Twoje konto w Unii Europejskiej

Po 1 maja ceny kont osobistych i związanych z nimi usług mogą tymczasowo wrosnąć. Zagraniczne banki, które będą otwierać w Polsce oddziały bez licencji NBP, początkowo skupią się na najbardziej zyskownych obszarach działalności – wydawaniu kart płatniczych czy kredytach hipotecznych. Tutaj konkurencja szybko wymusi spadek marż. Po akcesji czeka nas natomiast prawadziwy boom w bankowości wirualnej. A to dzięki spodziewanemu spadkowi cen połączeń internetowych.
Bankowość detaliczna na świecie ulega głębokim przemianom. Głównym katalizatorem zachodzących zmian stały się procesy globalizacji, liberalizacji, przemian w popycie na detaliczne usługi bankowe, a zwłaszcza upowszechnienie nowoczesnych sposobów komunikowania się. Zjawiska te w ciągu kilku lat skutecznie zmieniły obowiązujące do tej pory reguły i z roku na rok rośnie konkurencja bezpośrednia i pośrednia na światowym rynku bankowym.

Strategiczną odpowiedzią banków na nowe warunki funkcjonowania i wzrost konkurencji stały się procesy konsolidacyjne oraz alianse strategiczne, przede wszystkim z instytucjami ubezpieczeniowymi czy firmami informatycznymi. Za dobry przykład obrazujący ten proces może posłużyć jeden z największych amerykańskich banków, Wells Fargo & Co., który w przeciągu ostatnich piętnastu lat dokonał około 450 przejęć innych mniejszych banków i instytucji finansowych. Prawdziwą rewolucję czeka jednak rynek europejski, w tym również i Polskę, która niedługo stanie się częścią Unii Europejskiej.

Jak twierdzą eksperci, na europejskim rynku bankowym istnieje obecnie zbyt dużo banków detalicznych. Brak działań w zakresie szybszego tworzenia jednolitego rynku finansowego spowodował niezadowolenie Parlamentu Europejskiego, który zaapelował do krajów członkowskich o przyspieszenie prac w tym zakresie. I chociaż trudno oczekiwać w perspektywie średniookresowej powstania takiego rynku, to jednak już w chwili obecnej można zauważyć dynamiczny proces fuzji i przejęć o charakterze regionalnym.
Przykładem tego może być m.in. Francja czy Niemcy. Obecnie jest jedynie kwestią czasu, kiedy w skali całego kontynentu rozpoczną się masowe fuzje i przejęcia. Takiemu scenariuszowi sprzyjać będzie poprawiająca się koniunktura, która do tej pory hamowała większe zmiany w skali całej UE.

Polski rynek – ewolucja zamiast rewolucji

Wejście naszego kraju w struktury Unii Europejskiej będzie stanowić duże wyzwanie dla działających w Polsce banków. Niestety klienci banków nie powinni w związku z tym liczyć od razu na jakieś rewolucyjne zmiany. Będą one natomiast następować znacznie szybciej niż w ostatnich latach.

Wszystko to zawdzięczać będziemy konkurencji, której nie będą już ograniczać dotychczas obowiązujące przepisy. Po pierwszym maja zagraniczne instytucje finansowe bez zbędnych komplikacji będą mogły otwierać w Polsce oddziały. Na pewno dość szybko pojawią się również niebankowe instytucje finansowe, wzrośnie też liczba firm leasingowych i faktoringowych. Wszystko to wymagać będzie jednak czasu, ale sama perspektywa zmian wymusi lepszą jakość obsługi i zakres oferty.

A co z cenami?

Jakiś czas temu przez media przetoczyła się burza w związku z publikacją raportu Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Wynikało z niego, że usługi świadczone przez polskie banki są droższe niż na Zachodzie, zaś w bankowych regulaminach aż roi się od zapisów niekorzystnych dla klientów. Rozwiązaniem tej kwestii wg Urzędu i samych konsumentów może być własnie UE. Wielu klientów polskich banków zwraca uwagę na rynek brytyjski czy amerykański, gdzie koszty utrzymania rachunku są często dużo tańsze niż w Polsce.

Czy po pierwszym maja coś może się zmienić i rzeczywiście masowo spadną opłaty za utrzymanie konta lub wykonanie przelewu? Wydaje się, że… nie. Co więcej, ceny mogą w niektórych przypadkach nawet wzrosnąć! Zagraniczni konkurenci początkowo skupią się na najbardziej zyskownych obszarach działalności – wydawaniu kart płatniczych, kredytach hipotecznych, sprzedaży jednostek funduszy inwestycyjnych. W tych obszarach będzie można liczyć na dość szybką i znaczną obniżkę cen, co spowoduje obserwowany już od dawna spadek bankowych marży. Jeśli w Unii Europejskiej uzyskiwane przeciętne marże są na poziomie 0,5-0,7 czy 1 proc., to wPolsce nie uda się długo utrzymać marż na poziomie 3-4 czy 7 proc.

