Transgraniczne fundusze podbijają Europę

 

Już co drugie euro wpłacane przez Europejczyków do funduszy inwestycyjnych trafia do powierników transgranicznych zarejestrowanych głównie w Luksemburgu. Zaczynają oni także mocno rozpychać się łokciami na polskim rynku

 

Małe księstwo Luksemburg to magnes przyciągający kapitał ze wszystkich stron Europy. Według ostatnich danych FEFSI (Europejskiej Federacji Towarzystw i Funduszy Inwestycyjnych) na koniec września 2004 r. zlokalizowane tam fundusze zarządzały zawrotną kwotą ponad biliona euro, czyli co piątym euro powierzonym funduszom przez oszczędzających na Starym Kontynencie. To z grubsza czterokrotnie więcej niż w Niemczech i trzykrotnie niż w Wlk. Brytanii. Pod tym względem księstwo ustępuje tylko minimalnie Francji. Ale jeśli aktywa nad Sekwaną będą nadal chudły, tak jak działo się to ostatnio, to w tym roku Luksemburg może zostać powiernikiem numer jeden w Europie.

 

Skąd ta popularność? Mieszkańcy księstwa są oczywiście zamożni, ale o majątku zarejestrowanych tam funduszy przesądza ich sprzedaż za granicą.

 

To, że co drugie euro inwestowane obecnie w fundusze nie zna granic, pokazuje, jak bardzo zintegrowany jest już europejski rynek powierników – mówi Wolfgang Mansfeld, szef FEFSI. Jest on zagorzałym zwolennikiem liberalizacji przepisów. Znaczenie kraju pochodzenia funduszy ma być drugorzędne wobec korzyści dla indywidualnych klientów. Mają oni mieć dzięki ofercie transgranicznej większy wybór i niższe prowizje.

 

Taka wizja spędza sen z powiek wielu powiernikom. Skala sukcesu tzw. funduszy transgranicznych jest bowiem dużym zaskoczeniem. Luksemburg przyciąga niższymi podatkami, prostymi przepisami i przyjaznym otoczeniem biznesowym. O tym, jak wielka jest to przewaga, przekonały się niedawno fundusze szwajcarskie. Ich majątek stopniał, bo klienci i sami powiernicy „głosowali nogami”, wybierając Luksemburg.

 

Minął niespełna rok od wejścia Polski do Unii, a nasz rynek już stał się celem dla funduszy luksemburskich. Nie muszą otwierać u nas oddziałów i przechodzić czasochłonnej rejestracji w polskich instytucjach, bo korzystają z tzw. paszportu europejskiego, który pozwala działać na całym rynku unijnym. To rodzaj wizy, która pozwala wjeżdżać do wszystkich państw unijnych.

 

Na efekty nie trzeba było długo czekać. Polscy klienci mogą inwestować w trzy fundusze należące do skandynawskiej grupy bankowej Nordea, a także fundusz Torrus Merrill Lyncha – jednego z największych banków inwestycyjnych świata, zarządzającego majątkiem 1,3 bln dol. Ten ostatni w materiałach sprzedawców zapewnia, że inwestycja pozwala uniknąć podatku Belki. Chodzi o to, że klienci funduszu otrzymają od niego dywidendę, a ta w Luksemburgu ma stawkę zerową podatku. W Polsce trzeba byłoby od niej zapłacić 19 proc.

 

Do sprzedaży funduszy luksemburskich u nas przymierzają się też np. amerykański Citibank, belgijski KBC oraz niemiecki Commerzbank.

 

Walka powierników o pieniądze oszczędzających w Europie toczy się o zawrotną kwotę blisko 5,2 bln euro. Tylko w zeszłym roku zarządzający nimi dostali ok. ćwierć biliona euro świeżej gotówki. Klientów przyciągnęła hossa na giełdach i przeprosili się z akcjami. Zarejestrowane w Polsce fundusze mają jeszcze majątek niewielki, bo zaledwie 8 mld euro, ale to rynek bardzo atrakcyjny. Po pierwsze, znacznie szybciej rosnący niż np. w Czechach i na Węgrzech. Po drugie, jest największy ze wszystkich dziesięciu państw przyjętych do Unii.

 

Tomasz Prusek, Gazeta Wyborcza