Albo oszczędzanie, albo biedowanie – Raport

Pieniądze wpłacane do ZUS i na II filar nie zapewnią nam godnej starości. Gdybyśmy te kwoty samodzielnie inwestowali, mielibyśmy nawet czterokrotnie wyższą emeryturę. Money.pl, Expander i Gazeta Prawna wyliczyli, ile tracimy opłacając obowiązkowe składki oraz ile trzeba odkładać, aby mieć za co żyć w przyszłości.

Obecnie pracujące osoby powinny odkładać od kilkudziesięciu do nawet paru tysięcy złotych miesięcznie, jeśli nie chcą znacząco obniżyć swojego standardu życia po przejściu na emeryturę. Jeśli liczą tylko na ZUS i II filar, to ich pierwsza emerytura będzie niższa od 40 do 60 procent w porównaniu do ostatniej pensji.

Dla przykładu: dobrze zarabiająca 35-letnia pani Magda po przejściu na emeryturę bardzo się rozczaruje.

Dziś na rękę otrzymuje 3 965 zł. Biorąc pod uwagę średni wzrost płac, jej pensja za 25 lat – gdy zakończy karierę zawodową – wynosić będzie 10 452 zł netto. Natomiast pierwszy przelew z emeryturą opiewać będzie na 4 015 zł. Jeśli pani Magda nie zmniejszy wydatków, miesiąc zakończy z debetem w wysokości aż 6 437 zł. Emerytura stanowi bowiem tylko 38 proc. jej ostatnich zarobków.

Gdyby pani Magda miała możliwość samodzielnego inwestowania pieniędzy, które dziś musi wpłacać do ZUS-u i do OFE, za 25 lat miałby emeryturę w wysokości 110 proc. ostatniej pensji.

Jednak takiej możliwości w Polsce nie ma i pani Magda musi zacząć oszczędzać, jeśli np. nie chce za 25 lat zmieniać mieszkania na mniejsze, o niższym czynszu. I to oszczędzać niemało.

Najprostszym sposobem wydaje się lokata bankowa. Jednak to mało efektywny sposób – pieniędzy nie przybywa, są jedynie chronione przed inflacją. Przy założeniu, że lokata oprocentowana jest na 3 proc., pani Magda odkładać musi aż po 2,5 tys. zł miesięcznie. To bardzo dużo – z jej pensji na życie zostawałoby jej 1 460 zł. Dlatego znacznie korzystniejszy wydaje się fundusz inwestycyjny. Gdyby pani Magda zdecydowała się na fundusz akcji, to miesięcznie musiałby wpłacać 654 zł. W przypadku funduszu zrównoważonego byłoby to ponad tysiąc złotych.

To wciąż duże kwoty, ale pani Magdzie zostało „tylko” 25 lat na uzbieranie kwoty, która zniwelowałaby różnicę miedzy pensją a emeryturą.

Młodsze osoby, a szczególnie młodsi mężczyźni, mają znacznie lżej.

23-letni Mariusz ma dużo czasu, żeby zabezpieczyć sobie starość. Jeśli pomyśli o tym już dziś, może odkładać zaledwie po 30 zł, aby po 42 lata mieć niemały kapitał. Zarabia dziś 1 365 zł na rękę. Po 42 latach jego ostatnia pensja wynosić będzie 6 525 zł, a pierwsza emerytura zaledwie 3 858 zł. Jednak w ujęciu procentowym to i tak dużo więcej, niż w przypadku pani Magdy, bo blisko 60 proc. ostatniej pensji. Przy takich zarobkach Mariusza nie stać na odkładanie na lokacie – musiałby wpłacać po 810 zł. Ale oszczędzanie w funduszu zrównoważonym, to już miesięczna kwota w wysokości 80 zł, a w akcji 30 zł.

Wniosek: im szybciej zacznie się oszczędzać, tym mniejsze kwoty trzeba odkładać. Mariusz musi odkładać minimalnie 2,4 procent swojej pensji, a pani Magda co najmniej 16,5 proc.

