Rok kredytów hipotecznych i kart kredytowych

Tym niemniej w okresie, który upłynął między jednymi a drugimi targami Twoje Pieniądze dało się w działalności banków detalicznych zaobserwować pewne charakterystyczne tendencje. Mianowicie banki te starały się przerzucić ciężar swojej aktywności na dwa fronty; doskonalenie oferty kredytów hipotecznych oraz rozbudowywanie pakietowych rachunków oszczędnościowo-rozliczeniowych w oparciu o nowoczesne kanały komunikacji: internet, telefon, sms.

Warto też zwrócić uwagę na fakt, że w segmencie kart nastąpiło w tym czasie wyraźne przeniesienie ciężaru z kart płatniczych na kredytowe. W pewnym zakresie te drugie rekompensują bankom ubytki na rynku krótkoterminowych kredytów o charakterze konsumpcyjnym, wynikające z sytuacji na rynku, zwłaszcza z tym, że zmalało grono potencjalnych klientów niemających kłopotów ze zdolnością kredytową.

Hipoteka w dużej cenie

W praktyce instytucji finansowych zabezpieczenie na hipotece wciąż jest uznawane za mające najwyższy tzw. rating, czyli mówiąc inaczej – za najpewniejsze. Z tego też powodu warunki, na jakich można korzystać z kredytu, który jest zabezpieczony hipoteką, są zazwyczaj najkorzystniejsze. I to w wielu wątkach. Rzecz jasna przede wszystkim zazwyczaj niższe niż w przypadku innych rodzajów kredytu są tu koszty jego obsługi. Te dwie okoliczności przesądzają o tym, że popyt na kredyty hipoteczne jest stosunkowo wysoki. Na dodatek zapowiedź rychłych zmian podatkowych nieznacznie ożywiła rynek nieruchomości, co dodatkowo zachęciło klientów do szukania kredytów, a banki do poszerzania swojej oferty w tym zakresie.

Obecnie praktycznie każdy liczący się na rynku bank ma w ofercie kredyt hipoteczny. Taki produkt zaoferowały niedawno nawet spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe. Natomiast główni gracze w tym segmencie rynku poszerzają swoje produkty o kolejne opcje służące udogodnieniom dla klientów.

Dzięki narastającej konkurencji praktycznie wszystkie banki – na stałe lub w okresie przejściowym – zrezygnowały ze standardowych jeszcze niedawno opłat za rozpatrzenie wniosku o kredyt. Znaczna część zrezygnowała z prowizji za przydzielenie kredytu, a niektóre także obniżyły swoje prowizje. Praktycznie wszystkie banki oferują też kredyty w wersji dewizowej, przy czym w ostatnim okresie szczególnie modną walutą stał się frank szwajcarski. Wynika to z dwóch okoliczności: oprocentowanie dla tej waluty jest najniższe. Pozwala to bankom na „promocyjne” oferowanie kredytu o stopie nawet niższej niż 2 proc. rocznie. „Promocyjne”, ponieważ na rzeczywisty koszt takiego klienta, oprócz atrakcyjnie niskiej stopy, składa się bardzo wysoka prowizja banku (5 proc., a nawet więcej). Banki wykorzystują przy tym fakt, że kredyty hipoteczne wyjęte są spod rygorów ustawy o kredycie konsumenckim, nie muszą więc podawać rzeczywistej stopy procentowej.

Coraz powszechniej w ofercie pojawia się opcja umożliwiająca zabezpieczenie kredytu hipotecznego na hipotece nieruchomości innej niż kredytowana. Można też w ofercie znaleźć produkty, które – przy spełnieniu określonych kryteriów – pozwalają na sfinansowanie 100 proc. kosztów budowy. A są i takie, które pozwalają kredytobiorcy na przeznaczenie określonej części kredytu hipotecznego na dowolny cel, np. zakup mebli i wyposażenia do zakupionego mieszkania lub sfinansowanie wyjazdu, by odpocząć po trudach inwestowania. Bez trudu można znaleźć kredyt, gdzie jeden z potencjalnych kredytobiorców wnosi zdolność kredytową, a drugi – możliwość zabezpieczenia kredytu na hipotece.

