Walka rozsądku z emocjami

Najważniejsze wydarzenia z 29 listopada 2007 r.:

  • Ceny domów spadły w listopadzie w Wielkiej Brytanii o 0,8% w porównaniu z październikiem, najwięcej od 12 lat – w skali 12 miesięcy wzrost wyniósł 6,9%
  • Podaż pieniądza w Wielkiej Brytanii w październiku o 11,8%
  • Amerykański PKB w III kwartale wypadł tak jak oczekiwano – wzrost sięgnął 4,9%
  • Sprzedaż nowych domów w USA w październiku oraz ceny tych domów zdecydowanie rozczarowały – właściciela znalazło 728 tys. domów, a ceny spadły o 13% w porównaniu z październikiem 2006 r.
  • Cotygodniowy raport o liczbie nowych bezrobotnych w USA wypadł gorzej od oczekiwań – przybyło ich 352 tys.

Diagnoza sytuacji na rynkach finansowych

Na naszym parkiecie trwa walka rozsądku z emocjami. Można odnieść wrażenie, że nasi inwestorzy mniej poddają się tym drugim niż na przykład inwestorzy w USA. W czwartek, po dużym skoku amerykańskich indeksów ze środy, mieli do wyboru dwa warianty. Poddać się euforii i przystąpić do ostrych zakupów albo przyjąć wyczekującą postawę i dać sobie czas na ocenę sytuacji czy zryw kupujących w Ameryce to chwilowy wyskok, czy początek trwalszego ruchu. Przeważyła wczoraj postawa wyczekująca. Początkowo na fali optymizmu odnotowaliśmy spory wzrost, ale też jeszcze przed południem można było się zorientować, że mamy do czynienia raczej z przesunięciem notowań na wyższe poziomy niż z rzeczywistą siłą popytu zdolną popychać z każdą godziną kursy coraz wyżej. Widząc bierność kupujących notowania stopniowo opadały w czym pomagało oczekiwanie na korektę środowego wzrostu w USA pod wpływem kolejnej porcji słabych danych z rynku nieruchomości oraz niekorzystnych wyników finansowych spółek.  W efekcie nasz rynek nie zdołał wykonać ruchu w górę, który uzasadniałby większy optymizm. Kolejna w ostatnim czasie czarna świeca nie nastraja dobrze. Ma ona podażowy charakter i skłania do przekonania, że podniesienie się cen akcji ich posiadacze wykorzystywali do ich pozbywania się.

Martwiły szczególnie doniesienia z rynku nieruchomości. Sprzedaż domów na rynku pierwotnym potwierdziła, że zapaść trwa. Ilość domów, jaka znalazła właściciela była mniejsza od spodziewanej. Jednak nie to było najgorszą wiadomością. Uwagę zwracał przede wszystkim 13-proc. spadek cen, największy od pierwszej połowy lat 70. To pokazuje wyraźnie, że mniejsze zainteresowanie kupnem domów przekłada się na ich ceny. Te ostatnie zaś mają istotny wpływ na rysowanie perspektyw dotyczących wydatków konsumentów w USA. Wzmocnieniem wydźwięku tych danych były wiadomości o blisko dwukrotnym w porównaniu z tym samym miesiącem 2006 r. wzroście w październiku liczby domów podlegających egzekucjom w związku z niespłaceniem kredytów. To kolejny miesiąc utrzymywania się tak wysokiej dynamiki wzrostu. Złego wrażenia nie był w stanie zatrzeć amerykański PKB w III kwartale. Trzeba pamiętać, że to dana najmniej skorelowana z zachowaniem giełd. Z innych informacji przykuwał uwagę mocny spadek cen domów w Wielkiej Brytanii, choć musimy pamiętać, że tam sytuacja nie jest jeszcze tak zła jak w USA, gdyż w skali roku wciąż mówimy o wzroście cen. Tym niemniej widać, że negatywne procesy postępują również i w Wielkiej Brytanii. To przypomina o wciąż wysokich stopach procentowych w tym kraju oraz jeszcze większym zadłużeniu Brytyjczyków niż Amerykanów w relacji do dochodów.

Po mocnym wzroście ze środy trudno było jednak liczyć, że do umysłów inwestorów te wszystkie wiadomości od razu się przebiją. W efekcie mieliśmy jedynie zatrzymanie zwyżki, ale nie cofnięcie się indeksów w USA. Trzeba mieć jednak świadomość, że seria złych wiadomości na rynkach zazwyczaj nie przechodzi na dłuższą metę obojętnie. Często kumulują się one, by wywołać w którymś momencie zdwojony efekt. Istnieje obawa, że tak jest również teraz. Co może stać się katalizatorem wywołującym reakcje na te złe doniesienia?