I jeszcze jedna obserwacja: gdyby oboje dziś zostali zwolnieni z płacenia składek emerytalnych i te pieniądze inwestowali, pani Magda miałaby po 25 latach pierwszą emeryturę o 10 proc. wyższą, niż ostatnią pensję (zamiast ponad 60 proc. niższą), a emerytura Mariusza byłaby aż sześciokrotnie wyższa niż ostatnia pensja – a będzie o 40 proc. niższa.

To pokazuje, jak źle się dzieje z naszymi pieniędzmi przymusowo wpłacanymi do ZUS-u i OFE. Trudna do rozwiązania jest sytuacja z ZUS-em, bo obecnie wpłacane składki od razu trafiają do obecnych emerytów. Na naszym koncie są pieniądze wirtualne, które nie są inwestowane, a jedynie indeksowane o specjalne wskaźniki. W zależności od tego, ile tych wirtualnych pieniędzy nazbieramy, taką emeryturę dostaniemy, ale z pieniędzy pochodzących ze składek wówczas pracujących osób. Prościej wygląda sprawa z OFE. Problem bowiem nie jest w tym, że są one źle zarządzane, ale prawo nie pozwala im optymalnie zarządzać naszymi pieniędzmi. Ustawową są zmuszone do tak bezpiecznego inwestowania, że aż mało efektywnego.

Nie warto pocieszać się tym, że choć emerytura będzie niższa od ostatniej pensji, to za 4 tysiące da się wyżyć (mniej więcej taką kwotę dostanie zarówno pani Magda jak i pan Mariusz). Warto pamiętać o inflacji. Dziś o 4 tys. zł emerytury marzy nie jedna starsza osoba, ale za ćwierć wieku nie będzie to wcale pokaźna kwota. Zakładając, że inflacja przez najbliższe dziesięciolecia średnio rocznie wynosić będzie tylko od 2 do 3 proc., to po 25 latach za 4 tysiące złotych będziemy mogli kupić tyle, ile dziś możemy za 2 – 2,4 tys. zł.

Dziś za 4 tys. zł można kupić 4 pralki, a gdy pani Magda będzie przechodzić na emeryturę, starczy jej na dwie pralki i zapas proszku.

Pan Mariusz również dostanie około 4 tys. emerytury, jednak za 42 lata. Wtedy za emeryturę w tej wysokości będzie mógł kupić jedną pralkę i zostanie mu jeszcze na proszek.

Bartosz Chochołowski, Money.pl

Komentarze

Maciej Kossowski, Expander

Wszyscy powtarzają, że dwa filary to za mało. Widać to bardzo wyraźnie dopiero wówczas, gdy policzymy ile zebralibyśmy na emeryturę samodzielnie inwestując to co obowiązkowo trafia do OFE i ZUS. Szczególnie ta druga instytucja jest mało efektywna jeśli chodzi o pomnażanie pieniędzy. Właściwie trudno mówić o pomnażaniu. Dlatego w przypadku ZUS nazywa się to indeksacją i oznacza roczne „oprocentowanie” mniej więcej na poziomie lokaty bankowej.

OFE mają już znacznie więcej wspólnego z sensowym inwestowaniem jednak również nie jest to idealne rozwiązanie. Fundusze emerytalne inwestują w akcje tylko ok. 30 proc. naszych składek. Za resztę współfinansują wydatki budżetowe kupując obligacje skarbu państwa. Można argumentować, że OFE skonstruowano właśnie tak, by były odpowiednie dla wszystkich – także dla osób, którym do emerytury zostało niewiele czasu i w związku z tym nie mogą podejmować wyższego ryzyka. Tymczasem obowiązek oszczędzania w otwartych funduszach emerytalnych dotyczy tylko osób urodzonych po 31 grudnia 1968 roku, który do emerytury zostało sporo lat. Spokojnie można więc było pozwolić OFE na bardziej agresywne i w dłuższej perspektywie zyskowne inwestowanie naszych składek.

