Klient zarobił milion na luce w regulaminie CU

Klient Commercial Union Życie dokładnie przeczytał regulamin towarzystwa i stworzył sobie maszynkę do robienia pieniędzy – zarobił ponad milion złotych. Sąd zdecyduje, czy je dostanie.

Każdy inwestor giełdowy marzy, by wybrać się w przyszłość wehikułem czasu i zdobyć tabelę z notowaniami giełdowymi. Potem wrócić do teraźniejszości i bez żadnego ryzyka kupować akcje spółek, o których wie, że zdrożeją. Okazuje się, że…

…cuda się zdarzają

Pan Krzysztof kupił przed dwoma laty polisę na życie z funduszem kapitałowym w jednym z największych na rynku Towarzystwie Ubezpieczeń na Życie Commercial Union Polska. Należy ono do brytyjskiego potentata finansowego – grupy Aviva.

– Gromadziłem i pomnażałem w ten sposób pieniądze. Traktowałem tę polisę jako konto oszczędnościowe, z którego mogłem w każdej chwili zarówno wypłacić pieniądze, jak i na nie wpłacić – mówi „Gazecie”.

Zdecydowana część wpłaconej składki trafiła do funduszu kapitałowego CU Życie. Do wyboru było kilka funduszy o różnym stopniu ryzyka: bezpieczne (pieniężny, obligacji) lub agresywniejsze (inwestujące w akcje). Klienci mogli je co jakiś czas zamieniać. Jeśli uznali, że sytuacja na parkiecie jest bezpieczna i mogą na tym więcej zarobić – zamieniali fundusz obligacyjny na akcyjny. Z czasem ubezpieczyciel, idąc klientom na rękę, wprowadził możliwość błyskawicznej zmiany, by mogli reagować na szybkie zmiany nastrojów na rynku finansowym. Wystarczyło przesłać faks z dyspozycją i w ciągu kilku kolejnych dni potwierdzić chęć zmiany funduszu pocztą. Brak listownego potwierdzenia oznaczał, że klient zrezygnował z operacji.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że zamiana funduszy kapitałowych następowała w dniu wysłania faksu, a nie dostarczenia listu pocztą. – Takie rozwiązanie miało służyć klientom tylko jako dodatkowe zabezpieczenie – powiedział „Gazecie” wiceprezes TUnŻ Commercial Union Maciej Jankowski.

Klienci szybko znaleźli tę lukę, która pozwalała osiągnąć wysokie zyski bez żadnego ryzyka.

Wysyłali faks z dyspozycją zakupu jednostek funduszu akcyjnego. Po kilku dniach, jeśli giełda pięła się w górę, potwierdzali transakcję listownie. Jeśli indeksy na parkiecie spadły – nie wysyłali listów. CU z automatu anulował operację. Zamianę można było wielokrotnie powtarzać.

Pan Krzysztof, jak twierdzi, zgromadził dzięki temu 1,2 mln zł.

Wehikuł działał do czasu

– Zorientowaliśmy się, że istnieje wąska grupa osób, która wykorzystuje te zapisy niezgodnie z naszą intencją – mówi Jankowski z CU. Reakcja była natychmiastowa. Towarzystwo po kilku tygodniach zmieniło swój regulamin.

Pan Krzysztof, przekonany, że postępował zgodnie z prawem i regulaminem CU, postanowił wycofać zgromadzone pieniądze. Ubezpieczyciel odmówił. Twierdzi, że zachowanie kilku sprytnych klientów było niezgodne z szeregiem artykułów kodeksu cywilnego, który stoi ponad regulaminami.

– Gdyby klient miał rację, zaspokoilibyśmy jego roszczenia i nie narażali na kłopoty – mówi Jankowski. – Nie uważamy, by media były najlepszym miejscem do rozstrzygania sporu. To ewidentna próba uzyskania korzyści finansowej poprzez wywieranie na nas presji.

Szefowie CU nie chcą powiedzieć ani potwierdzić, o jakie kwoty toczy się spór. – Z punktu widzenia pojedynczej osoby chodzi o dużą sumę. Dla nas jest nieznacząca. Nasze kapitały własne przekraczają 1 mld zł, a w ubiegłym roku zarobiliśmy 420 mln zł.

Sprawę zbadała Komisja Nadzoru Finansowego. Regulator rynku ubezpieczeniowego stanął po stronie pana Krzysztofa. Uznał, że list potwierdzający dyspozycję zamiany funduszu w ogóle nie był potrzebny, by doszło do zamiany funduszy. – Poza tym strony zawarły porozumienie. W pewnym momencie CU się z niego wycofał. Naszym zdaniem do skutecznego rozwiązania porozumienia potrzebna była zgoda klienta – mówi rzecznik KNF Łukasz Dajnowicz. Teraz Komisja czeka na wyjaśnienia CU.

– Sprawa znajdzie swój finał w sądzie – zapowiadają obie strony konfliktu.

Pieniądze lubią ciszę

To kolejna w ostatnim czasie sytuacja, w której klient wykorzystał nieprecyzyjne zapisy w regulaminach do zarabiania pieniędzy. Miesiąc temu opisaliśmy sprawę pana Pawła, właściciela rachunku bankowego w polskim oddziale greckiego Polbanku EFG. Przypadkiem odkrył on patent, dzięki któremu bank naliczał mu odsetki od wielokrotnie wyższej kwoty, niż faktycznie zdeponował na rachunku. Pan Paweł w piątek i sobotę zlecał przez internet przelewy z konta osobistego na oszczędnościowe. Przelewy miały datę poniedziałkową, ale pieniądze pojawiały się na drugim koncie od razu. I klient mógł nimi dysponować. Przelewał je więc z powrotem na konto osobiste, a potem znów na oszczędnościowe. Od soboty do poniedziałku odsetki były naliczane tak, jakby klient dopłacał na konto oszczędnościowe wciąż nowe pieniądze.

Bank nie pozwolił klientowi zainkasować tych pieniędzy. Zablokował mu odsetki i odrzucił reklamację. Ostatnio wypowiedział nawet umowę, zarzucając złamanie regulaminu. Pan Paweł zawiadomił o sprawie grecką centralę Polbanku EFG.

Jak dużo osób twórczo wykorzystuje regulaminy instytucji finansowych do zarabiania pieniędzy? Nie wiadomo.

Komisja Nadzoru Finansowego potwierdza, że szybko przybywa konfliktów instytucji z klientami. – Rzadko jednak dotyczą one spraw, w których instytucje uchylają się od wypłaty świadczenia, zasłaniając się złamanym regulaminem – mówi Dajnowicz. Od przedstawicieli kilku instytucji usłyszeliśmy nieoficjalnie, że to nic dziwnego, bo na całym świecie takie sporne sprawy załatwia się po cichu. Rzadko przedostają się do mediów. – Pieniądze lubią spokój – mówi jeden z naszych informatorów. – Chyba że spór dotyczy dużych pieniędzy.

Andrzej Stec, Gazeta Wyborcza