). Falsyfikat bowiem nie posiada „przeszłości”, a spreparowanie tych dokumentów jest niekiedy trudniejsze od stworzenia falsyfikatu.
Ekspertyza. Czy obraz posiada pisemną ekspertyzę zaświadczającą o jego autorstwie? Jeżeli tak to kto ją wydał? Istnieją eksperci bardziej lub mniej wiarygodni, a także tacy, których pozytywna ekspertyza powinna budzić niepokój kupującego. Rynek ekspertyz opanowany jest przez wysoko wyspecjalizowanych w danej dziedzinie historyków sztuki, którzy poświęcili lata swoich badań jednemu malarzowi czy szkole. Nawet im zdarzają się jednak pomyłki, więc dodatkowym atutem powinna być ekspertyza konserwatorska, lub – w wypadku malarstwa starych mistrzów – ekspertyza chemiczna, dendrologiczna (jeżeli podobraziem jest deska) oraz rentgenowska.
Zdrowy rozsądek. Niekiedy to najważniejszy czynnik chroniący nas przed zakupem falsyfikatu. Unikajmy nieprawdopodobnych okazji. Obraz uznanego malarza znaleziony na targu staroci prawie na pewno jest falsyfikatem. Podobnie jak obrazy Kossaka, Malczewskiego, Witkacego, Karpińskiego, które możemy kupić za kilkaset złotych na aukcjach internetowych. Według moich szacunków około 75 proc. wszystkich obrazów uznanych malarzy pojawiających się na aukcji Allegro.pl to falsyfikaty.
Bibliografia. To kryterium czasochłonne, lecz ważne. Sporządzenie bibliografii należy do obowiązków eksperta, natomiast dla nas jest istotne zachowanie czujności. Obraz , który był reprodukowany w książce, był na wystawie nawet w tak prestiżowej placówce jak Muzeum Narodowe, może być falsyfikatem. Pamiętam reprodukowany w opracowaniu międzywojennym obraz Józefa Chełmońskiego, który był – co potwierdziły wnikliwe studia prof.Matuszczaka – falsyfikatem.
Istnieją również drugorzędne kryteria rozpoznania falsyfikatów, które są przydatne dla doświadczonego kolekcjonera, takie jak: spójność stylistyczna dzieła względem okresu twórczości oraz sygnatura. Sygnatura, czyli podpis artysty nie może być jednak kluczem w przypisaniu atrybucji. Współcześni fałszerze doskonale nanoszą prawidłowe sygnatury, a zbiór podpisów polskich malarzy, który można kupić roi się od błędów, nieścisłości, braków. Łącznie z tym , że zawiera sygnatury z falsyfikatów.
Te wszystkie kryteria nie zastąpią wprawnego oka. Inwestowanie w dzieła sztuki wymaga bowiem przede wszystkim doświadczenia i ciągłego poszerzania swojej wiedzy a jeżeli brakuje nam na to czasu i zapału oddajmy zakupy w ręce doświadczonych profesjonalistów.
Bartosz Kwieciński
* Autor jest niezależnym konsultantem inwestycyjnym rynku sztuki