Powyborcza arena rynków finansowych

Po gorącym okresie wyborczym nadszedł czas na przeanalizowanie, jak wyniki wyborów wpłyną na polską gospodarkę, a przede wszystkim, jak docelowo ocenią je rynki finansowe.

Wyniki wyborów parlamentarnych w Polsce były generalnie zgodne z oczekiwaniami, choć dwie przewodzące w sondażach partie zdobyły mniej głosów, a więcej niż zakładano otrzymały: samoobrona, PSL i SLD. Po drugie oczywiste jest, że zdecydowaną większość w sejmie ma gospodarcza lewica, bo takie właśnie, prosocjalne są programy PiS, SLD, Samoobrony, LPR i PSL. W senacie PiS uzyskało prawie 50 proc. miejsc i będzie mogło w ten sposób kontrolować poczynania sejmu. Po trzecie to właśnie Pis obsadza stanowisko premiera. Rynki finansowe zdecydowanie bardziej wolałyby na tym miejscu premiera z bardzo liberalnej gospodarczo Platformy obywatelskiej. Jednak jak dowiodły pierwsze reakcje po wyborach, inwestorzy zagraniczni wyniku wyborów się nie przestraszyli. Pierwszą reakcją rynków na nieco inne niż prognozowano wyniki było lekkie osłabienie złotego i spadki na rynku akcji. Szybko jednak sytuacja wróciła do normy, a inwestorzy pogrążyli się w wyczekiwaniu.

Rynki reagują zawsze

Zagraniczni inwestorzy łatwo się nie poddają i z powodu polityki nie będą uciekać z naszego rynku. Jako przestroga dla pesymistów powinien służyć przykład Brazylii. W październiku 2002 r. wybory prezydenckie wygrał tam Lula da Silva. Można porównać go z Lechem Wałęsą, tyle że jest to polityk zdecydowanie lewicowy. miał być postrachem rynków finansowych, a indeksy giełdowe przed wyborami spadały. i co się stało? Prezydent da Silva wcale nie uderzył w rynki finansowe, zaczął się lepiej ubierać wysławiać, a inwestorzy – mówiąc żartobliwie – niemal go pokochali. W momencie wyborów indeks Bovespa giełdy w Sao Paulo utrzymywał się na poziomie nieco powyżej 10 000 pkt. Teraz przekracza 31 000 pkt. Po trzech latach zanotował więc ponad 200 proc. zwyżki. A przecież bracia Kaczyńscy nie są takimi populistami jak Lula da Silva. Przy zachowaniu wszelkich proporcji trzeba też spojrzeć na rynek niemiecki. Wrześniowe wybory parlamentarne przyniosły zaskakujące rozstrzygnięcie, które doprowadziło do pata, mogącego zaszkodzić gospodarce przez osłabienie niezbędnych reform. Mówiło się również, że konieczne mogą się wkrótce okazać kolejne wybory. I co z tego wynikło dla rynków? Owszem, euro osłabło (nie tylko z powodu niemieckich wyborów), ale indeksy giełdowe zareagowały bardzo słabą i do tego chwilową zniżką.

Kompleks finansowo-medialny

Czy gospodarki na całym świecie italianizują się – czyli przestają się przejmować polityką? na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że odpowiedź brzmi „tak”. To nie byłaby jednak właściwa interpretacja obecnego obrazu sytuacji. Właściwą odpowiedzią byłoby stwierdzenie, że polityczne wybory mogą mieć wpływ na gospodarkę, bo krajobraz, w którym przyjdzie poruszać się przedsiębiorcom zależy w dużym stopniu od polityków. Przecież tworząc przepisy i wydając budżetowe pieniądze (zwiększając bądź zmniejszając deficyt budżetowy) mają bardzo duży wpływ na realne procesy gospodarcze. co innego można zauważyć, kiedy analizujemy rynki finansowe. Obecnie w krajach cywilizowanych nikt nie jest w stanie przeciwstawić się tym rynkom. W zależności od poglądów może się to podobać, ale i może się nie podobać. Trawestując słowa prezydenta Eisenhowera, trzeba wyraźnie stwierdzić, że światem coraz bardziej rządzi kompleks finansowo-medialny, a nie realna demokracja. Nawet jeśli wydaje się nam, że wyboru dokonuje elektorat, to w rzeczywistości ręką wkładającą kartkę do urny niezwykle często steruje świat mediów wspomagany marketingiem politycznym i dużymi pieniędzmi.

