Tagi:

Blisko połowa nowych mieszkań kupowana jako inwestycja

Według szacunków NBP w II kwartale aż 42% nowych mieszkań w największych miastach zostało kupionych jako inwestycje. Nie powinno to dziwić biorąc pod uwagę, że realne oprocentowanie lokat bankowych jest ujemne. Co gorsza, MFW prognozuje, że inflacja w Polsce w latach 2020-2021 ma wzrosnąć aż do 3,5%. Takiego poziomu inflacji nie pokona żadna lokata. Inwestycje w mieszkania na wynajem przynoszą natomiast kilkukrotnie wyższe zyski. Expander ostrzega jednak, aby zachować ostrożność. Rośnie bowiem ryzyko powstania bańki na rynku i jej bolesnego pęknięcia.

W najnowszym raporcie NBP na temat sytuacji na rynku mieszkaniowym w II kwartale 2019 r. można znaleźć ciekawy wykres. Pokazuje on popyt na nowe mieszkania w największych miastach z podziałem na osoby kupujące mieszkanie dla siebie (popyt konsumpcyjny) i tych, dla których kupowane mieszkanie jest inwestycją (popyt inwestycyjny). Z wykresu wynika, że w II kwartale blisko połowę (42%) sprzedanych mieszkań na rynku pierwotnym kupili inwestorzy. Taka sytuacja trwa już od ponad 2 lat. Nie ma w tym nic złego dopóki te mieszkania nie stoją puste. W którymś momencie rynek się jednak nasyci i część inwestorów może mieć problem ze znalezieniem najemców.

Popyt na mieszkania na rynku pierwotnym wg. NBP


Oprocentowanie lokat bankowych najniższe w historii
Tak ogromne zainteresowanie inwestycjami w mieszkania wynika z tego, że w ten sposób można uzyskać wielokrotnie wyższe zyski niż lokata bankowa. Według najnowszych danych NBP, oprocentowanie lokat spadło do najniższego poziomu w historii (1,34%). Kupując lokal na wynajem (bez kredytu) można obecnie uzyskać stopę zwrotu wynoszącą średnio ok. 7% brutto (przy założeniu, że będzie ono zamieszkane przez 12 miesięcy w roku). W przypadku wykorzystania kredytu, może to być nawet ponad 20% rocznie. W takim przypadku dochodzą co prawda dodatkowe koszty (odsetki, prowizja itp.), ale inwestując 50 000 zł można kupić mieszkanie nawet za 500 000 zł. Zyski są więc bardzo wysokie, gdyż są wypłacane od kwoty wielokrotnie wyższej niż zainwestowane 50 000 zł. To może kusić, ale jest bardzo ryzykowne.

Po pierwsze za kilka lat mogą wzrosnąć stopy procentowe i znacząco podwyższyć ratę kredytu. Poza tym na rynek najmu trafia tak dużo mieszkań, że część możne nie znaleźć najemcy. Wtedy inwestor sam musi ponosić koszty utrzymania mieszkania i jeszcze spłacać kredyt. Istnieje też ryzyko, że w kolejnych latach na rynku mieszkaniowym powstanie bańka. Szybko rosnące ceny mieszkań mogą zachęcić do zakupów spekulacyjnych, czyli dokonywanych z myślą o szybkiej odsprzedaży po wyżej cenie. W takiej sytuacji ceny szybko rosną, aż do momentu, gdy brakuje chętnych, żeby płacić jeszcze więcej. Wtedy bańka pęka, co jest bardzo bolesne zarówno dla inwestorów jak i dla finansujących je banków. Dlatego zachęcamy, aby przed podjęciem decyzji inwestycyjnej skupiać się nie tylko na możliwych zyskach, ale również przeanalizować ryzyka.

Banki już próbują hamować popyt na kredyt
Na koniec warto dodać, że w ostatnim czasie banki podjęły pewne kroki, aby ograniczyć ryzyko napompowania bańki na rynku nieruchomości. Zauważalnie podwyższyły marże dla kredytów z niskim (10%-20%) wkładem własnym. Po ostatnich podwyżkach średnia marża dla takich kredytów wynosi już 2,46%, czyli jest najwyższa od 2010 r. To sprawia, że rosną raty nowo udzielanych kredytów i jednocześnie powoduje spadek ich dostępności. Wydaje się jednak, że to jeszcze nie koniec tego rodzaju zmian i prawdopodobne są kolejne podwyżki i utrudnienia w dostępnie do kredytów hipotecznych.