Skoro marże będą mniejsze, a banki wciąż muszą generować zyski, to jednym rozwiązaniem będzie albo redukcja kosztów działalności, albo własnie podnoszenie cen. Już teraz można zauważyć, jak coraz więcej banków pod przykrywką zwiększenia naszego komfortu, czy bezpieczeństwa wprowadza ukryte opłaty za korzystanie z rachunku bankowego lub karty płatniczej. Takie zjawiska mogą się niestety wkrótce nasilić.

Koszty utrzymania rachunku mogą również wzrosnąć dla osób, które nie korzystają z nowoczesnych kanałów dystrybucji. W takim wypadku można będzie się spodziewać nowych tabeli opłat i prowizji, które będą w swoisty sposób karały takie osoby. Z drugiej strony dość powszechnym zjawiskiem stanie się prawdopodobnie oferta bezpłatnych rachunków dla klientów utrzymujących wysokie depozyty lub korzystających z innych produktów depozytowych czy kredytowych. Tacy klienci powinni dość szybko odczuć pozytywne skutki wejścia naszego kraju do UE.

Trzeba tutaj pamiętać, że kształt cen za usługi bankowości detalicznej nie zależą jedynie od dobrej lub złej woli banków. Nie należy zatem liczyć, że nastąpi od razu jakaś większa zmiana, ze względu na masowe wejście zagranicznych banków. Już teraz tzw. „nowy detal” oferuje tanie RORy. Chociaż banki te rozwijają się bardzo dynamicznie, to tradycyjni liderzy nadal kształtują swoje ceny za rachunki praktycznie jak chcą.

Dlaczego u nas tak drogo?

Elementem, który bardzo rzutuje na cenę usług bankowych w Polsce jest fakt, że liczba transakcji dokonywanych przez polskie instytucje w porównaniu z zachodnimi konkurentami jest bardzo ograniczona – kilkadziesiąt razy mniejsza niż w przeciętnym kraju europejskim. Sprawia to, że przy znacznie mniejszym wolumenie transakcji, a podobnym koszcie zabezpieczeń, utrzymania i rozwoju infrastruktury czy rozliczeń cena usług musi być wyższa. Dodając do tego dochody przeciętnego Polaka – jasnym staje się fakt, że bankom trudno będzie szybko zaoferować zachodnie warunki czy jakość usług.

Nie należy także zapominać, że na przykład ROR i wydawana do niego karta debetowa jest właściwie jednym produktem, bardzo ze sobą powiązanym. Jeśli klient aktywnie korzysta z karty i często nią robi zakupy – bank może pozwolić sobie na obniżenie lub wręcz zrezygnowanie z opłaty za prowadzenie rachunku. W innym przypadku, przy średniej polskiej pensji – po prostu mu się to nie opłaca. Można zatem powiedzieć, że wysokie koszty usług związane są z obawami Polaków co do płatności kartami czy korzystania na przykład z polecenia zapłaty.

Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich, stwierdza nawet, że obrót gotówkowy, tak jeszcze powszechny w Polsce, rujnuje poważna część naszej gospodarki. Przy okazji dodał, że na ceny usług bankowych wpływają też obciążenia podatkowe i parapodatkowe. Ze wstępnych informacji wynika, że efektywne opodatkowanie banków sięgnęło w ubiegłym roku 41 proc! Także i w tym segmencie rynku można zatem stwierdzić – że wysokie podatki przekładają się na taki, a nie inny poziom cen.

Tani internet – tanie usługi

Banki wirtualne przyzwyczaiły nas do bardzo konkurencyjnych cen za swoje usługi. To właśnie dzięki nim zmienił się stosunek Polaków do bankowości internetowej. Według szacunków Rady Bankowości Elektronicznej liczba rachunków internetowych sięga 3,5 miliona i nadal rośnie. Chociaż brak tutaj szczegółowych statystyk, w związku z różną interpretacją tych wyników, rola Internetu cały czas rośnie i pojawiać się będą w tym kanale nowe produkty i usługi.

Należy oczekiwać, że w połączeniu z rachunkiem bankowym, bez potrzeby otwierania osobnego rachunku w domu maklerskim, będziemy mogli już niedługo przez Internet kupować akcje, czy nawet grać na rynku wymiany walut. O ile taką ofertą będą zainteresowani tylko nieliczni inwestorzy, to z pewnością ucieszą się klienci, którzy będą chcieli kupić ubezpieczenie przez Internet czy w okienku bankowym. Ten rynek czekać może prawdziwy boom. Problem w tym, że z powodu niskich dochodów Polacy niechętnie inwestują w swoje przyszłe bezpieczeństwo.
Jak się okazuje, to również względy finansowe powstrzymują na naszym rynku ewentualną ekspansję zachodnich banków wirtualnych. Szanse na pojawienia się nowego gracza są obecnie prawie żadne. W szczycie internetowej hossy o wejściu na nasz rynek myślał ING Direct. Jednak jak twierdzi obecnie jego szef, bank ten wchodzi jedynie na rynki, na których może liczyć na średnią depozytów powyżej 10 tys. euro. O takich kwotach w

Polsce możemy pomarzyć jeszcze przez wiele lat.