Widać tu dwa czynniki. Pierwszy jest bardzo groźny. To rosnące od wielu dni stawki na rynku międzybankowym, czyli oprocentowanie pożyczek, jakich banki sobie nawzajem udzielają (Wibor, Libor). Oznacza to, że banki nie są skłonne pożyczać sobie środków w obawie przed ich ulokowaniem w nietrafiony sposób. Taka sytuacja była jednym z najważniejszych czynników determinujących wyprzedaż akcji z lipca i sierpnia. Teraz również to zjawisko wygląda bardzo groźnie. Dotyczy to szczególnie amerykańskich banków, które finansując się właśnie za pomocą takich instrumentów ponoszą wyższe koszty, natomiast udzielając kredytów w oparciu o dochodowość długoterminowych obligacji, która mocno w ostatnich tygodniach spadła, znajdują się w bardzo niekorzystnym położeniu. Skłania do obaw o wyniki finansowe nawet wtedy, gdy założyć, że już nie poniosą żadnych dodatkowych strat związanych z odpisami wynikającymi ze spadku wartości aktywów opartych na kredytach hipotecznych. Cały problem ze stawkami na rynku międzybankowym jest najlepiej widoczny na tle środowych komentarzy wskazujących jakoby nadzieje na obniżki stóp procentowych w USA stały za szaleńczym wzrostem kursów. Takie nadzieje powinny spychać oprocentowanie w dół. Skoro tak nie było to znaczy, że dzieje się coś złego.

Drugim potencjalnym katalizatorem reakcji na złe wiadomości mogą się okazać dzisiejsze dane o wydatkach i dochodach Amerykanów. Inwestorzy trochę przywykli do rozczarowań związanych z kondycją rynku nieruchomości, ale raczej jeszcze w cenach akcji nie jest uwzględnione to, że kryzys przełoży się na wydatki konsumentów. Dlatego na wszelkie sygnały potwierdzające taki scenariusz będą bardzo przewrażliwieni.

Nasza giełda tkwi wciąż na wysokości sierpniowego dołka. Jeśli patrząc jedynie na zamknięcia to WIG balansuje na poziomie tego wsparcia, raz przekraczając je nieco w dół, potem trochę w górę. Trwa to już półtora tygodnia. Natomiast jeśli spojrzymy na wykres uwzględniający dzienne minima, to jesteśmy właśnie świadkami odbicia od dołka z połowy sierpnia. Zwyżka na razie nie wygląda imponująco. Skoro więc rynek nie ma siły mocniej odbić się od tak silnej bariery to trudno jego przyszłość rysować w różowych barwach. Gwoli prawdy trzeba jednak przyznać też, że trwająca od kilku dni konsolidacja może ostatecznie stać się podstawą do większego odreagowania. Trzeba jednak wybić się z niej w górę. Wczoraj się to nie udało, czego konsekwencją może być słabsza ostatnia sesja tygodnia. Przeciw takiemu scenariuszowi przemawia zwyżka na parkietach w Azji. Wobec tego możemy być jednak świadkami jeszcze jednej próby podniesienia cen wyżej.

Dziś na rynkach
30 XI 2007 r.

  • Październikowa ilość rozpoczętych budów w Japonii spadła o 35%, nieco mniej od oczekiwanych 36,3%
  • Indyjski PKB w III kwartale wzrósł o 8,9% wobec oczekiwanych 8,7%
  • Polski PKB w III kwartale
  • Listopadowa inflacja w strefie euro
  • PKB Eurolandu w III kwartale
  • Listopadowy indeks zaufania konsumentów w strefie euro
  • Październikowe dochody i wydatki osobiste Amerykanów oraz wskaźnik zmiany cen odpowiadający strukturze tych wydatków (PCE Deflator)
  • Chicago PMI, wskaźnik aktywność amerykańskiego przemysłu w rejonie Chicago

Katarzyna Siwek
Expander

Opcje dostępności

Wysoki kontrast
Czytaj stronę
Kliknij aby czytać
Podświetlenie linków
TT
Duży Tekst
Odstępy między tekstami
Zatrzymaj animacje
Ukryj obrazy
Df
Przyjazny dla dysleksji
Kursor
Struktura strony