Jarosław Sadowski
Główny analityk Expander Advisors

Raport Expandera i Rentier.io – Ceny mieszkań, III kw. 2019

Drożeją kredyty hipoteczne. Z raportu Expandera i Rentier.io wynika, że średnia marża dla kredytów z 10% wkładem własnym wynosi już 2,46%. To najwyższy poziom od 2010 r. Wciąż drożeją również mieszkania, szczególnie te duże, których średnia cena jest aż o 15% wyższa niż przed rokiem. Popyt na takie lokale może nadal rosnąć, jeśli frankowiczom uda się uwolnić z pułapki wysokiego zadłużenia.

W III kwartale ofertowe ceny mieszkań wzrosły niemal we wszystkich dużych miastach w Polsce. W porównaniu do II kw. małe mieszkania podrożały średnio o 2,2%, średnie o 1,5%, a duże o 3,5%. W ciągu ostatnich 12 miesięcy zmiany wyniosły natomiast odpowiednio 13%, 13% i 15%. Duże lokale (powyżej 60 m2) drożały więc mocniej niż małe i średnie. Co ciekawe, w kolejnych latach popyt na duże mieszkania może jeszcze wzrosnąć za sprawą unieważnienia czy „odfrankowienia” kredytów walutowych.

Odfarnkowienie kredytów może podbić popyt na duże mieszkania
W okresie poprzedniego boomu swoje pierwsze mieszkania kupowały bardzo liczne osoby, urodzone w okresie wyżu demograficznego z początku lat 80-tych. Część z nich chciałoby zmienić mieszkanie na większe, ale nie mogą, gdyż zaciągnęli kredyt we frankach szwajcarskich. Ponieważ kurs franka bardzo mocno wzrósł, to mimo ponad 10 lat spłaty, zadłużenie niejednokrotnie przewyższa otrzymaną kwotę kredytu. To sprawia, że nie opłaca się sprzedawać mieszkania, na które zaciągnięty został taki kredyt. Poza tym ten dług obciąża zdolność kredytową i nie pozwala na zaciągniecie kolejnego kredytu, na nowe mieszkanie. Jeśli jednak sądy będą unieważniać umowy takich kredytów lub zamieniać je w kredyty złotowe, to sytuacja na rynku może się bardzo zmienić. Z jednej strony może pojawić się zwiększony popyt na duże lokale. Jednocześnie do sprzedaży lub na wynajem trafi część tych, w których obecnie mieszkają frankowicze.

Kredyty z najniższym wkładem najdroższe od 2010 r.
Wzrost cen mieszkań nie powinien dziwić biorąc pod uwagę dane jakie spływają z rynku kredytów hipotecznych. Wszystko wskazuje na to, że w tym roku wartość wypłaconych kredytów wyniesie ok. 62 mld zł, czyli przebije rekord z 2008 r. Dla banków do jednocześnie dobra i zła informacja. Oczywiście cieszą się z wysokiej sprzedaży. Jednocześnie obawiają się jednak nadchodzącego spowolnienia gospodarczego, a dokładniej tego czy kredytobiorcy poradzą sobie ze spłatą w trudniejszych czasach. Z tego względu próbują ograniczać dostępność kredytów dla klientów z niskim wkładem własnym.

Po ostatnich podwyżkach średnia marża dla kredytów z 10% wkładem własnym wynosi 2,46%, a dla tych z wkładem na poziomie 20% jest to 2,09%. Tak dużej różnicy w tych stawkach nie widzieliśmy od 2010 r. Banki ewidentnie próbują zniechęcać do kredytów hipotecznych tych klientów, którzy posiadają bardzo niski wkład własny. Nie można wykluczyć, że takie podejście będzie kontynuowane. Kredyty dla osób posiadających niski wkład mogą być wkrótce jeszcze droższe i przez to trudnej dostępne.

