Kto żyw lokuje w nieruchomości
Nieruchomości to najlepsza lokata kapitału – wynika z sondażu instytutu Gfk Polonia wykonanego na zlecenie „Gazety”. Hasła „Tanio już było” zrobiły swoje. Połowa z nas wierzy, że ceny ziemi, domów i mieszkań mogą tylko rosnąć. Każdy, kto je teraz kupi, zarobi.
Atrakcyjność inwestycji w nieruchomość bije na głowę inne sposoby pomnażania gotówki – lokaty bankowe, akcje spółek giełdowych, obligacje skarbowe, fundusze powiernicze. Na tych ostatnich się nie znamy, a giełda to zabawa dla nielicznych ryzykantów. Tylko co 50. z nas zainwestowałby nadwyżkę finansową w rozkręcenie własnego interesu.
Lokatą w nieruchomości najbardziej zainteresowani są Polacy przed czterdziestką, z wyższym wykształceniem i dobrze sytuowani. Aż 63 proc. Polaków po studiach i tylko 35 proc. z wykształceniem podstawowym wybrało tę formę pomnażania pieniędzy. Ludzie najsłabiej wykształceni mają proste sposoby na inwestowanie oszczędności. Większość wyremontowałaby dom lub mieszkanie.
Gdy spytać Polaków, dlaczego rosną ceny nieruchomości, 43 proc. odpowiada, że wszystkiemu winien fiskalizm państwa, np. wzrost VAT na materiały budowlane. 28 proc. uważa, że powodem są spekulanci, którzy wykupują mieszkania i domy, podbijając stawki. Taki pogląd przeważa wśród 40-50-latków, którym się nie powiodło w życiu. Odgrywają się na tych, którzy mieli więcej szczęścia.
W sondażu najbardziej zaskakuje, że tylko co piąty pytany jako powód galopady cen podaje to, że po prostu mało się u nas buduje. Związek pomiędzy rosnącym popytem a nienadążającą za nim podażą najlepiej rozumieją ludzie po studiach. Co trzeci uznał to za główną przyczynę wzrostu cen.
Badanie Omnibus przeprowadzono na reprezentatywnej losowej próbie 1000 dorosłych Polaków
Kazimierz Kirejczyk, Reas Konsulting
Niemal połowa Polaków uważa, że inwestowanie w nieruchomości to najlepszy interes. Nic, tylko się cieszyć, ale ja jestem niespokojny. Do tej pory kryzys omijał rynek nieruchomości z daleka. Ludzie nabrali przekonania, że to bezpieczna i pewna inwestycja. Nic bardziej mylnego. W razie załamania koniunktury mniej wytrawni gracze mogą wiele stracić. Zaskoczyło mnie, że za wzrost cen nieruchomości ludzie winią państwo, które nie zna umiaru w nakładaniu podatków. Niestabilne prawo podatkowe jest czynnikiem cenotwórczym, ale nie tak bardzo jak nadwyżka popytu nad podażą. Ceny mieszkań rosną, bo buduje się ich za mało. W Moskwie, gdzie władze limitują dostęp deweloperów do rynku, cena 10 tys. dol. za mkw. nie dziwi. W nowych wielkopłytowych osiedlach na obrzeżach rosyjskiej stolicy cena nie spada poniżej 1,3 tys. dol. za mkw., a mimo to lokale rozchodzą się jak świeże bułeczki.
Katarzyna Klukowska, Gazeta Wyborcza