Kiedy opłaca się przewalutowanie

Polacy zazwyczaj zmieniają waluty kredytów w nieodpowiedniej chwili i ponoszą w związku z tym spore koszty. Lepiej przywiązać się do myśli, że kredyt zaciągnięty we frankach powinien zostać kredytem we frankach. Tak samo warto myśleć o złotówkach. Przewalutowanie lepiej traktować tylko jako plan ratunkowy a wykorzystać wówczas gdy na rynku panuje kryzys.

Każda zmiana waluty powinna być przemyślana równie mocno jak decyzja o zadłużeniu. Trzeba też wszystko dokładnie policzyć, bo może okazać się, że przewalutowanie kredytu po prostu się nie opłaca.

Przeanalizujmy następujący przypadek: Rodzina Iksińskich pożycza 200 tys. zł we frankach szwajcarskich. Otrzymuje więc 83,3 tys. franków (przy kursie 1 CHF = 2,40 zł). Rata takiego kredytu, przy oprocentowaniu 3,5 proc. rocznie, wyniesie 483 franki. Tę kwotę trzeba oddać co miesiąc w złotówkach. Po przemnożeniu przez kurs sprzedaży franka 1 CHF = 2,50 (kurs sprzedaży jest z reguły wyższy o ok. 10 groszy od kursu kupna, to tzw. spread walutowy, dodatkowy zarobek dla banku), rata wynosi 1208 zł.

Po kilka miesiącach spłaty pan Iksiński czyta w prasie tekst o tym, że złotówka osłabiła się o 5 groszy z uwagi na odpływ kapitału z rynków wschodzących. Nazajutrz przypada płatność raty i wynosi ona już 1232 zł (po kursie sprzedaży 2,55 zł). To łącznie o 24 zł więcej niż na początku.

Pan Iksiński postanawia zmienić walutę. Składa w banku wniosek o przewalutowanie na złotówki. Wcześniej jednak będzie najprawdopodobniej musiał wnioskować w sądzie o zmianę waluty w której jest wpisana hipoteka (opłata min. 30 zł). Zanim waluta zostanie zmieniona bank poprosi Iksińskich o zaświadczenia o zarobkach – musi ponownie zbadać ich zdolność kredytową. Po 3 tygodniach nadchodzi dzień przeliczenia kredytu na złotówki. Zadłużenia, jakie Iksińscy mają do spłaty, zostanie przeliczone na naszą walutę po kursie sprzedaży. Jeśli było to np. 82 125 franków (bo w między czasie spłacili kilka rat) wówczas po przeliczeniu okaże się, że do spłaty będzie kwota 209 419 zł. Czyli o prawie 10 tys. zł więcej niż pożyczyli na początku. Kredyt w złotówkach jest zawsze wyżej oprocentowany. Rata nowego kredyty wyniesie 1440 zł, a więc o 208 zł więcej niż rata kredytu we frankach po „fatalnym” osłabieniu naszej waluty.

Bilans walutowej aktywności Iksińskich jest więc zdecydowanie ujemny – nawet jeśli bank nie pobrał od nich żadnej prowizji (co jest już dość częste), to i tak, w strachu przed ratą wyższą o 20 czy 30 zł uciekli do raty wyższej o ponad 200 zł. Dodatkowo skokowo zwiększyli swoje zadłużenie o 10 tys. zł. Oczywiście ta ostatnia kwota jest kosztem rozłożonym na raty. W przypadku kredytu we frankach, gdyby kurs przez resztę okresu spłaty wynosił wspomniane 2,55 zł, również oddaliby równowartość w złotówkach prawie 210 tys. zł (plus odsetki, jednak na pewno znacznie niższe niż w przypadku kredytu w złotówkach).

Wniosek? Od samego początku nerwowi państwo Iksińscy powinni mieć kredyt w złotówkach. Przewalutowanie bowiem bardzo rzadko ma sens. Nie jest z pewnością okazją do wykorzystania krótkoterminowych wahań kursów walut na rynku. Zawsze trzeba policzyć jego opłacalność w perspektywie kilku lat. Można je rozważyć w sytuacji, gdy np. waluta kredytu przez dłuższy czas tanieje, a dodatkowo jej oprocentowanie systematycznie rośnie.
Taką sytuację mieliśmy w ostatnich latach w przypadku dolara. Nie jest to jednak zbyt popularna waluta wśród kredytobiorców. Osoby, które właśnie w dolarach pożyczyły na mieszkanie powinny – o ile już tego nie zrobiły – zamienić swój kredyt na niżej oprocentowane złotówki lub franki. Także osoby, które pożyczyły euro i zostało im jeszcze wiele lat spłaty. W ich przypadku rozsądna jest przeprowadzka na franki.

Przewalutowanie z waluty obcej na obcą jest jednak operacją dość kosztowną. Polskie banki w takich sytuacja nie korzystają ze wzajemnego kursu euro do franka, lecz dokonują podwójnego przeliczenia przez złotówki. A więc najpierw mamy przejście z euro na złotówki (po kursie sprzedaży euro, płacimy spread), a następnie ze złotówek na franki (po kursie kupna franka, płacimy spread). Dlatego taki manewr warto wykonać jeśli do spłaty zostało jeszcze wiele lat.

Niestety doświadczenie doradców finansowych podpowiada, że klienci mają tendencję do panicznego reagowania na każde wahnięcie kursu franka a często przy tym nie liczą kosztów. Ironicznie można powiedzieć, że przy naszej nerwowości i skłonności do częstej zmiany waluty kredytu, polskie banki powinny tego zabronić. Dla dobra klientów.
Maciej Kossowski