Ofertowe ceny mieszkań w III kw. 2019 r.

Ranking kredytów hipotecznych
(kredyt na 300 000 zł i okres 25 lat)

Metodologia raportu
Podane ceny mieszkań to mediany, które wyliczono na podstawie analizy 94 123 ogłoszeń sprzedaży dostępnych w internecie w III kw. 2019 r. Wartości są publikowane tylko dla rynków, na których liczba ogłoszeń przekracza 100.

Ceny mieszkań w Polsce rosną dwa razy szybciej niż średnio w UE

Eurostat opublikował dane na temat cen mieszkań w II kwartale 2019 r. W ciągu ostatnich 12 miesięcy w Polsce wzrosły one o 8%. To dwukrotnie szybszy wzrost niż średnio w UE. Warto jednak dodać, że u nas sytuacja jest zbliżona do tego co dzieje się u naszych południowych sąsiadów – Czechów i Słowaków. Największe wzrosty odnotowano natomiast na Węgrzech – o 14%.

Patrząc jedynie na okres od II kw. 2018 r. do II kw. 2019 r. ceny mieszkań rosły u nas w dość szybkim tempie. Zdecydowanie szybszym niż średnio w Unii. Warto jednak pamiętać, że przez długi czas niemal się nie zmieniały. Jeśli więc spojrzymy na sytuację w dłuższym okresie, to okaże się, że jesteśmy europejskim średniakiem. W ostatnich latach najniższy poziom cen mieszkań mieliśmy w 2013 r. Od tego czasu ceny wzrosły o 24%, a średnio w UE o 25%.

Wspomniane 24%, to co prawda niemal przeciętny europejski poziom, ale dla osób kupujących mieszkania to niewielkie pocieszenie. Oznacza to bowiem, że mieszkanie, które w 2013 r. kosztowało np. 300 000 zł, dziś ma cenę wynoszącą 372 000 zł. To oczywiście średnio, gdyż są miasta, w których wzrost był znacznie wyższy. W rezultacie trzeba zgromadzić większy wkład własny i zaciągnąć wyższy kredyt. Pocieszające jest jedynie to, że tym czasie w podobnym stopniu do cen mieszkań wzrosły nasze wynagrodzenia.

Kiedy mieszkania zaczną tanieć
Obecnie na rynku nieruchomości nie widać sygnałów spowolnienia. Najnowsze dane BIK pokazują, że Polacy wciąż masowo wnioskują o kredyty hipoteczne. Rośnie zarówno liczba jak i łączna wartość nowo udzielanych kredytów. Z drugiej jednak strony w ostatnim czasie pojawia się coraz więcej informacji sugerujących, że w przyszłym roku i kolejnych latach nasza gospodarka spowolni. To może przełożyć się na spadek popytu na mieszkania. Także demografia będzie w kolejnych latach ograniczać popyt. Wzrosty kiedyś się więc skończą.

Ostrzegamy jednak, że nawet jeśli ceny w końcu zaczną spadać, to nie należy się spodziewać gwałtownych przecen. Problem polega m. in. na tym, że budowlańcy dziś zarabiają zdecydowanie więcej niż w 2013 r. i nie zgodzą się na powrót do tamtych poziomów. Także sprzedający mieszkania już przyzwyczaili się do myśli o cenie jaką mogą uzyskać i bardzo trudno będzie im zaakceptować niższy poziom. Ceny mieszkań potrafią bardzo szybko rosnąć, ale spadki są zwykle powolne i rozłożone w czasie. Wyjątkiem są poważne kryzysy, ale tych mam nadzieję unikniemy.

Zmiany cen mieszkań wg. Eurostatu
(od II kw. 2018 r. do II kw. 2019 r.)


Jarosław Sadowski
Główny analityk Expander Advisors

Raport Expandera i Rentier.io – Ceny mieszkań, wrzesień 2019

Po wakacyjnym spowolnieniu ofertowe ceny mieszkań znów rosną. Z raportu Expandera i Rentier.io wynika, że w porównaniu do maja 2019 r. średnio są one wyższe o 2%. W odniesieniu do poziomu sprzed roku wzrosły natomiast o 13%. Warto też dodać, że jeśli zapowiadane przez PIS duże podwyżki płacy minimalnej zostaną wprowadzone, to w kolejnych latach ceny mieszkań nadal mogą dość szybko rosnąć. Ostrzegamy jednak, że boom nie będzie trwał wiecznie.

