Recenzje produktów finansowych (11)

Expander ocenia produkty finansowe w skali od 1 do 5

KBC DALEKOWSCHODNI FIZ ****

KBC TFI jest na polskim rynku liderem pod względem produktów strukturyzowanych „opakowanych” w formę funduszu inwestycyjnego. Towarzystwo uruchomiło już 13 takich funduszy, a do 13 stycznia proponuje certyfikaty dwóch kolejnych: Atlantyckiego i Dalekowschodniego. Przyjrzyjmy się temu drugiemu. Minimalna kwota inwestycji to 1000 zł (10 certyfikatów po 100 zł). Dla porównania w innych zagranicznych funduszach azjatyckich – Templetona, Blackrock, Fortisaczy Raiffeisena minimalna wpłata wynosi od 1000 do 5000 tys. dolarów. Fundusz Dalekowschodni zacznie działać, jeśli uda się zebrać 30 mln zł.

Środki zebrane przez fundusz w Polsce zostaną zainwestowane między 12 a 16 lutego w tytuły uczestnictwa luksemburskiego subfunduszu Fund Partners Kredyt Bank Conservative 6. Między wpłatą pieniędzy a faktycznym startem funduszu minie więc ponad miesiąc (w tym czasie można liczyć na niewielkie odsetki od banku depozytariusza).

Kupując certyfikaty, zapłacimy prowizję, ale nie więcej niż 3 proc. Fundusz tworzony jest na czas określony – do końca marca 2012 roku. Jeśli dotrwamy do tego terminu, w najgorszym razie dostaniemy tyle, ile wpłaciliśmy (gwarancja zwrotu kapitału). W trakcie inwestycji certyfikaty możemy odsprzedać emitentowi albo na giełdzie. W pierwszym wypadku wykup trzeba zgłosić najpóźniej 23. dnia danego miesiąca, aby dostać pieniądze w kolejnym miesiącu. Cena wykupu odpowiada faktycznej wartości certyfikatów ustalanej na 10. dzień miesiąca. Jest pomniejszana o 2-proc. prowizję. Możliwość sprzedaży na giełdzie jest raczej teoretyczna, ponieważ może być problem ze znalezieniem drugiej strony transakcji; płynność certyfikatów na giełdzie jest bardzo mała.

Zysk z inwestycji w fundusz będzie uzależniony od pięciu indeksów giełd azjatyckich (Chiny, Tajwan, Singapur, Japonia, Hongkong). Dla każdego z tych indeksów zostanie obliczona średnia z 10 pierwszych notowań począwszy od 20 lutego 2007 r. oraz średnia z notowań z ostatniego dnia każdego miesiąca między marcem 2011 r. a lutym 2012 r. Różnica między tymi średnimi będzie określała wzrost (albo spadek) danego indeksu. Na podstawie zmian wszystkich pięciu indeksów zostanie wyliczona średnia pokazująca rentowność funduszu. Ale to nie koniec. Wynik zostanie pomnożony przez tzw. wskaźnik partycypacji, który wynosi 120 proc. To sporo jak na produkty strukturyzowane (z reguły wskaźnik ten mieści się między 70 a 100 proc.).

Metoda obliczania stopy zwrotu jest korzystna dla inwestorów, ponieważ w ostatnim roku ryzyko związane z inwestycją maleje. Gdyby była to zwykła różnica między pierwszym a ostatnim notowaniem, wówczas zysk byłby uzależniony od jednego dnia w przyszłości. Uśrednianie miesięczne w ostatnim roku zmniejsza ryzyko; ewentualny znaczny spadek notowań (ale też duży wzrost) zostanie w efekcie „spłaszczony”.

Zaletą funduszu jest też to, że będzie inwestować przez dłuższy czas (do końca marca 2012 r.) niż wielu jego konkurentów; w wypadku produktów strukturyzowanych im dłuższy czas inwestycji, tym więcej pieniędzy zostaje na zakup opcji, które mają zapewnić wypłatę środków zgodnie z przyjętą formułą. Na polskim rynku nie ma funduszy, które pozwalałyby jednocześnie inwestować na pięciu wspomnianych rynkach – to kolejna zaleta oferty KBC. Taniej i prościej byłoby jednak stworzyć taki produkt w formie lokaty bankowej lub ubezpieczenia na życie i dożycie (w tym drugim wypadku unikamy podatku Belki od zysku). Dajemy cztery gwiazdki.

ZŁOTA KARTA KREDYTOWA ING ***

Żeby stać się posiadaczem prestiżowej, złotej karty kredytowej ING Banku Śląskiego, trzeba mieć stałe miesięczne dochody w wysokości co najmniej 5 tys. zł netto. Dostępny limit kredytowy na karcie wynosi od 7,5 tys. do 50 tys. zł.

Za używanie karty płaci się 150 zł rocznie. Jest to jedna z najniższych opłat na rynku. Na przykład w Citibanku złota karta kosztuje 290 zł, a w BPH – 250 zł. Od oferty ING tańsze są tylko złote karty mBanku (125 zł) oraz Eurobanku (50 zł). Jednak złota karta to nie tylko kolor plastiku, ale przede wszystkim pakiet usług dodatkowych. ING dołącza do karty dwa zestawy ubezpieczeń: Pakiet Bezpieczny (zapewnia ochronę na wypadek utraty karty lub kradzieży gotówki podjętej kartą) oraz Pakiet Podróżny (zawiera ubezpieczenie następstw nieszczęśliwych wypadków i kosztów leczenia podczas podróży zagranicznych). Niestety, sumy ubezpieczenia są dość niskie, np. przy leczeniu za granicą jest to tylko 15 tys. euro. Taka kwota może być za niska, tym bardziej że posiadacze złotej karty są wymagającymi klientami.

Oprocentowanie kredytu na karcie wynosi 17 proc. Niższe odsetki pobierają m.in. Nordea (12,5 proc.), mBank (15 proc.) oraz Eurobank (15,9 proc.). Trzeba jednak przyjąć, że posiadacze złotych kart stosunkowo rzadko korzystają z kredytu, bo na ogół spłacają zadłużenie w całości. Oprocentowanie nie ma więc dla nich podstawowego znaczenia. Liczy się bardziej długość okresu bezodsetkowego, a ten wynosi 52 dni, co należy uznać za przyzwoitą wielkość.

Poza opłatą roczną za kartę innych kosztów nie ma. Opłata roczna nie jest pobierana od tych klientów, którzy w roku poprzedzającym wznowienie karty wydadzą nią ponad 24 tys. zł. Jeśli wydatki wyniosą od 18 do 24 tys. zł, opłata jest obniżana o połowę.

Osoby, które mają konto w ING, mogą spłacać zadłużenie na karcie automatycznie. Usługa ta jest bezpłatna. Posiadacze zwykłych kart ING płacą za to 5 zł miesięcznie. Karta ING to – obok oferty mBanku – najatrakcyjniejsza na rynku karta złota. Przyda się zapewne osobom często podróżującym; wyższa opłata za kartę jest rekompensowana dostępem do ubezpieczeń. Wadą karty ING są jednak niskie sumy ubezpieczeń. Dlatego karta otrzymuje od nas trzy gwiazdki.

Maciej Kossowski, Paweł Majtkowski