Słowem, konkurencja doprowadziła do tego, że oferta kredytów hipotecznych udostępnianych przez banki klientom w ostatnim czasie zyskała niesłychaną i niespotykaną do tej pory na polskim rynku finansowym elastyczność. W tej sytuacji nie powinno dziwić, że w ciągu minionych 12 miesięcy znaczne poszerzyła się oferta banków także w zakresie pożyczek hipotecznych.

Pożyczka hipoteczna przypomina kredyt, którego zabezpieczeniem jest hipoteka kredytowanej lub innej nieruchomości. Główna różnica polega na tym, że kredytobiorca może przeznaczyć pieniądze na dowolny cel, w tym także niezwiązany z nieruchomością, gdyż bank ani nie pyta, ani nie sprawdza na co zostały wydatkowane pieniądze. Można więc z nich zapłacić wkład do spółdzielni czy TBS-u, można też np. finansować budowę domu na działce, która jest własnością innej osoby, a w związku z tym ustanowienie hipoteki może być utrudnione. Można też finansować budowę nowego lokum, ustanawiając zabezpieczenie hipoteczne na już posiadanej nieruchomości. Trzeba bowiem pamiętać, że opcja zabezpieczenia kredytu hipoteką na innej niż kredytowana nieruchomości, choć dostępna w wielu przypadkach, wciąż w ofercie banków nie jest rozwiązaniem standardowym.

To, że pożyczka hipoteczna jest dużo bardziej elastyczna od kredytu ma też – rzecz jasna – swoją cenę. Pożyczki hipoteczne przeznaczone na dowolny cel różnią się od kredytów także długością okresu, na jaki bank pożycza pieniądze. O ile te drugie udzielane są nawet na 30 lat, to pożyczki mają znacznie krótsze terminy spłaty, zazwyczaj pięcioletnie, ale w aktualnej ofercie banków można znaleźć i taki produkt, w przypadku którego bank dopuszcza nawet 15-letnią jej spłatę.

Jak nie kredyt, to karta

Bardzo surowe kryteria przy ustalaniu zdolności kredytowej potencjalnego kredytobiorcy, wsparte ogólną powszechnością raportów Biura Informacji Kredytowej, przyczyniły się do tego, że zmalała akcja kredytowa banków w zakresie kredytów konsumpcyjnych, czyli takich, gdzie kredytobiorca ma pełną swobodę w wyborze celów i wydatkowania pożyczonych pieniędzy. W tych warunkach w minionym okresie można odnotować dwie tendencje. Po pierwsze, uelastycznienie przez banki oferty tzw. kredytów sezonowych. Po drugie zaś większe zainteresowanie kartami kredytowymi.

Kredyty sezonowe cechowały się do tej pory krótkim, zazwyczaj maksymalnie 6-miesięcznym okresem kredytowania oraz stosunkowo niskimi kwotami kredytów. Obie te, do niedawna żelazne, reguły zostały naruszone. W ofercie pojawiły się więc kredyty „letnie” czy „jesienne”, umożliwiające pożyczenie pieniędzy na dowolny cel konsumpcyjny na okres roku lub nawet dłużej, a w wielu bankach górną granicą takiego kredytu jest wielokrotność średnich dochodów kredytobiorcy. Sprawia to, że w wielu przypadkach takie kredyty okolicznościowe co do kwot zbliżyły się do kredytów hipotecznych, a co do okresu trwania umowy – do pożyczek zabezpieczonych na hipotece.