Mieszkania znów drożeją
W ciągu minionych 3 miesięcy (od maja do sierpnia) największe wzrosty cen w ofertach sprzedaży mieszkań zaobserwowaliśmy w Szczecinie (+6%), Białymstoku (+5%) i Radomiu (+5%). Ceny spadły jedynie w Katowicach (-3%) i Krakowie (-2%). Średnia zmiana w 16 największych polskich miastach w tym okresie wyniosła 2%. Kontynuacja takiego tempa oznaczałaby ponad 8% wzrostu w skali roku. – Wygląda na to, że spowolnienie na rynku, które obserwowaliśmy w ostatnich kliku miesiącach było spowodowane okresem wakacyjnym. Ostatnie podwyżki cen są sygnałem, że trend wzrostowy na rynku nieruchomości mieszkalnych jest kontynuowany, a więc prawdopodobne są dalsze podwyżki.– mówi Anton Bubiel z Rentier.io.

Szybki wzrost wynagrodzeń może dalej podbijać ceny mieszkań
Symptomów spowolnienia nie widać również w danych na temat kredytów hipotecznych. Zarówno liczba jak i wartość udzielanych kredytów hipotecznych wciąż utrzymują się na bardzo wysokim poziomie. Według BIK od stycznia do lipca wartość wypłaconych kredytów była aż o 13% wyższa niż przed rokiem. Za sierpień znamy jedynie wartość złożonych wniosków i ta była o prawie 14% wyższa niż przed rokiem. To niesamowity wynik biorąc pod uwagę, że 2018 r. był najlepszy od 2008 r. pod względem wartości wypłaconych kredytów.

W kolejnych latach boom na rynku nieruchomości może podtrzymywać zapowiadany przez PIS znaczący wzrost poziomu minimalnego wynagrodzenia. – Nie chodzi o bezpośredni wpływ, gdyż osoby zarabiające minimalną pensję zwykle nie zaciągają kredytów hipotecznych. Duży wzrost wynagrodzenia minimalnego zapewne będzie sprawiać, że znaczących podwyżek zaczną się domagać ci, którzy zarabiają więcej niż minimalna pensja. O ile jednocześnie nie wzrośnie istotnie inflacja i stopy procentowe, to może się to przełożyć na dalszy szybki wzrost cen mieszkań. Za nie płacimy bowiem tyle na ile nas stać. Im wyższe mamy zarobki tym droższe kupujemy mieszkania. – tłumaczy Jarosław Sadowski z Expandera.

Boom nie będzie trwał wiecznie
Oczywiście wzrosty cen nie będą trwały wiecznie. – W najbliższych latach na rynek będzie trafiało coraz więcej mieszkań po zmarłych z bardzo licznych roczników powojennych. Jednocześnie będzie coraz mniej osób młodych, które chcą kupić mieszkanie. Stanie się tak ponieważ w latach 90-tych rodziło się znacznie mniej dzieci niż w 80-tych. Już za 5 lat grupa najaktywniejszych nabywców mieszkań (wiek 25-35 lat) zmniejszy się aż o około milion osób, a w ciągu 10 lat o 1,8 mln. Tego spadku nie uda się w pełni zrekompensować dalszym znaczącym napływem imigrantów. Co prawda rosnące wynagrodzenia będą coraz mocniej zachęcać obcokrajowców do pracy w naszym kraju. Nie uda się jednak uzyskać tak dużej skali napływu migrantów, jaką obserwowaliśmy w ostatnich latach. Boom nie będzie więc trwał wiecznie. – dodaje Jarosław Sadowski z Expandera.

Ofertowe ceny mieszkań w sierpniu 2019 r.


Ranking kredytów hipotecznych
(kredyt na 300 000 zł i okres 25 lat)

Metodologia raportu
Podane ceny mieszkań to mediany, które wyliczono na podstawie analizy 51 035 ogłoszeń sprzedaży dostępnych w internecie w sierpniu 2019 r. Wartości są publikowane tylko dla rynków, na których liczba ogłoszeń przekracza 100.