W tej chwili OFE nie są niczym innym jak funduszami stabilnego wzrostu, o niskich kosztach zarządzania, lecz bardzo wysokich prowizjach. Do końca 2010 roku od fundusze te mogą pobierać 7% od każdej składki, a potem poziom opłat ma stopniowo spadać aż do 3,5%. Stopy zwrotu OFE rzeczywiście wyglądają atrakcyjnie w zestawieniu z funduszami o podobnej strukturze aktywów. W porównaniach tych nie uwzględnia się jednak wspomnianych wysokich opłat od składek trafiających do funduszy emerytalnych (w naszych symulacjach wzięliśmy je pod uwagę). Tymczasem oszczędzając samodzielnie bez problemu znajdziemy np. Indywidualne Konto Emerytalne oparte na funduszu akcji w ramach którego od początku nie będzie żadnych prowizji.

Skoro jednak dwa filary są obowiązkowe nie pozostaje nam nic innego jak we własnym zakresie oszczędzać na emeryturę. Jak pokazują nasze obliczenia, przy wieloletnim horyzoncie inwestycyjnym można bardzo niewielkim nakładem środków uzupełnić emerytalny ubytek dochodów. Im dłużej zwlekamy z rozpoczęciem inwestowanie tym większe wyrzeczenia będą konieczne.

Inwestując samodzielnie powinniśmy skorygować „błędy” dwóch pierwszych filarów i przyjąć maksymalnie agresywną i w długiej perspektywie najbardziej zyskowną strategię. W odpowiednim skonstruowaniu wieloletniego programu inwestycyjnego pomóc może doradca finansowy, który ma niezbędną wiedzę i dostęp do oferty wielu funduszy. Uzależnianie swojej emerytury od osiągnięć jednej tylko firmy zarządzającej jest zbyt ryzykowne – konieczna jest daleko posunięta dywersyfikacja.

Bartosz Chochołowski, Money.pl

Obliczenia przedstawione w tekście oparte są na szacunkach – wynagrodzenia mogą rosnąć szybciej, lub wolniej, fundusze mogą przynosić większe lub mniejsze zyski. Tak więc na emeryturze możemy być biedniejsi lub bogatsi, niż wynika to z naszych wyliczeń. Jedno jest jednak pewne – będzie źle, wątpliwość dotyczy tylko tego, jak bardzo źle.

W dodatku większość obecnie pracujących ludzi nie oszczędza indywidualnie, bo nie ma z czego odkładać. Jeśli ledwo się wiąże koniec z końcem, to rozważania o zabezpieczeniu starości schodzą na dalszy plan – dominuje myślenie, że jakoś to będzie. Jednak o ile osoby niezbyt wiele zarabiające, którym pozostało do emerytury niewiele lat, rzeczywiście są na przegranej pozycji, to młodzi, nawet niebogaci, mogą kosztem niewielkich wyrzeczeń zmienić swoją przyszłość.

Jeśli postanowimy oszczędzać po 100 zł miesięcznie, to pamiętajmy, że za 10 lat nie będzie to duża kwota i będzie stanowić znacznie mniejszy procent naszej pensji, niż obecnie (inflacja). Tak więc obciążenie domowego budżetu z tytułu indywidualnego oszczędzania na emeryturę spada z roku na rok i staje się mniej uciążliwe. Natomiast jeśli dziś nie możemy odkładać pieniędzy w takiej kwocie, jaka jest potrzebna do zapewnienia godziwej starości, to odkładajmy cokolwiek, a w miarę możliwości zwiększajmy środki na ten cel (jeśli otrzymamy podwyżkę, zmienimy prace na lepiej płatną).

Warto też pamiętać, że coraz głośniej eksperci ostrzegają, że polski system ubezpieczeń społecznych zbankrutuje – głównie ze względu na złą sytuacje demograficzną.

Mimo obowiązkowego systemu ubezpieczeń, tak na prawdę możemy liczyć tylko na siebie.

A Ty? Jaką chcesz mieć emeryturę?