Osobom poszukującym chwilówek za wszelką cenę trudno było w tych okolicznościach oprzeć się ofensywie banków w zakresie kart kredytowych. O ile jeszcze do niedawna rynek tego produktu zdominowany był przez trzy banki: Citi Handlowy, Raiffeisen i BZ WBK, o tyle obecnie kartę kredytową oferują niemal wszystkie liczące się na rynku banki. Wiele z nich (np. Kredyt Bank i PKO BP) namawia przy tym swoich klientów, by kartą tego „lepszego” rodzaju zastępowali karty typu obciążeniowego (zazwyczaj Visa Classic), z których dotychczas korzystali.

Niewątpliwa przewaga kart kredytowych nad wszelkimi innymi polega na tym, że daje ona możliwość korzystania z kredytu. Dla rozliczeń zakładany jest bowiem odrębny rachunek (podczas gdy karty debetowe i obciążeniowe rozliczane są z ROR lub rachunku bieżącego), a umowa przewiduje, że klient albo spłaca w określonym terminie całe zobowiązanie, albo 5-10 proc. całej należności. O ile jednak w pierwszym przypadku kredyt jest nieoprocentowany, o tyle w drugim niespłacona część zobowiązania (90-95 proc. wcześniej wydatkowanych skredytowanych kwot) zamienia się w bezterminowy kredyt konsumpcyjny. Rzecz w tym jednak, że oprocentowanie tego kredytu jest wyjątkowo drakońskie – w skali roku oscyluje w granicach 25-40 proc. Wiele osób w tej sytuacji całkiem nieopatrznie wpadło w klasyczną pułapkę zadłużenia.

O dziwo, jednak tak daleko posunięta dostępność kart kredytowych nie wpłynęła wcale na spadek oprocentowania kredytowanej części należności. Banki zdaje się będą w tym segmencie rynku rywalizować w całkiem inny sposób. Oto kilkanaście dni temu Raiffeisen zaoferował kolejną kartę kredytową o niskim oprocentowaniu, którą można wykorzystać m.in. w celu spłaty kredytu zaciągniętego w innej „drogiej” karcie kredytowej. Jednocześnie jednak bank ten nie zamierza wycofywać się z dotychczasowej oferty, w której kredyty w karcie są oprocentowane na poziomie 31,5 proc.

Internet znów przyspiesza

W ciągu minionych 12 miesięcy lista banków oferujących ROR dostępne za pośrednictwem internetu objęła niemal wszystkie liczące się na rynku banki. Jednocześnie można zaobserwować pewien charakterystyczny proces: im bardziej nowoczesny zintegrowany system informatyczny wdrożono w danym banku, tym nowocześniejsza jest oferta w tym zakresie. I odwrotnie. Dlatego np. spektakularne przejęcie pod koniec ubiegłego roku internetowego Inteligo przez największego polskiego detalistę – PKO BP – wciąż nie zakończyło się zapowiadaną od roku integracją e-Superkonta z kontem Inteligo. Wbrew zapowiedziom nie przedstawiono właścicielom kont internetowych oferty kredytowej (za wyjątkiem debetu do 499 zł). Nadal też ten największy bank jest jednym z nielicznych na rynku, którego bankomaty, choć działają w systemie on-line, nie mają opcji pozwalającej na pokazanie bieżącego stanu rachunku.

Na prawdziwą rewolucję w tej materii zanosi się jednak dopiero teraz. W ciągu najbliższych siedmiu miesięcy powinien ukształtować się fundament dla tzw. pieniądza elektronicznego. Właśnie weszły w życie i ustawa regulująca zasady działania tego produktu finansowego nowej generacji, i przepisy wykonawcze do niej. Co prawda, banki jeszcze nie do końca uzgodniły zasady współpracy na tym polu – m.in. nie jest jeszcze przesądzone, czy każdy z nich będzie samodzielnym emitentem takiego pieniądza czy raczej powołana zostanie wspólna instytucja usługowa na rzecz zainteresowanych banków, ale raczej przesądzone jest, że pieniądz elektroniczny będzie przebojem kolejnego sezonu.

Zbigniew Biskupski, Gazeta Prawna