Alternatywne scenariusze dla rynku nieruchomości

Najbardziej prawdopodobny scenariusz dla rynku nieruchomości na najbliższe lata, to dalsze wzrosty cen, po których w pewnym momencie przyjdzie zakończenie boomu i łagodne przejście do spowolnienia. Historia nie raz jednak pokazała, że czasami sytuacja idzie w zupełnie nieoczekiwanym kierunku. Expander prezentuje więc alternatywne scenariusze, w których z jednej strony możliwe są dalsze silne wzrosty cen mieszkań, które doprowadzą do tego, że za 10 lat będą one aż o 80% wyższe niż dziś. Druga alternatywa to zapaść na rynku, która w najbliższych latach obniży ceny mieszkań w niektórych miastach o kilkadziesiąt procent.

Scenariusz bazowy
Mieszkania drożeją już od 6 lat. Ceny transakcyjne w dużych miastach są już o ok. 30% wyższe niż w 2013 r. Rynek nieruchomości jest jednak cykliczny, co oznacza, że w którymś momencie sytuacja się odwróci i ceny zaczną spadać. Może wywołać to spowolnienie gospodarcze, wzrost stóp procentowych, zmiany demograficzne lub jeszcze inna przyczyna. Pewne jest jedynie to, że ceny nie będą rosły w nieskończoność. Główne pytanie brzmi – czy to już jest szczyt czy też ceny będą rosły jeszcze przez kilka lat zanim boom się skończy?

Scenariusz alternatywny – ceny spadną o kilkadziesiąt procent
Największe zagrożenia dla rynku nieruchomości to wzrost stóp procentowych i drastyczne zmniejszenie się popytu. Jeśli chodzi o stopy procentowe, to w ostatnich latach przyzwyczailiśmy się do tego, że są one bardzo niskie. W Europie Zachodniej obowiązują wręcz ujemne stopy procentowe, które powodują dziwne sytuacje, w których np. bank płaci odsetki osobie, która zaciągnęła kredyt.

A co jeśli za kilka lat okaże się, że wcale nie żyjemy w „zupełnie innych czasach” i że tak niskie stopy procentowe wcale nie są „nową normalnością”. Gdyby np. wojny handlowe, walutowe lub konflikty zbrojne doprowadziły do znaczącego wzrostu inflacji, to mogłoby się okazać, że stopy procentowe będą musiały istotnie wzrosnąć. To spowodowałoby drastyczny wzrost rat kredytowych i spadek dostępności kredytów hipotecznych. W rezultacie zyski z inwestycji w mieszkania na wynajem mogą okazać się niższe niż ze zwykłej lokaty bankowej. W takiej sytuacji właściciele takich mieszkań zapewne chcieliby się ich pozbyć, ale niewielu będzie chciało je kupić m. in. dlatego, że kredyty hipoteczne staną się drogie i trudno dostępne. To z kolei spowodowałoby, że ceny mieszkań w kilka lat mogłyby spaść o kilkadziesiąt procent.

W Polsce duży zagrożeniem dla rynku nieruchomości jest też demografia. Obecnie mieszkania zaczynają kupować osoby urodzone w latach 90-tych. Wtedy rodziło się jednak znacznie mniej dzieci niż w latach 80-tych. W ciągu najbliższych 10 lat aż o 30% (z 5,8 mln pod koniec 2018 r. do ok. 4 mln pod koniec 2028 r.) skurczy się liczba Polaków w wieku 25-35 lat. Tymczasem ta grupa zaciąga najwięcej kredytów hipotecznych. Jednocześnie w niedalekiej przyszłości będą umierały liczne roczniki wyżu powojennego, po których zostaną przecież mieszania. Za 10 lat liczba osób w wieku 70-79 lat wzrośnie aż o 96% (z 2,6 mln do 5,1 mln).