Należy natomiast liczyć się z dalszym dynamicznym rozwojem taniej bankowości internetowej, ze względu na zapowiadany po wejściu do UE spadek cen połączeń internetowych. Zachęci to nowych internautów do korzystania z rachunku w sieci – zwłaszcza, że są one i z pewnością dalej pozostaną znacznie tańsze w obsłudze niż te tradycyjne. Powoli powinno też upowszechnić się promowane przez banki polecenie zapłaty.
Po 1 maja należy spodziewać się również dalszego rozwoju internetowych platform służących zakupowi jednostek funduszy inwestycyjnych. Na nasz rynek ze swoją ofertą wejdą zachodnie TFI. Część z nich swoje fundusze będzie sprzedawać przez placówki banków, będących w tej samej grupie kapitałowej, a część wykorzysta w tym celu Internet. Wpłynie to nie tylko na szerokość samej oferty, ale także na znaczny spadek cen, czyli w tym wypadku prowizji za zakup czy umorzenie jednostek. W dłuższej perspektywie taki stan powinien przyspieszyć trwający od jakiegoś już czasu upadek monokultury bankowej. Co ważne, wszystkie operacje będzie można szybko wykonać w swoim banku, bez potrzeby udawania się na przykład do placówki domu maklerskiego.

Początkowo po wejściu do Unii nie będzie można spodziewać się spadku cen za przelewy do innych krajów. Mimo, że zaczyna już funkcjonować zainicjowana w 2002 roku przez Europejską Radę Płatności konwencja Credeuro, która dotyczy standardów ponadgranicznych płatności w ramach UE, to pełne jej skutki poczujemy dopiero po przyjęciu wspólnej waluty europejskiej. Konwencja zakłada, że europejskie banki stosujące się do jej ustaleń będą wykonywały międzynarodowe przelewy w obrębie UE w ciągu maksimum trzech dni roboczych, za tę samą opłatę, co przelew krajowy.

Według Leszka Balcerowicza, prezesa Narodowego Banku Polskiego, euro w portfelach Polaków zagościć może najwcześniej 1 stycznia 2007 roku. W związku z niepewną sytuacją polityczną w Polsce po najbliższych wyborach parlamentarnych – termin ten może ulec przesunięciu.

Konkurencja a konsolidacja

Według założeń tak zwanej „Strategii lizbońskiej”, która jest długofalowym programem rozwoju ekonomiczno-społecznego Unii Europejskiej do 2010 roku obszar krajów członkowskich stać się ma najbardziej konkurencyjną gospodarką na świecie. Jednym z najważniejszych obszarów działań „Strategii” jest liberalizacja i integracja unijnych rynków finansowych. Utworzenie jednego i bezpiecznego rynku finansowego przyczyni się do poprawy konkurencyjności gospodarczej państw UE. Jednolity rynek bankowy oznaczać będzie również niższe koszty transakcji i kredytów. Sytuacja ta spowoduje, że banki muszą liczyć się z silniejszą konkurencją i presją na fuzje i przejęcia o charakterze międzynarodowym, których efektem będzie redukcja kosztów operacyjnych.

Prawdopodobnie w tym lub przyszłym roku na polskim rynku bankowym może dojść do dużych przetasowań. W efekcie, jak twierdzą analitycy, za kilka lat w naszym kraju będzie działało jedynie ok. 5 dużych, międzynarodowych banków i kilka niszowych. Zmiany te nastąpią głównie w wyniku konsolidacji na rynkach europejskich, co w konsekwencji będzie miało wpływ na nasz rodzimy rynek. Wejście Polski do UE zbiega się z początkiem dużych zmian na rynku niemieckim. Taka sytuacja niekoniecznie dobrze wróży polskim klientom. Przeprowadzane w ubiegłych latach fuzje skutkowały gorszą jakością obsługi, a często również podwyżkami cen usług. Można tylko mieć nadzieję, że w przyszłości banki będą potrafiły wyciągnąć z tego odpowiednią lekcję i fuzje przyniosą korzyści nie tylko akcjonariuszom, ale również klientom nowopowstałych banków.

Większe zmiany zależeć będą jednak (a może przede wszystkim?) od samych klientów. Nawet jeśli konsumenci narzekają na wysokie ceny usług i niską jakość świadczonych usług, to banki same z siebie tego nie zmienią. Pomóc może tylko konkurencja. Duże banki doskonale zdają sobie sprawę, że większość Polaków macha ręką na kolejne podwyżki cen za utrzymanie konta, a mozolna praca nowych konkurentów pokazuje, ze sytuację tę będzie bardzo trudno zmienić.