Dżin wypuszczony z butelki

Warto zauważyć, że w ciągu ostatnich kilkunastu lat portfele funduszy hedgingowych zwiększyły się kilkunastokrotnie. Od kilku lat można było zauważyć rosnące znaczenie funduszy wysokiego ryzyka na rynkach finansowych. Ich działanie można było zaobserwować na przykład w poniedziałek 19 września, kiedy to wzrosły ceny: ropy o 7 proc., a oleju opałowego i gazu o ponad 10 proc. Pretekstem dla takiej zwyżki było zagrożenie zatoki meksykańskiej huraganem rita. taki czynnik nie mógł jednak wpłynąć na cenę miedzi i złota, a przecież, mimo obaw o wywołane drogą ropą spowolnienie gospodarcze, cena miedzi wzrosła aż 4 proc. Bez funduszy wysokiego ryzyka taki obraz rynków nie byłby możliwy. Obecnie, podwyższając cenę pieniądza, amerykański Fed stara się pozbawić te fundusze dostępu do taniego kapitału. Problem jednak w tym, że został wypuszczony już cztery lata temu, a rynkowe stopy procentowe są nadal bardzo niskie, podobnie zresztą jak oficjalne stopy procentowe w Eurolandzie i Japonii. Coraz częściej Alan Greenspan mówi na przykład o rynku nieruchomości w USA z wyraźnym niepokojem, wspominając o zauważalnych działaniach spekulantów i ostrzegając, że ceny w końcu spadną. Trudno będzie wyhamować proces, który obserwujemy – pompowanie kilku równoległych balonów spekulacyjnych (zamiast jednego, internetowego, jak w końcu XX wieku).

Koniunktura na rynkach zależała od tego, jaki będzie program koalicji PiS – Po, kto obejmie fotele ministrów, które są w sferze zainteresowania inwestorów (gospodarka, skarb państwa, finanse) i jakie będą poglądy nowych ministrów. Wydawało się tuż po wyborach, że nikt już o nich nie pamięta i była to w sumie słuszna postawa, ponieważ otworzyło się czterotygodniowe okno tylko pozornie rosnącego napięcia. Wypowiedzi polityków były lekceważone, prawdziwe problemy będzie przecież rozwiązywał nowy rząd, a i to nie natychmiast – raczej od nowego roku. Można więc było spokojnie czekać i udawać, że to, kto naprawdę zostanie premierem nie ma znaczenia. Zresztą nie jest wykluczone, że rzeczywiście tak będzie.

Nie każdy zgrzyt wystraszy rynki

Deklaracje partii już znamy – teraz czas na konkrety. Jasne jest, że możemy zapomnieć o podatku liniowym, ale tak naprawdę, pomysł Platformy obywatelskiej (3×15) pomógłby gospodarce tyle, ile przysłowiowemu umarłemu kadzidło. Dodatkowo rozwarstwiłoby się, i tak już dramatycznie rozwarstwione, społeczeństwo. Nikt na rynkach finansowych nie przejmie się brakiem liniowego podatku PIT. Można też założyć, z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, że podatki w przyszłym roku będziemy płacili dokładnie takie, jak w tym roku. Nowy rząd i parlament mają rzeczywiście za mało czasu, żeby do obowiązującego terminu (30 listopada) opublikować zmiany podatkowe. Gdyby koalicja i rząd powstały natychmiast po wyborach, nie byłoby to całkiem niemożliwe. Nawiasem mówiąc, szczęśliwie się złożyło, że nie można było w tym roku mówić o podatkach. Są jednak bardziej istotne sprawy, takie jak reforma finansów państwa, stosunek do istnienia rady Polityki Pieniężnej, wejście do strefy euro, czy wreszcie polityka zagraniczna, ze szczególnym uwzględnieniem Rosji i Niemiec. Pod względem każdego z tych tematów może dojść w rządzie do zgrzytów, ale nie każdy zgrzyt wystraszy rynki. Ewentualna likwidacja RPP (mało realna, bo trzeba w tym celu zmienić konstytucję), nikogo by nie przestraszyła, ponieważ Pis chce zachować niezależność NBP, tyle tylko, że nie chce, aby politykę monetarną prowadziło odrębne ciało. Duże różnice między obydwoma ugrupowaniami widoczne są też w sprawie polskiej drogi do strefy euro. Inwestorzy od dawna, mimo oficjalnych zapewnień, coraz mniej wierzą, że uda się to w tej kadencji sejmu. Jeśli tak jest, to nikogo nie przestraszy oficjalne potwierdzenie tej informacji. Można by tak analizować każdy kolejny element polityki nowego ugrupowania rządzącego, dochodząc do wniosku, że jeśli ludzie tworzący rząd się nie pokłócą, to nic graczy nie wystraszy. Jeśli tak jest, to tylko zmiana koniunktury na świecie może odwrócić długoterminowe trendy na naszych rynkach finansowych.

Piotr Kuczyński, WGI Dom Maklerski