Gdyby dodatkowo w tym czasie spadł napływ imigrantów lub gdyby wyjechało część z tych, którzy już u nas są, to popyt na mieszkania w najbliższych latach może drastycznie spaść. To odbiłoby się również na rynku najmu. Pamiętajmy, że w ostatnich latach mnóstwo mieszkań przeznaczono do wynajmu, gdyż jest to obecnie bardzo zyskowna inwestycja. W sytuacji braku najemców część takich mieszkań zostałaby wystawianych do sprzedaży. Jednocześnie sprzedawane byłyby coraz liczniejsze mieszkania po osobach starszych. Przy niewielkiej liczbie młodych i emigrantów skończyłoby się to znacznym spadkiem cen mieszkań. Gdyby jednocześnie wzrosły stopy procentowe, to spadki cen mogłyby być drastyczne, szczególnie w tych miastach, które najszybciej będą tracić mieszkańców.

Scenariusz alternatywny – ceny mieszkań wzrosną o 80%
Oczywiście prawdopodobny jest też zupełnie inny scenariusz, w którym wzrosty cen, które w ostatnim czasie obserwowaliśmy to dopiero początek. Stopy procentowe jeszcze przez wiele lat mogą pozostać na bardzo niskim poziomie. Problemy demograficzne możemy częściowo zażegnać nadal przyciągając imigrantów. Aby to osiągnąć być może zaczniemy części z nich oferować prawo stałego pobytu czy obywatelstwo. Stopniowo będą się oni bogacić i będzie ich stać na wyniesienie się z wynajmowanych pokoi do własnych mieszkań. Zapewne będą oni osiedlać się w największych i najszybciej rozwijających się miastach, co może sprawiać, że popyt na mieszkania utrzyma się w nich na wysokim poziomie.

Jeśli jednocześnie nadchodzące spowolnienie gospodarcze będzie łagodne i krótkotrwałe, to w najbliższych latach nadal dość szybko mogą rosnąć wynagrodzenia. Goniąc zachód pod względem płac powinniśmy pamiętać, że jednocześnie gonimy ich pod względem poziomu cen. Gdyby przez najbliższe 10 lat pensje rosły średnio o 6% rocznie, to w sumie po tym okresie byłyby o 79% wyższe niż dziś. Wraz z nimi, w podobnym tempie, mogłyby rosnąć ceny mieszkań. W ostatnim czasie drożeją one nawet mocnej niż pensje. Może się więc okazać, że za 10 lat ceny mieszkań w dużych miastach będą o ponad 80% wyższe niż dziś.

Jak wyglądałyby ceny mieszkań za 10 lat przy ich wzroście o 6% rocznie


Przyszłość może wyglądać zupełnie inaczej niż to sobie dziś wyobrażamy. Bardzo trudno jest przewidzieć ile będą kosztowały mieszkania w Polsce za 10 lat, gdyż wpływa na to mnóstwo czynników, z których wiele jest nieprzewidywalnych. Każdy musi więc indywidualnie ocenić czy wstrzymywać się z kupnem i czekać na niższe ceny czy też kupować jak najszybciej, żeby uniknąć kolejnych podwyżek. Osobiście uważam, że jeśli ktoś myśli o zakupie mieszkania i znajdzie takie, które spełnia wszystkie jego wymagania i jednocześnie cena jest taka, że go na nie stać, to lepiej nie czekać. Nawet jeśli w przyszłości będzie taniej, to może się okazać, że nie znajdziemy już takiego lokalu, który będzie nam w pełni odpowiadał.

Jarosław Sadowski
Główny analityk Expander Advisors

Mieszkania drożeją, ale łatwiej je kupić

Według najnowszych danych NBP, transakcyjne ceny mieszkań w II kwartale 2019 r. wciąż rosły. Na szczęście jednocześnie coraz wyższe są dochody Polaków. Dzięki temu, w większości badanych przez nas miast, dostępność mieszkań jest lepsza niż na początku 2013 r., gdy ceny były zdecydowanie niższe niż dziś. Z wyliczeń Expandera wynika, że najbardziej poprawiła się sytuacja kupujących w Lublinie, Krakowie i Kielcach. Tam na mieszkanie o powierzchni 50 m2 trzeba pracować o ponad rok krócej. Najbardziej pogorszyła się natomiast dostępność mieszkań w Gdańsku i Gdyni.

