Jak się ustrzec strat
Pieniądze i zyski nie są wieczne. Oszczędności znacznie tracą na wartości, kiedy nimi nie zarządzamy lub nie oddajemy ich w zarządzanie specjalistom.
Jeśli nie zamierzamy rozsądnie inwestować środków, korzystniejsza może być ich natychmiastowa konsumpcja. Warto pamiętać o kilku zasadach, które pozwolą na umiejętne zarządzanie ryzykiem podczas inwestowania.
Pieniądz w czasie
Pieniądze trzymane „w skarpecie” tracą na wartości w sposób stosunkowo największy – nie przynoszą żadnego dochodu, a ich trzymanie nie jest zupełnie pozbawione ryzyka. Tempo utraty wartości jest zależne od dostępnej na rynku stopy zwrotu – im jest ona większa, tym trzymanie środków „w skarpecie” jest bardziej niekorzystne. Utrata wartości pieniądza w czasie rośnie wraz z okresem czasu, w którym nie inwestujemy środków. Racjonalny inwestor w momencie kupna akcji, obligacji, nieruchomości czy też innego majątku, którego przeznaczeniem jest przynoszenie dochodu, zakłada, że zarobi na swojej inwestycji więcej niż na lokacie w bezpieczne instrumenty. Rzeczywistość często jednak okazuje się odmienna i przynosi inwestorom straty. Uniknąć ich można tylko w jeden sposób, a są nim zlecenia obronne.
Zlecenia obronne
Straty działają na psychikę inwestora w dość niekorzystny dla niego sposób. Po kupnie akcji po np. 50 zł, z przekonaniem, że są one warte 100 zł i mogą tylko rosnąć, inwestorzy często dokupują akcji po spadku do 40 zł, uznając że są one jeszcze tańsze i zarobek po wzroście do 100 zł będzie jeszcze większy. Najczęstszą reakcją jest jednak przywiązywanie się do nietrafionej inwestycji i czekanie na „odbicie”. Prowadzi to w późniejszym okresie również do irracjonalnych decyzji. Przykładowo, akcje kupione po 50 zł, których kurs spadł do 40 zł, których inwestor dokupił, a później kurs jeszcze zniżkował, po dłuższym okresie braku zmian kursu po prostu męczą psychicznie inwestora. Gdy powracają one do poziomu 50 zł, inwestor pozbywa się ich, mając po prostu dość, chociaż w rzeczywistości może być to dobry moment na ich kupno.
Zlecenia obronne polegają na ustalaniu z góry, przed kupnem papierów wartościowych, maksymalnej dopuszczalnej straty. Przykładowo, inwestor kupujący akcje spółki ABC po 50 zł za sztukę, za 10 proc. wartości swojego portfela, akceptujący maksymalnie 2 proc. strat całego swojego majątku, powinien ustalić poziom obrony przed stratami na np. 20 proc. poniżej ceny kursu kupna, czyli na poziomie 40 zł. Jako że często kursy osiągają okrągłe liczby i odbijają się od nich w górę, poziom obrony warto byłoby ustawić na 39,90 zł. W idealnej sytuacji inwestor powinien wystawić zlecenie sprzedaży pakietu akcji z taką ceną już w momencie kupna – używając zlecenia „stop”, zwanego również zleceniem sprzedaży z poziomem aktywacji. Zlecenie takie w naszym przykładzie miałoby postać: sprzedaj pakiet akcji spółki ABC po każdej cenie, jeśli na rynku zostanie zawarta transakcja po 39,90. Jeśli taka transakcja nigdy nie będzie miała miejsca – zlecenie nie zostanie zrealizowane. W przypadku, gdy zarabiamy na naszej inwestycji, warto jest dostosowywać poziomy obrony i podnosić limit aktywacji zlecenia „stop”. W naszym przykładzie, po wzroście kursu akcji ABC do 60 zł, warto podnieść taki poziom do ceny zakupu, czyli 50 zł. Wtedy z pewnością inwestycja nie przyniesie strat.
Kupuj tanio, sprzedaj jeszcze taniej…
Zlecenia obronne niezłożone w systemie maklerskim pozostają tzw. stopami mentalnymi. Inwestor narażony jest w tym przypadku na chęć pozostawienia pozycji w nadziei na odbicie. Z reguły jednak lepiej jest pozostawić zlecenie obronne, a w przypadku straty zamknąć pozycję i zapomnieć o nieudanej inwestycji. Dobrym przykładem działania zlecenia „stop” jest sytuacja walut zagranicznych w relacji do złotego w 2004 r. Euro i dolar wciąż traciły. Inwestorzy, którzy liczyli na dołek i nie sprzedali walut, minimum wartości euro zobaczyli dopiero poniżej 3,90 – czyli poziomu niewyobrażalnego do osiągnięcia, podczas gdy euro kosztowało ponad 5 zł. Przekonajmy się o zasadności stosowania zleceń obronnych na przykładzie. Załóżmy, że inwestor kupił akcje spółki Redan, znajdującej się w trendzie spadkowym, po 8,05 zł za sztukę. Ustalił swoją maksymalną stratę na poziomie 10 proc. Pozycja otwarta 23 marca utrzymała się prawie dwa miesiące, dając inwestorowi, w tzw. międzyczasie, niezrealizowany zysk 18 proc. Została jednak zamknięta po 7,30. Inwestor uniknął dalszych strat – później akcja spółki Redan kosztowała około 5,5 zł, a wykresy nie wskazywały na żadne większe odbicie.
Obrona dobra na wszystko
Zlecenia obronne „stop” mogą się bardzo dobrze sprawdzać również w przypadku, gdy inwestor zarobił i chce zachować swoje dotychczasowe zyski. Przykładem może być następująca sytuacja: inwestor kupił akcje Prokomu w maju 2003 r., po cenie 116,50 zł. Maksymalną dopuszczalną stratę ustalił na 20 zł za akcję, zlecenie obronne na 95 zł nie zostało jednak nigdy uruchomione. Przesunięcie zlecenia „stop” po wzrostach – również na poziomie 20 zł od szczytu na wysokości 220 zł, zamknęło pozycję na poziomie 200 zł, zachowując bardzo duże zyski inwestora. Zasadniczym pytaniem, na które częściową odpowiedź powinna dać historia notowań danej spółki i preferencje do ryzyka inwestora, jest na jakim poziomie ustalić poziom zlecenia obronnego. Jeśli pozycja inwestora zamknięta po 200 zł odbiłaby się od poziomu 199 zł i potem zwyżkowała do 230 zł, zlecenie obronne zamknęłoby inwestorowi drogę do dalszych zysków. Generalną zasadą jest, że poziom obronny nie powinien być niższy niż normalne wahania danego papieru, wywołane zwykłymi czynnikami rynkowymi i szumem informacyjnym.
Zlecenia obronne powinni stosować inwestorzy nie tylko w odniesieniu do inwestycji finansowych w akcje, fundusze inwestycyjne, waluty czy obligacje. W przypadku dzieł sztuki czy choćby nieruchomości kwestia kosztów transakcyjnych odgrywa jednak kluczową rolę. Spadek popularności lokalizacji i wywołany tym spadek wartości nieruchomości powinien wpewnym momencie doprowadzić do sprzedaży majątku na rynku.
Adam Łaganowski, WGI Dom Maklerski