W tej dekadzie najniższe ceny mieszkań w Polsce obowiązywały na początku 2013 r. Od tego czasu wzrosły jednak o ok. 30%. Wiele osób porównujących obecne poziomy cen do tych sprzed kilku lat zapomina jednak o tym, że w tym samym, czasie bardzo szybko rosły też wynagrodzenia Polaków. Dla wielu zaskakujące może być to, że wśród 17 badanych przez nas miast, dostępność mieszania pogorszyła się zaledwie w pięciu, a znaczące pogorszenie zaobserwowaliśmy jedynie w dwóch – Gdańsku i Gdyni. W Gdańsku zakup mieszkania o powierzchni 50 m2 wymaga dodatkowych 14 średnich pensji (wzrost z 95 do 109), a w Gdyni jest to o 12 pensji więcej (z 87 do 99) niż w I kw. 2013 r.

Z kolei poprawę sytuacji odnotowaliśmy aż w 10 miastach. Rekordzistą jest tu Lublin, w którym 6 lat temu trzeba było wydać 93 średnie pensje netto, a obecnie już tylko 75. Znacząca poprawa nastąpiła również w Krakowie i Kielcach. Niemal nie zmieniła się natomiast dostępność mieszkań w Opolu, Szczecinie i Łodzi.

Ile średnich pensji potrzeba, aby kupić mieszkanie 50 m2

Co jeśli ktoś zarabia mniej niż średnie wynagrodzenie?
Do wyliczeń wykorzystaliśmy przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw, które przeliczyliśmy na kwotę netto. Ktoś może jednak argumentować, że większość Polaków zarabia przecież mniej niż wynosi średnia. To jednak nie zmienia obrazu sytuacji. Dla przykładu jeśli ktoś zawsze zarabiał tylko ok. 60% średniej pensji, to 6 lat temu na mieszkanie w Lublinie musiał wydać 155 pensji, a obecnie 125. Niezależnie od poziomu wynagrodzenia, dostępność mieszkań poprawiła w tych samych miastach, w których ona rośnie dla przeciętnego dochodu. Kluczowy w tym kontekście nie jest poziom pensji, ale to jak ona się zmieniła od początku 2013 r. Jeśli pensja danej osoby wzrosła o 40%, a ceny mieszkań w danym mieście o 30%, to dostępność mieszkania się poprawiła. Jeśli pensja wzrosła o 20%, a ceny mieszkań o 30%, to sytuacja kupującego się pogorszyła.

Średnio 99 pensji za mieszkanie 50 m2

Patrząc na cały rynek obserwujemy poprawę dostępności mieszkań. W przypadku siedmiu największych miast średnio potrzeba 99,5 pensji netto, żeby kupić mieszkanie o powierzchni 50 m2. Na początku 2013 r. były to 103 pensje, a w szczycie poprzedniego boomu, czyli w II kw. 2007 r. aż 180 pensji.

Co jeśli ktoś kupuję na kredyt?
Powyższe rozważania dotyczą relacji ceny mieszkania i wynagrodzenia. W rzeczywistości przeciętny człowiek nie kupuje mieszkania za gotówkę, lecz z pomocą kredytu hipotecznego. Jeśli do analizy uwzględnimy również ten element, to okaże się, że poprawa dostępności mieszkań obejmuje wszystkie miasta. Dzieje się tak ponieważ od 2013 r. zdecydowanie spadło oprocentowanie nowo zaciąganych kredytów (z 6,19% do 4,27%). W rezultacie nawet w Gdańsku, w którym pogorszyła się relacja ceny do średniego wynagrodzenia, jest łatwiej kupić mieszkanie. Na początku 2013 r. rata kredytu (z wkładem własnym 10%) na mieszkanie o pow. 50 m2 pochłaniała 56% średniego dochodu netto, a obecnie 53%. To dlatego, mimo dużego wzrostu cen mieszkań, wciąż dobrze się one sprzedają i jest wielu chętnych na kredyty hipoteczne. Po prostu wzrost wynagrodzeń w połączeniu ze spadkiem kosztu kredytu powoduje, że wciąż stać nas na mieszkania, mimo że są one coraz droższe.

Jarosław Sadowski
Główny analityk Expander Advisors